26

130 13 0
                                    

Dymitr, Chicago

Wróciliśmy do mieszkania. Lena nie pytała o nic. Nie chciała naruszać mojego życia prywatnego, to że ze sobą spaliśmy nie znaczyło że jesteśmy już dla siebie nie wiadomo kim. Ona też uważała, że za krótko się znaliśmy. Jak widać w tej kwestii oboje się zgadzaliśmy.

Żeby działo się coś strasznego wtedy bym pewnie jej się zwierzył pod wpływem chwili albo bym przemilczał i wyżalił później dla Maureen. Spotkanie z nią było dziwnie sztywne. Jakby znowu między nami był gruby mur, chociażby wtedy jak mnie wystawiła do wiatru.

Gdybym cierpiał szukałbym pomocy ale przecież byłem facetem więc takie rzeczy to dla mnie błahostki.

Myślałem o powrocie na wojnę. Zawsze było to samo, nic się nie zmieniało. Zastanawiałem się też czy nie popełniłem błędu. Może zamiast przylatywać tutaj powinienem odwiedzić Hakima? Ale właściwie on już miał rodzinę zastępczą. Nie potrzebował mnie. Ja tylko mąciłem mu w głowie. Był mały. Nie rozumiał wszystkiego. Postanowiłem, że chociaż do niego zadzwonię. Nie czekałem długo aż odbierze.

-Halo?

-Cześć mały wojowniku. Co u ciebie?

-Dobrze-mogłem wyobrazić sobie jak wzrusza ramionami-Mam teraz wolne w szkole. Nauczyłem się dużo nowych rzeczy. Moi koledzy są super. Gramy razem w piłkę.

-A są fajne dziewczyny?-zapytałem z uśmiechem na ustach, pamiętam jak kiedyś byłem w jego wieku i lubiłem im dokuczać. Zawsze głośno piszczały i się obrażały jak z kolegami robiliśmy im psikusa. Domyślam się, że zrobił oburzoną minę bo płeć piękna jeszcze nie powinna go interesować w ten sposób.

-Nie. Jedna ciągle robi mi na złość.

-Może jej się podobasz?-zapytałem powstrzymując śmiech, patrzyłem przez okno, miasto już powoli zaczynało zasypiać w tej dziennicy.

-Mery jest głupia. Nie lubię jej.

-Hakim nie można tak mówić o kobietach-pouczyłem go jak na "ojca" przystało, co prawda rodzicom mogę wiele zarzucić ale zasady wpoili mi perfekcyjnie-Musisz być dla niej miły nawet jeśli jej nie lubisz.

-Ale to Amerykanka, uważa się za lepszą-powiedział cicho jakby go to denerwowało. Doceniam to, że mi się zwierza.

-Amerykanki tak mają. Nie zwracaj na to uwagi-wróciłem do wspomnień z Olivią, co prawda ona nie uważała się za lepszą, wręcz przeciwnie. Uważała, że wszyscy byli lepsi od niej. Obracała się w złym towarzystwie. Miała problemy z psychiką.

-Hakim?Podziękowałeś Dymitrowi za prezent?-usłyszałem w tle jakieś zdanie po arabsku ale wyłapałem w nim swoje imię. Jego zastępcza matka nie umiała angielskiego. Potrafiła powiedzieć jedynie kilka podstawowych słów.

-Nie mamo-jedno słowo z jego ust sprawiło wiele kontrowersji w mojej głowie. Miał teraz pełną rodzinę więc po co się wtrącałem? Dawałem mu nadzieję, że kiedyś będziemy razem. Przywiąże się do tych ludzi i nie wiadomo czy później mnie nie znienawidzi. Prawda była taka, że nie dam mu tego czego oczekuje. Na ojca też się nie nadaje.

-Prezent od ciebie jest święta jest super. Nie mogę się doczekać aż wypróbuje te korki na boisku. Dziękuję.

Buty do gry w piłkę nożną to prezent praktyczny. Wiem, że lubił sport, chciał być dobry w tej grze. W jego wieku też miałem kiedyś takie ambicje. To było piękne.

-Nie ma za co. Muszę kończyć.

-Kiedy zadzwonisz?-zapytał z nadzieją w głosie, słyszałem że nie chce jeszcze kończyć rozmowy. Przeszedłem z pod okna żeby usiąść na sofę.

Nowy początek. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz