Maraton 2/3
Dymitr, Kazachstan
Zmieniliśmy miejsce swojego pobytu. Musiałem zostawić Hakima, mam nadzieję że to zrozumie i mi wybaczy.
Jechaliśmy wojskową ciężarówką. Naprzeciwko mnie siedział James. Zaprzyjaźniliśmy się, wspierał mnie w ostatnich dniach. Nagle zaczął dzwonić mi telefon, zapomniałem go wyciszyć. James spojrzał na mnie spanikowany. Podszedł do mnie naczelnik, stanął nad mną i czekał z wkurwioną miną. Wyciągnąłem komórkę z kieszeni znajdującej się na piersi i mu podałem. Odebrał i wściekłym głosem powiedział:
-Sierżant Dymitr Nazimow nie może rozmawiać.
Wsłuchiwał się w to co mówi osoba po drugiej stronie słuchawki. Widać rozjuszyły go słowa tej osoby, bo się uniósł. Jego głos mroził krew w żyłach.
-Na wojnie nie ma czegoś takiego jak chwila. W ciągu tej chwili można stracić życie.
Zacisnąłem wargi. Ten ktoś igrał z ogniem. Teraz cały gniew spadnie na mnie. Cały trening będę miał wycisk. Rozłączył się i rzucił w moim kierunku smartfona.
-Nazimow ile razy mówiłem żeby nie nosić przy sobie telefonu?-warknął ciskając błyskawice wzrokiem w moim kierunku.
-Przepraszam-powiedziałem cicho, byłem ciekawy kto dzwonił. Ale nie mogłem zapytać, a numer który mi mignął przed oczami był mi całkowicie nieznany. Musiałem okazać skruchę i tak nieźle mi się dostanie.
-Rozumiem, że masz swoje życie ale nie możesz załatwiać prywatnych spraw w takich momentach.
-Wiem-kiwnąłem głową, nie chciałem się bardziej pogrążać. Nie można się stawiać w takich sytuacjach.
-Żeby było mi to ostatni raz!-wrzasnął naczelnik-I nie mówię tego tylko do Nazimowa. To się tyczy każdego z was! Na wojnie nie możecie się rozpraszać! Macie być czujni!
-Tak jest!-krzyknęli wszyscy chórem. Widziałem jaki James był przerażony, pierwszy raz w sumie był świadkiem takiej sytuacji. Ja już wiedziałem jak to wygląda, ale nigdy nie byłem w centum uwagi. Do teraz. Muszę uważać.
Cały dzień myślałem kto dzwonił, musiałem się tego dowiedzieć. Nie mogłem się skupić. Wątpię, że był to Hakim bo kierunkowy był ze stanów. Zresztą raczej nic od razu by się nie stało. Mówiłem mu, że będę odzywał się co jakiś czas. Ustaliliśmy, że będzie czekał.
Późnym wieczorem udałem się do centrali. Nie powinniśmy tu przychodzić, było to zakazane. Tylko upoważnieni mieli prawo tu wchodzić. Pracownicy musieli być bardzo skupieni, żeby nie przeoczyć napierającego przypadkiem ataku.
Prześliznąłem się słabo oświetlonym korytarzem. Sprawdzałem dokładnie każdy zakręt korytarza i nasłuchiwałem czy nikt nie idzie. Zdarzało mi się łamać już zasady ale wtedy to było co innego.
Dowiedziałem się, że mój znajomy Stark ma dziś czuwanie i to była moja szansa.
Dotarłem do małego pokoiku z masą różnego sprzętu i kilkunastoma telewizorkami, które rejestrowały kamery z monitoringu w bazie.
Wszedłem wcześniej pukając. Na szczęście był sam.
-Cześć strary-przywitałem się, zbijając z nim piątkę.
-Siema. Co cię sprowadza?-zapytał z szerokim uśmiechem, on potrafił mnie rozgryźć od razu.
-Możesz sprawdzić mi ten numer?Skąd dzwonił?-pokazałem mu rząd cyferek na wyświetlaczu. Stark był specem od szpiegowania ludzi przez satelitę, mógł ich znaleźć nawet na drugim końcu świata.
-Jasne, daj mi minutkę-przepisał numer do komputera, kliknął coś kilka razu i odwrócił się do mnie z miną zwycięzcy-Lotnisko w Chicago.
-Jesteś pewien? Kto jest właścicielem numeru?-zapytałem podejrzliwie, nie zaspokoił mojej ciekawości.
-Ktoś dzwonił z budki telefonicznej, nie mogę tego ustalić.
-Ale wiesz o której godzinie. Możesz sprawdzić kamery?-byłem zdesperowany, było wiele opcji, chciałem żeby mi pomógł.
-Stary wiem że ci zależy ale nie mogę włamać się do systemu lotnictwa, podwoili ochronę po wybryku jakiegoś nastolatka-powiedział bezradny, odchylił głowę do tyłu-Jakbym tylko złamał kod, który z pewnością nie jest trudny .. od razu dostali by sygnał. Obaj oberwalibyśmy po dupie. A z tego co słyszałem dziś miałeś przypał. Chyba nie chcesz żeby cię wywalili?
-Jasne rozumiem-poklepałem go po ramieniu-Wielkie dzięki.
-Nie ma sprawy-odpowiedział na moje westchnięcie-Gdybyśmy nie byli w pracy zaproponował bym ci piwo ale tymczasem musisz się zaspokoić redbulem.
-Taka praca to piekło-zaśmiałem się pod nosem. Nie powinienem żałować dołączenia do zespołu i służby dla kraju ale tak było. Służyłem dla dobrego imienia ojczyzny a tak naprawdę moje na tym najbardziej cierpiało. Poświęcałem pracy wszystko. Byłem na każde zawołanie i co z tego miałem? Gówno. Nawet nie mogłem znaleźć sobie kobiety, bo co? Żadna nie chce czekać na kogoś kto nie wiadomo czy wróci.
CZYTASZ
Nowy początek.
Roman d'amourWitam w drugiej części opowiadania o losach Dymitra i Olivii. Przebudzenie Dymitra trwało krótko, czas powrócić do mrocznej rzeczywistości. Olivia nie była mu pisana. Sprawiła mu jedynie sporo cierpienia i zostawiła miliony pytań bez odpowiedzi. Z...