29.

617 40 11
                                    

Wspomnienia wywołują ból, najdotkliwszy zaś sprawiają najlepsze z nich.

Nieznośne pikanie pobudziło mnie z dziwnego snu, który był nad wyraz realistyczny i przerażający. Lekko mrużąc oczy rozglądałam się po małym pomieszczeniu. Ściany były tak białe, że raziły moje suche oczy, powodując bolesne pieczenie. Leżałam na łóżku, okryta białą kołdrą, a w rogu pokoju znajdowała się niewielka biała szafka, na której równo ułożone były pudełeczka po tabletkach. Wzrok swój skierowałam na prawą dłoń w którą wbitą była jakaś rurka, która ciągnęła się po ramieniu aż do nosa. Z przerażeniem spojrzałam na drugą dłoń, aby ujrzeć dokładnie to samo.  Niepewna co się dzieje dalej rozglądałam się po pomieszczeniu. Obok łóżka, ustawiony był na małym białym biurku komputer, pokazujący jakieś kolorowe wykresy. Szybko domyśliłam się, że to on tak nieznośnie pikał a nad moją głową wisiała kroplówka. Próbowałam podnieść głowę, ale w zamian zostałam nagrodzona potężnym bólem głowy, powoli opadłam z powrotem na poduszkę i zaczęłam na nowo badać wzrokiem każdy cal pomieszczenia, w którym obecnie się znajdowałam.

Mój wzrok padł na stojącego niedaleko mnie siwowłosego mężczyznę w białym fartuchu, który z uważnym spojrzeniem skanował moją twarz.

- Panno Prince? - odezwał się spokojnym, rzeczowym tonem - wszystko w porządku?

- J-ja...tak - wychrypiałam, czując jak gardło piecze mnie niemiłosiernie, przez co odkaszlnęłam co ani trochę nie pomogło - g-gdzie ja jestem?

Starszy mężczyzna jakby czytając mi w myślach od razu przysunął do mych spierzchniętych ust kubek zimnej wody, którą zaczęłam łapczywie pić, czego natychmiast pożałowałam.

Poczułam naciągające mdłości, na szczęście mężczyzna był przygotowany na taką sytuację i szybko podał mi specjalny blaszany kubeł. Do którego zwymiotowałam białą, wręcz przezroczystą substancją i cicho stękając położyłam swoją głowę na zimnej poduszce. Mężczyzna podał mi chusteczkę, abym otarła sobie usta, co natychmiast zrobiłam.

- Gdzie ja jestem? - zapytałam ponownie, siwowłosego.

- W Św. Mungu, zostałaś zaatakowana przez najmłodszą córkę Artura Weasleya, ale nie musisz się o nic martwić. Tutaj jesteś bezpieczna - twarz starca rozjaśniła się w delikatnym uśmiechu - nazywam się Benjamin Scott i jestem twoim lekarzem, byłaś w śpiączce przez całe cztery tygodnie, panno Prince.

Magomedyk oznajmił, że najbliższe dni spędzę na obserwacji a później w Skrzydle Szpitalnym, aż do odwołania.

Magomedyk wyszedł zostawiając mnie samą w sali. Po krótkiej chwili, drzwi od sali otworzyły się a w nich stanął Harry Potter, który nie przypominał już tego samego chłopca, którego pamiętałam z przed śpiączki. Jego oczy były matowe, pod nimi dostrzec łatwo było fioletowe cienie. Ciemne włosy, które zazwyczaj tworzyły artystyczny nieład teraz były istnym bałaganem. Sam chłopak nim był. Miał na sobie wymiętą, czerwoną o rozmiar za dużą koszulkę z logiem jakiegoś nieznanego mi zespołu i jeansowe spodnie. Chlopak przedstawiał sobą obraz nędzy i rozpaczy a ja wiedziałam, że to moja wina.

Chłopak usiadł na moim łóżku i dopiero wtedy to zauważyłam. Dziennik.

- H-harry posłuchaj mnie proszę... - zaczęłam, ale chłopak posłał mi pełne smutku spojrzenie - daj mi to wytłumaczyć, Harry.

- Posłuchać? Wytłumaczyć? - spytał a jego głos ociekał goryczą - tutaj nie ma co tłumaczyć! - krzyknął, przez co wystraszona skuliłam się w sobie a urządzenie, do którego podpięta byłam głośno zapiszczało - pisałaś z naszym największym wrogiem! Pieprzonym Voldemortem!

Imię, które wykrzyczał chłopak odbijało się echem w mojej głowie uruchamiając lawinę wspomnień, których nie pamiętałam. Wspomnień, które Tom Riddle mi zabrał.
Nie potrafiąc poradzić sobie z ich ilością zaczęłam krzyczeć, co przeraziło stojącego przede mną Harrego, który stał dotąd jak słup soli i patrzył.

- Co się dzieję? - usiadł na moim łóżku i złapał mnie za ręce, które nawet nie wiem kiedy zaczęłam drapać - Catherine, słyszysz mnie? Odpowiedz mi proszę...

Monolog chłopaka przerwał wchodzący do środka Magomedyk wraz z wysokim brunetem, który od razu przykuł moją uwagę.  To był ON. Był tutaj i był przerażająco żywy.

- To on - wymamrotałam pod nosem, co Harry zdołał usłyszeć bo wyraźnie zmarszczył brwi - to Tom.

Diamond Heart | tom riddleDonde viven las historias. Descúbrelo ahora