43

90 10 0
                                    

Dymitr, Afganistan

koniec marca

Byłem w trakcie pełnienia warty kiedy podbieg do mnie zdyszany James. Miał dobrą kondycję więc to było dziwne. Tak jakby biegł z drugiego końca obiektu. Nie myliłem się.

-Naczelnik cię woła. Szybko-wypluł między szybkimi oddechami. Zginał się w pół, chyba złapał kolkę.

-Nie mogę iść-zaprotestowałem wytrącony z rozmyślań. Czasami chłopaki robili sobie żarty i wzajemnie się podpuszczali. Raz dałem się na to nabrać i później nieźle mi się oberwało.

-To polecenie służbowe. Zastąpię cię.

 -Dzięki stary-ufałem Jamesowi. Raczej nie powinien mnie w nic wkopać. Poklepałem go po ramieniu i ruszyłem.

Szedłem szybkim krokiem. Właściwie aż tak mi się nie śpieszyło. Czasami wołali nas tylko po to, żeby przydzielić nas do innej roboty. Ale nie tym razem.

-Telefon do ciebie- powiedział naczelnik wskazując na słuchawkę. Zostawił mnie samego. Mocno się zdziwiłem. Zazwyczaj nie pozwalali na telefony. To była ostateczność. Coś musiało się stać. Z mocno bijącym sercem wziąłem urządzenie do ręki.

-Halo?

-Witam. Nazywam się doktor William Cooper-usłyszałem po drugiej stronie słuchawki zachrypnięty głos- Dzwonię ze szpitala świętego Rodiona w Chicago. W nocy przywieziono do nas pana narzeczoną Lenę Edwards.

-Co jej jest?

Lenie coś się stało. Miała wypadek? Ktoś ją pobił, potracił? Co do cholery się wydarzyło?!

-Jeszcze nie wiemy. Robimy badania. To nie było pierwsze zasłabnięcie z tego co dowiedziałem się podczas wywiadu z pacjentką-wyjaśnił szybko, w oddali było słychać odgłosy. Ciężko było mi się skupić.

-Macie już jakieś podejrzenia?- zapytałem przerażony. Tak się o nią bałem. Mam nadzieję, że jej stan jest stabilny. Przecież, gdyby to nie było poważne to by mnie nie powiadamiali.

-Bez wyników nie mogę nic więcej powiedzieć. Prosiła tylko by pana powiadomić.

-Dziękuję doktorze-niestety wewnętrzny niepokój został. Lena musiała coś wiedzieć. Czego nie mówiła lekarzom?

-Proszę się na zapas nie martwić-polecił mi lekarz, pewnie prowadził nie jedną taką rozmowę i za każdym razem wcale nie było mu łatwiej- Przepraszam ale muszę kończyć, pacjenci czekają.

-Oczywiście, rozumiem. Do widzenia- odłożyłem telefon, musiałem usiąść. Oparłem się o biurko i wziąłem kilka głębokich oddechów. 

-Wszystko w porządku Nazimow? Strasznie zbladłeś-powiedział naczelnik wchodząc do pomieszczenia ze szklanką wody.

-Moja narzeczona jest w szpitalu. Muszę być przy niej. Proszę o zwolnienie ze służby na czas nieokreślony-wyjaśniłem,prostując się jak na żołnierza przystało.

-Nazimow wiesz jakie są zasady-naczelnik pokręcił głową, był poważnym facetem z krwi i kości. Jego cera była wysuszona oraz zaniedbana przez wysokie temperatury i piasek. Również miał na sobie mundur. Zdjął czapkę i usiadł za biurkiem.

-W dupie mam te zasady. Ona ma tylko mnie-uniosłem się, chodząc w kółko po pomieszczeniu. Byłem bezradny. Mam nadzieję, że spojrzy na mnie przychylnym okiem i zachowa się jak na człowieka przystało- Na pewno jest przerażona a ja nie mogę nawet jej wesprzeć.

-Każdy ma kogoś bliskiego. Żonę, dzieci, babcię, ciotkę... wiesz co by się działo, żeby każdy tak sobie na zawołanie jeździł?

Spojrzał na mnie znad papierów. Kiwnąłem głową.

Nowy początek. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz