5

1.1K 67 30
                                    

Nie można wiedzieć, że po tym nadal będziemy przyjaciółmi.


Patrzyłam z zdegustowaniem na Gin, która rozmawiała z rok starszym od nas Ślizgonem. Rozmawiała, ona starała się z nim rozmawiać. Dziewczyna przez cały czas rumieniła się, nie potrafiąc spojrzeć chłopakowi w oczy. Przewróciłam oczami i podeszłam do pary stojącej niedaleko.

- Cześć, Ginger - uśmiechnęłam się delikatnie - wszędzie cię szukałam - zerknęłam na chłopaka, który patrzył na mnie z uśmiechem - Catherine.

- Kai - przedstawił się, wyciągają do mnie smukłą, opaloną rękę - miło mi cię poznać.

- Chodź, Catherine - odezwała się zimnym tonem Ginny, łapiąc mnie za rękę - musimy porozmawiać.

Chłopak posłał w naszą stronę zaskoczone spojrzenie, ale zanim obejrzałam się byłyśmy już zza zakrętem a dziewczyna krzyczała na mnie.

- Musiałaś to zrobić! - niebieskooka tupnęła nogą - wiesz dobrze, że Kai podoba mi się od czwartej klasy.

- Nie wiem o co ci tym razem chodzi, Gin - przewróciłam oczami.

- O co mi chodzi? - warknęła, patrząc na mnie z nienawiścią w jej niebieskich oczach - ciągle chcesz, żeby uwaga wszystkich była skupiona na tobie - prychnęła - a gdy w końcu Kai zwrócił na mnie uwagę nie mogłaś tego znieść i musiałaś podejść, by wszystko spieprzyć!

W moich oczach pojawiły się łzy. Nie wiedziałam, że moja przyjaciółka tak się czuła, chciałam coś powiedzieć, ale rudowłosa mi przerwała.

- Nie próbuj nic mówić, Prince - syknęła - mam ciebie dość, daj mi spokój.

Stałam jak zaczarowana, nie patrząc na odchodzącą nastolatkę, której łzy spływały po rumianych policzkach. 

- D-dlaczego - wymamrotałam do siebie, nie wierząc w to co się dzieje - p-przecież...

Nie dokończyłam, ponieważ na końcu korytarza, w którego stronę udała się Ginny rozległ się krzyk. Przerażona pobiegłam w tamtą stronę a to co zastałam zmroziło mi krew w żyłach. Między dwoma oknami na ścianie nabazgrane były wielkimi literami słowa, migocące lekko w mdłym świetle pochodni.

KOMNATA TAJEMNIC ZOSTAŁA OTWARTA. 

STRZEŻCIE SIĘ, WROGOWIE DZIEDZICA.

- Kto to? - usłyszałam przerażony głos pierwszorocznej Krukonki, która stała niedaleko mnie.

Niepewnie zbliżyłam się bliżej, prawie poślizgując się na mokrej od wody podłodze. Pozostali uczniowie zaciekawieni wyciągnęli szyję, ale odskoczyli widząc nieruchomy kształt pod ścianą. Obok ściany leżała Hermiona. Była zupełnie sztywna a jej duże oczy wpatrywały się pusto w przestrzeń.

Zwabiony bez wątpienia krzykiem Puchonek, przez tłum przeciskał się Ron wraz z resztą złotego trójcy, gdy zobaczył leżącą na ziemi Granger cofnął się o krok, zakrywając bladą twarz rękami.

- To ty! - krzyknął wściekły - to ty zamordowałaś moją dziewczynę! - szedł w moją stronę, ale Potter go powstrzymał - zabiję cię, uduszę gołymi rękami!

- Uspokój się, Ron! - zawołała równie przerażona co ja Ginny - nie wiesz co się tutaj wydarzyło, nie możesz nikogo oskarżać.

Nagle zza rogu wyłonił się Dumbledore a za nim inni nauczyciele, podszedł do nieruchomego ciała mojej przyjaciółki przyglądając się jej.

- Cała czwórka za mną - oznajmił twardym głosem - w tej chwili.

- Mój gabinet jest najbliżej, panie Dyrektorze.

Dyrektor przytaknął - Dziękuję Severusie, a wy za mną.

Uciszony tłum ustąpił im drogi, Wieprzlej przez całą drogę zabijał mnie wzrokiem a w głowie pewnie planował jak wcieli te sposoby w życie. Ginny i Potter szli w ciszy za nami, przeżywając to co się stało w końcu przyjaźnili się z rudowłosą. Gdy dotarliśmy do celu, Snape wpuścił ich do swojego gabinetu, zapalając świecę na swoim biurku i wycofał się w kąt. Dumbledore wszedł po dłuższej chwili do środka, mając na twarzy zaniepokojony wyraz twarzy.

- Panna Granger żyje, panie Weasley - oznajmił stając za biurkiem, ale zmartwienie nie opuściło jego twarzy.

- Żyje? - wykrztusił rudzielec - ale...dlaczego jest taka sztywna? 

- Została spetryfikowana - odrzekł z powagą starszy czarodziej - ale jak i przez kogo, tego nie wiem...

- To jej wina! - wykrzyknął starszy Weasley w moją stronę.

- Panie Weasley, wiem, że pan cierpi - westchnął Dumbledore - ale nie może, pan oskarżać panny Prince o to co się stało pana przyjaciółce - oświadczył stanowczo czarodziej - a teraz proszę zostawić mnie z Panną Prince.

- To jej wina - wymamrotał rudzielec, wychodząc z gabinetu w eskorcie Ginny i Pottera - ja to wiem.

Gdy zostaliśmy sami, Dyrektor usiadł na krześle naprzeciwko mnie.

- Nie sądzę, że byłabyś w stanie posunąć się do zrobienia coś tak okropnego jak spetryfikowanie Hermiony, moja droga, ale pan Weasley ma swoją teorię - powiedział spokojnie - a ja swoją - dodał - i wiem, że to nie ty.

- Skoro wie Dyrektor, że to nie ja to dlaczego tu jestem?

Dumbledore skinął głową, patrząc mi w oczy - Ponieważ, Panna Skyler White doniosła mi, że jesteś w posiadaniu podejrzanego dziennika.

Zmrużyłam oczy, patrząc na Dyrektora - Myli się, to zwykły mugolski dziennik, który kupiłam w Londynie, niedaleko sierocińca.

- Czyli nie mam się czego obawiać, panno Prince?

- Nie.



Diamond Heart | tom riddleDonde viven las historias. Descúbrelo ahora