Dymitr, Chartum
Znajdowałem się w oddziale wojskowego skrzydła szpitalnego. Przyszedłem wypytać lekarza co z tym małym. Mam nadzieję, że przekaże mi jakieś informacje. Byłem jeszcze przed służbą, w nocy nie mogłem spać bo ciągle o nim myślałem.
Człowiek w białym kitlu przechadzał się po prowizorycznej sali, na której stało kilkanaście łóżek.
-Doktorze?
Odwrócił się w moim kierunku. Wcale nie wydawał się być zaskoczony. Wręcz przeciwnie, czekał kiedy się zjawię.
-Sierżant Dymitr Nazimow-przedstawiłem się gdyby zapomniał moje nazwisko,uścisnął mi dłoń-Chciałbym wiedzieć co z tym chłopcem, którego wczoraj przyprowadziłem.
-Ah tak.. Jest osłabiony, niedożywiony i lekko odwodniony. Wyjdzie z tego-powiedział patrząc w jakieś kartki, nie wydawał się być jakoś specjalnie nim zainteresowany.
-A jego siniaki? Nic poważniejszego mu nie dolega?-zapytałem zaniepokojony, ręce miałem założone z tyłu. Nie mogę stać bezczynnie jak komuś się dzieje krzywda. Szczególnie dziecku. Nie zasłużył aby być bitym.
-Mały był regularnie katowany przez ojca-powiedział z niesmakiem,lekarz poprawił okulary na nosie-Fizycznie szybko się zregeneruje. Psychicznie może być trochę gorzej.
-Czy on ma jakąś rodzinę?-zapytałem, może coś wiedział na ten temat. Przecież musiał dostać jakąś zgodę na leczenie. Zobaczyć dziecko w wojskowym szpitale to rzadkość.
-Matka zmarła dwa lata temu na gruźlicę, ojciec... nie muszę chyba mówić-zacisnął usta w cienką linię. Nie wiedział jak było naprawdę, że mnie zaatakował. Tamten facet był sam sobie winny a ten lekarz patrzył jakby to była moja wina i jakby to przez mnie ten dzieciak już nie miał rodzica-Rodzeństwa nie ma. Wzięli go z domu dziecka.
-Czyli jest sierotą?
-Praktycznie tak, informacja o rodzicach biologicznych nie jest podana. Aktualnie w przyśpieszonym procesie szukamy mu rodziny zastępczej-powiedział z cichą nadzieją w głosie jakby wierzył, że to się uda, widać nie chciał żeby trafił znowu do sierocińca-Zostanie tu kilka dni.
Pokiwałem głową, zastanawiałem się jak ciężko miał ten dzieciak i że znowu musi zaczynać od zera. Może tym razem będzie lepiej.
-Pytał od pana-powiedział lekarz wyrywając mnie z zamyślenia, dokładnie mi się przyglądał. Musiałem go zobaczyć, ale nie wiedziałem czy to był dobry pomysł. Nie wiem jak zareaguje na mój widok. Mógł być zły, mógł mnie nienawidzić.
-Czy mogę z nim porozmawiać?-potrzebowałem pozwolenia, inaczej nie zmusił bym się żeby poruszyć nogami.
-Ostatnie łóżko po lewej-poklepał mnie po ramieniu dodając otuchy.
Poszedłem w tamtym kierunku z mocno bijącym sercem. Odsłoniłem kotarę, którą był oddzielony od reszty. Pewnie nie chcieli, żeby się przestraszył rannych żołnierzy.
Chłopiec leżał na łóżku przytulając jakiegoś starego misia. Jego karnacja odznaczała się na wyblakniętej pościeli. Uśmiechnął się na mój widok. Był zbyt ufny.
-Przyszedłeś-miał uradowany głos oraz śmieszny akcent.
-Cześć mały wojowniku-głos mi zadrżał. Dzieciak podniósł się do pozycji siedzącej. Jego oczy świeciły jak dwa małe czarne węgielki a włosy lekko się kręciły.
-Jak się nazywasz?-nie wiem dlaczego mnie to interesowało, po prostu widziałem w nim podobiznę siebie. Walczący o swoje z wielkim przerażeniem i trudem.
-Hakim.
-A więc jak się czujesz, Hakim?-pasowało mu to imię, było oryginalne.
-Już lepiej-zastanawiał się chwilę zanim wypowiedział następne słowo- Dziękuję.
Pokiwałem głową. Był mi wdzięczny chociaż zabiłem mu ojca. W dodatku wszystko widział. A to był dla niego wielki szok.
-Dobrze umiesz angielski?
-Nie, tylko podstawy-pokręcił głową jakby ta informacja sprawiała mu smutek. Chyba chciał, żeby było inaczej.
-Chodzisz do szkoły?
-Nie, mojej rodziny nie było na to stać-z każdym moim pytaniem wydawało mi się jakbym go dołował.
-Ile masz lat?
-12-powiedział jakby był z tego dumny.
Zapadła chwila ciszy, wcale nie była niezręczna. On wpatrywał się we mnie a ja w niego.
-Nie przedstawiłeś się-wytknął mi cicho jakby się bał, że nie może zwrócić mi uwagi.
-Nazywam się Dymitr-podszedłem bliżej łóżka, wystawiłem pięść w jego kierunku, żeby przybił mi żółwika, ale chyba nie zrozumiał bo się delikatnie odsunął.
-Spokojnie, nie skrzywdzę cię. Chciałem się przywitać. Zawsze z kolegami przybijaliśmy żółwika.
-Żółwika?
Pokazałem mu kilka razy jak zaciskam w dłoń w pięść i ją rozprostowuje. Kiedy załapał pokazałem mu jak lekko trzeba się stuknąć. Zachichotał gdy sam mógł mi przybić tak zwanego żółwika.
-Jesteś żołnierzem-przypomniał sobie i spojrzał na mój mundur.
-Zgadza się.
-Tęsknisz za rodziną?-teraz to on robił mi przesłuchanie. Coś za coś. Domyślam się, że był ciekawy.
-Przyzwyczaiłem się, że ich nie ma-wzruszyłem ramionami jakby mnie to wcale nie ruszało.
-Ale tęsknisz?-dopytywał się.
-Tak-chciałem być z nim szczery, niech wie że dziele się z nim swoimi uczuciami i że on także może mi o wszystkim powiedzieć.
-Jesteś silny-pokiwałem głową, nie wiedząc co na to odpowiedzieć.
-Jak super bohater-uśmiechnął się mały. Do prowizorycznej sali w tym samym momencie wszedł lekarz wprowadzając za sobą parę po czterdziestce. Ona była biała a on czarnoskóry. Ubrani byli w schludne proste ubrania. Brunetka była pulchna i miała miły wyraz twarzy.
-Hakim to państwo Kersey, twoja nowa rodzina zastępcza.
Mały spojrzał na mnie spanikowany, w jego oczach widziałem strach. Bał się powtórki po ostatnim.
-Muszę iść-powiedziałem cicho, złapał mnie za rękę.
-Przyjdziesz jeszcze?-patrzył z taką nadzieją jakby od tego zależało jego życie.
-Postaram się.
-Obiecaj-poprosił, robił minę smutnego szczeniaczka a kto by takiemu nie pomógł i nie zrobił by tego co on chce?
-Obiecuję-ścisnąłem jego rękę i wyszedłem.
***
Korzystając z okazji, że moja obserwatorka i koleżanka w jednym ma dziś urodziny to dodaje rozdział wcześniej niż planowałam. Wszystkiego najlepszego kochana! siesiu <3
Pozdrawiam,
x.Ula
CZYTASZ
Nowy początek.
RomanceWitam w drugiej części opowiadania o losach Dymitra i Olivii. Przebudzenie Dymitra trwało krótko, czas powrócić do mrocznej rzeczywistości. Olivia nie była mu pisana. Sprawiła mu jedynie sporo cierpienia i zostawiła miliony pytań bez odpowiedzi. Z...