Rozdział VIII

11.1K 559 10
                                    

Gdy już zsiadłam z motoru pokierowałam się do domu, już miałam wchodzić do środka gdy...

-Jeszcze się spotkamy mała!- krzyknął

-Wątpię!- prychnęłam i pobiegałam do domu.

***

Tradycyjnie obudziły mnie dźwięki dochodzące z ulicy, spojrzałam na zegarek 12.00 postanowiłam już wstać szybko wzięłam orzeźwiajcy prysznic i starałam się nie myśleć o wydarzeniach z wczorajszej nocy... Ale poprostu nie mogłam zapomnieć o tym brunecie... W tempie błyskawicznym ubrałach luźny szary t-shirt i dżinsowe postrzępione spodenki nabijane ćwiekami. Udałam sie do kuchni, ciekawa czy babcia już wróciła. Ale oczywiście znowu znalazłam tylko karteczkę... To jest właśnie kochająca babcia...

Victoria! Musiałam wyjść będe rano, zostawiłam ci pieniądze. Całuje babcia 

Do karteczki było przyczepione 200 $, postanowiłam wyjść na miasto. Więc ubrałam pierwsze lepsze buty wzięłam klucze, telefon i pieniądze i już wychodziłam.

***

Po drodze kupiłam sobie moje ulubione latte w Starbucksie. Szłam spokojnie ulicą i wciąż myślałam i wczorajszym wieczorze, brunet zrobił na mnie ogromne wrażenie poprostu nie mogłam się go pozbyć z moich myśli... Gdy nagle ktoś na mnie wpadł, rozlana kawa upaprała mi cała koszulkę. Uniosłam głowę i ujrzałam szczupłą blondynkę w moim wieku o brązowych oczach. Wyglądała na zdenerwowana tym małym wypadkiem 

-Jezu! Strasznie cię przepraszam! Nie zauważyłam cię. Mam na imię Rose, odkupię ci i kawę i podkoszulek- poweidziała

Rozśmieszyła mnie jej reakcja, przeciez nic się takiego nie stało, a ciuchów mam tysiące w garderobie. Ale przydałaby się mi przyjaciółka, a ona wyglada całkiem miło może spróbuję się z nia zaprzyjaźnić? W końcu nie mogę wiecznie być odludkiem...

-Nic się nie stało, ale kawy bym się napiła pójdziesz ze mną?-zaproponowałam z uśmiechem -A tak apropo mam na imię Vicky.

-Jasne! Chodźmy miło mi cię poznać.

***

Pół dnia spędziłam z Rose okazało się, że ona tez ma 17 lat, słuchamy podobnej muzyki, tak samo jest z filmami, aktorami. Czuję się tak jakbym spotkała swoją bratnią duszę, wymieniłyśmy się numerami i postanowiłyśmy wybrać się do klubu który należy do jej ojca więc wszytsko będzie za darmo. Zaprosiłam jej do mnie w końcu babci i tak nigdy nie ma w domu. A zawsze warto mieć fachową poradę w czym się chodzi w Nowym Yorku a w czym nie. Nie chcę wyjść na debilkę.

***

Około 20 usłyszałam dzwonek do drzwi Szybko pobiegłam do drzwi i je otworzyłam.Oczywiście za drzwiami stałą Rose

-Cześć kochana! Przyniosłam kilka rzeczy- spojrzałam na blondynkę obładowaną torbami, hmmm... najwidoczniej mamy różną definicje kilku rzeczy

-Chodź ale nie potrzebnie, moja babcia ma fioła na punkcie zakupów, z mojej garderoby aż wypadają ciuchy.

Gdy tylko blondynka przekroczyła próg pokoju oniemiała i z radości zaczęła prawie podskakiwać

-Wiesz co? -spojrzałam na nią ze zdziwieniem- Kocham twoje mieszkanie, kocham twoją babcię! A najbardziej Kocham to cudo- wskazała na otwarte drzwi garderoby

Zaczęłyśmy grzebać w mojej szafie, blondynka, wybrała obcisłą małą czarną do tego szpilki na niebotycznym obcasie i mała kopertówka, pociągnęła oczy eyelinerem usta błyszczykiem, wyglądała zniewalająco a przecież nie założyła nic specjalnego, gdzie jest sprawidliwość na tym świecie pomyślałam . Ja natomiast wybrałam czarna sukienkę ze wstawkami z siateczki sięgającej mi połowy ud do tego czarne nabijane ćwiekami lity, skórzaną kurteczkę i małą błyszczącą kopertówkę, Rose zrobiła mi makijaż i byłyśmy gotowe. 

-Ruszamy na podbój Nowego Yorku Mała!- krzyknęła i ruszyłyśmy w głąb miasta

Kim ty do cholery jesteś?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz