41.

478 26 15
                                    


Nie chcę umierać. Za krótko byłam kochana

Stan zdrowia Catherine z dnia na dzień się pogarszał. Krwawienie z nosa wróciło, co gorsza nie była to krew a czarna maź, która lała się czarnymi strumieniami tak długo dopóki Catherine nie straciła przytomności. Bywały dni na tyle spokojne, że śniła marząc o obudzeniu się w Czarnym Dworze, ale zaraz po przebudzeniu znów widziała beznamiętny wyraz twarzy Marvolo, do którego w pewnien sposób zdążyła się przywiązać.

Ślizgon zawsze był przy niej i pomagał kiedy w nocy dusiła się własną krwią. Ale zawsze gdzieś w podświadomości był cichy głośnik, który podpowiadał jej, że nie powinna mu ufać. Że musi wrócić do Dworu. Tyle, że Catherine nie pamiętała już czym był Czarny Dwór i kim był dla niej Tom.

***

Sam Tom szalał z nerwów. Minęło zaledwie kilka dni, a on czuł się jakby wraz z Catherine umierała część jego duszy.

- Panie - odezwał się zza pleców mężczyzny głos należący do jednego z jego Śmierciożerców - Przybył Magomedyk.

Tom nieznacznie skinął głową i wyszedł, zostawiając Lucjusza Malfoya samego w ogromnej bibliotece. Droga do salonu zajęła mu kilka minut. A na widok swojego starego przyjaciela mimowolnie się uśmiechnął.

- Benjamin, jak dobrze Cię widzieć - powiedział siląc się na spokojny ton Riddle.

- Pisałeś, że potrzebujesz mojej pomocy przyjacielu, więc jestem - odpowiedział z uśmiechem - Tak więc, gdzie pacjentka?

Riddle poprowadził go wzdłuż korytarza, na którego końcu znajdowała się komnata Catherine. W pokoju dziewczyny tak jak poprzednim razem panował straszliwy chłód, a z ust obu mężczyzn unosiły się w powietrze obłoczki pary kiedy oddychali.

- To Catherine? - spytał niepewnie magomedyk, choć doskonale znał odpowiedź.

Dziewczyna tak jak poprzednim razem wyglądała jak uosobienie wszelkich koszmarów Toma.

- Nigdy nie wiedziałem czegoś tak... - zaczął siwowłosy mężczyzna - przerażającego - mężczyzna wyciągnął różdżkę i rzucił w stronę leżącej na łóżku dziewczyny czar diagnozujący.

Nagle ciało Catherine wygięło się nienaturalnie, oczy zabłysły rubinową czerwienią, powodując przy tym ciarki na plecach u mężczyzn. Szyby zatrzeszczały pod wpływem naporu magii i wybuchły, śmiertelnie raniąc Benjamina odłamkami szkła, który jak szmaciana lalka upadł na ciemny dywan.

Tom upadł niedaleko niego z odłamkiem wbitym w brzuch. Uniósł się, aby podnieść swoją rożdżkę, ale nigdzie jej nie widział. Dostrzegł ją dopiero obok łóżka, złamaną na pół, a tuż nad łóżkiem widniał wielki napis.
Ona należy do mnie

***

Nastolatka wybudziła się z kolejnego koszmaru. Catherine, wciąż czuła tą potężną magię, która otaczała jej nieprzytomne ciało w sennym koszmarze. Nadal widziała przed oczami swoje pozbawione życia ciało. Czarne  kule, kredowobiała cera i blade zaciśnięte w wąską kreskę usta, na których znajdowała się czarna cienka pajęczyna.

Pokój w którym leżała przewodził jej na myśl dormitorium Slytherinu, tylko bardziej zaniedbane. Wszędzie było pełno pajęczyn i kurzu. Ciemnozielone ściany były odrapane i zniszczone. Gdzieniegdzie widać było pozostałości po portretach, które znajdowały się na ścianach. Ale jej uwagę przykuło wielkie lustro stojące po środku ogromnego pomieszczenia, wyróżniające się na tle zaniedbanego pokoju. Jego złote ramy lśniły w nikłym świetle pochodni, a u góry widniał napis w nieznanym dla Catherine języku.

- Wszystko dobrze, Catherine?  - głos Marvolo obudził Catherine z pewnego rodzaju letargu w którym od dłuższej chwili tkwiła.

Zanim dziewczyna zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, poczuła straszliwy ból serca, który odbierał jej oddech. Czarna maź znów zaczęła spływać z nosa i uszu dziewczyny tworząc ciemne ślady na bladej twarzy oraz szyi dziewczyny.

- M-Marvolo - wykrztusiła ciężko, krztusząc się krwią - Proszę... - wyciągnęła w jego stronę smukłą dłoń, która ten odtrącił.

Na twarz chłopaka wpłynął okrutny, wręcz sadystyczny uśmiech, który wywołał na placach nastolatki ciarki - Wy ludzie jesteście tak żałośnie słabi - zaczął wstając z ciemnozielonego fotela, zbliżając się coraz szybciej do Catherine, która na kolanach zeszła z łóżka.

- Z tobą było więcej zabawy - zacmokał, stając nad nią - Miewałem nawet chwilę zwątpienia, ale wtedy zajrzałem do twojej pięknej głowy i wiedziałem, że ty nigdy o nim nie zapomnisz - chłopak uniósł podbródek  dziewczyny nie przejmując się czarną mazią na nim -  A ja nie lubię się dzielić, moja droga Catherine.

Marvolo puścił jej podbródek, przez co dziewczyna upadła na zimną podłogę dormitorium Slytherinu.

- Żegnaj, moja mała Czarodziejko - powiedziawszy to, Marvolo wystrzelił w stronę dziewczyny promień zielonego światła, który ugodził ją prosto w serce. Pozbawiając ją życia.

Marvolo pochylił się po raz ostatni nad nastolatką i uśmiechnął się delikatnie - Nie mam na imię Marvolo.

Diamond Heart | tom riddleDonde viven las historias. Descúbrelo ahora