4

148 11 0
                                    

Dymitr, Chartum

Przylecieliśmy do Sudanu wojskowym samolotem. Kontrolowaliśmy miasto. Było niebezpiecznie ale nie tak jak na wojnie. Zdecydowanie w tym kraju brakowało prawdziwego pokoju. Wielu ludzi umiera niewinnie. Są pozostawieni sami sobie. Ubóstwo sprawiało, że nie myśleli racjonalnie. Byli brudni i mieli na sobie szmaty. Żebrali o jedzenie albo o pieniądze. Dzieci nie mogły się uczyć, były wychudzone i smutne.

Życie w tym mieście było wielkim wyzwaniem.

Misjonarzy dalej było zbyt mało, bali się przyjeżdżać w te rejony. Wiedzieli jaką cenę mogli przypłacić. Wiadomo, że nikt nie chce ryzykować życia dla kogoś kogo nie zna. Mimo to pomagali jak mogli. Dostarczali żywność, próbowali leczyć i przekazać im jakąś wiedzę.

Chodziliśmy w mundurach i z karabinami na piersi. Między mną a chłopakami panowała grobowa cisza. Musieliśmy być skupieni na pracy, żeby nie przegapić chociażby jednego bardzo istotnego elementu.

Byliśmy całkowicie poważni, nasze miny nie zachęcały do rozmowy. Ludzie patrzyli na nas z szacunkiem i wielkim przerażeniem na twarzach.

Stanąłem kiedy usłyszałem krzyk dziecka. Dochodził on z uliczki na uboczu. Nic nie mówiąc chłopakom odszedłem w tamtą stronę. Starszy mężczyzna bił chłopca, który miał góra 8lat. Mały łkał. Patrzyłem w niedowierzaniu i zastanawiałem się jak można podnieść rękę na kogoś kto nie może się bronić. Krzyczał na niego po arabsku. Widziałem ból na twarzy chłopca.

-Hej! przestań!-krzyknąłem po angielsku licząc, że mężczyzna to zrozumie. Spojrzał na mnie wrogim spojrzeniem i odwrócił się znowu w kierunku chłopca-To tylko dziecko. Nie bij go.

Słyszałem jak za moimi plecami pojawili się koledzy. Stali trzymając ręce na pistoletach. Taka sytuacja różnie mogła się potoczyć.

Totalnie mnie zlekceważył. Podszedłem do niego i obróciłem za ramię w swoim kierunku. Plunął mi w twarz. Uderzyłem go z pięści w nos.  Wiadomo, że nie pozwolę się tak poniżać. Nie gdy jestem w mundurze i nie przez jakiegoś śmiecia.

-Słyszałeś co mówiłem? Zostaw go.

-Dymitr..-zaczął któryś z chłopaków- Odsuń się.

-Nie chcemy robić problemów-dodał Valentino.

-Zabierzemy go do więzienia-podsunął James, ułamkiem sekundy rozważyłem tą propozycje-Posiedzi trochę i zastanowi się nad tym co zrobił.

Odsunąłem się, bo wiem że mieli rację. Gdy tylko się odwróciłem, kątem oka dostrzegłem jak mężczyzna wyciąga nóż. Nie zdążyłem zareagować ani on mnie tknąć, bo ktoś był szybszy. Usłyszałem strzał i chwilę później mężczyzna leżał na ziemi z kulą w klacie. Spojrzałem na chłopaków. Tim nadal celował w tego faceta chociaż się nie ruszał. Cóż sytuacja nie była normalna.

-Zawiadomimy kogo trzeba i spiszemy raport-powiedział Valentino. Zazwyczaj to on był tym od papierkowej roboty.

-Co z tym małym?-spytał James, jeszcze nie był wtajemniczony we wszystkie akcje, dla niego to był pierwszy raz. Podszedłem do chłopca, widziałem jaki przerażony był, ciężko mu oderwać wzrok od ciała bliskiej mu osoby.

-Chodź mały wojowniku-wyciągnąłem rękę w jego kierunku, nie musiałem długo czekać, chwycił ją z wielką ufnością, czuł się bezpiecznie.

Wstał z klęczek i ruszył z nami. Szedł w obstawie. Teraz już nic mu nie groziło. Jednak musiałem dopilnować, żeby zbadał go lekarz. Czuje, że może mieć lekką traumę. Śmierć w oczach dziecka to jak przekleństwo. Mógł mieć różne objawy, nad którymi trzeba by było zapanować, a w tym pomoże mu tylko specjalista.

Nie znaliśmy dobrze tych terenów. Pierwszy raz moja noga była na tej ziemi i nie skończyło się to dobrze. Śmierć była na każdym kroku. Długo też tu nie mieliśmy zabawić, najwyżej tydzień. Później mamy wrócić do bazy.

Po całodniowym patrolu w upale byłem wykończony. Leżeliśmy z chłopakami na pryczach, niektóre były dwupiętrowe. Dzisiejsza akcja wybiła mnie z rytmu. Moje myśli były rozbiegane. Nie mogłem się skupić na jednej czynności.

Moi koledzy zawzięcie o czymś rozmawiali ale ja ich nie słuchałem. W końcu chyba to zauważyli.

-Dymitr. Co myślisz  o tej dupeczce?-zapytał Kai, pokazując mi zdjęcie jakiejś czarnulki. Spojrzałem na wyświetlacz telefonu i wzruszyłem ramionami. Była przeciętna.

-Czy ty się przypadkiem nie zakochałeś podczas przepustki?-zapytał Tim, ponownie wzruszyłem ramionami. A oni zaczęli wydawać  z siebie różne dźwięki zadowolenia.

-Czemu się nie chwaliłeś? Ładna jest?

-Jakie ma cycuszki?

-Blondynka, brunetka a może ruda?

I właśnie takich pytań nie chciałem. Gapiłem się w sufit i zastanawiałem co powiedzieć.

-Spotkałem ją góra trzy razy. Jest spoko ale raczej nie w moim typie-odpowiedziałem ogólnikowo. Sam nie wiem o kim mówiłem. Chyba chciałem grać na czasie.

-Czy to aby nie prostytutka?-Valentino zmarszczył brwi.

-Lena jest barmanką-cholera po co to palnąłem?

-To pewnie miałeś darmowe piwo-chłopacy się zaśmiali na komentarz Jamesa.

-Masz do niej jakiś kontakt?

-Dała mi swój numer-nadal bawiłem się kostką rubika.

-W takim razie zadzwoń do niej-krzyknęli chórem.

-Zostawiłem jej numer i telefon w bazie. Może innym razem. Jestem zmęczony, idę spać.

Tak też zrobiłem, chociaż przed snem przez myśl przeszło mi że życie z Leną było by prostsze. Ona wiedziała czego chce. Była zwariowaną dziewczyną ale trochę samotną.

Nowy początek. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz