XXXV

6.1K 294 34
                                    

Jack POV

-Synu...- usłyszałem zimny głos mojego ojca w słuchawce- Dostaliśmy oficjalną wiadomość od Philla, naszego szpiega u Damona że dziewczyna jest u niego...

Świetnie... Jej obecność równa się mniej czasu na wymyślenie planu... Zakląłem cicho pod nosem.

-Tato...- w myślach skarciłem się- Jak mam się do niej zbliżyć?...

Ojciec gwałtownie wciągnął powietrze.

-To już twoja sprawa... Gdybyś nie spierdolił tamtej akcji nie musielibyśmy się bawić w żadne podchody... I pamiętaj masz się pośpieszyć!- warknał i momentalnie się rozłączył.

Z całej siły uderzyłem pięścią w mur...

Jak ja mam to zrobić?! Czy on nie rozumie że nie jestem żadnym pierdolonym cudotwórcą?!

Mam 19 lat oraz postawę tarana w jaki sposób mam kurwa zdobyć jej zaufanie?!

Ten plan od samego początku skazany był na porażkę...

To poprostu kwestia czasu...

Wyciągnąłem piwo z lodówki i otwierając je ręką, gwałtownie upadłem na spruchniałą kanapę.

Prychnąłem, jak na milionera muszę mieszkać w jakiejś klitce, w której cuchnie uryną a na dodatek mam trzech towarzyszy w postaci dwudziestocentymetrowych szczurów...

Stary telewizor zapewne pamięta jeszcze czasy lat siedemdziesiątych, żółta tapeta wprost odpada ze ścian, a szara wykładzina cuchnie rzygami... Zajebiście, pociągnąłem kolejnego łyka piwa.

I w tej chwili wyszedł on...

Największy szczur jakiegokolwiek w życiu widziałem, pośpiesznie chwyciłem broń i wymierzyłem w gada

Oczywiście trafiłem, ale co się dziwić jak do czynienia z bronią mam od kiedy skończyłem 5 lat?

Skrzywiłem się gdy zobaczyłem że szczur wykrwawia się wprost na wykładzinę, ale no cóż gorzej być chyba nie może?

Z obrzydzeniem chwyciłem go za ogon i skierowałem się do brudnego okna którego chyba nikt nigdy nie mył, otworzyłem je.

I wyrzuciłem martwego "przyjaciela", to okno wychodziło na ulicę i szczęśliwe szczur trafił na łeb jakiejś lasce...

Pośpiesznie je zatrzasnąłem, usiadłem na kanapie i wziąłem piwo do ręki.

Trzeba coś wymyślić...

***

Dwa piwa dalej stwierdziłem że potrzebuje ćwiczeń dla rozjaśnienia umysłu...

Szybko wygooglowałem najbliższą salę ćwiczeń bądź klub, ubrałem się na sportowo, wziąłem torbę i ruszyłem nie kłopocząc się zamykaniem drzwi.

Bo po co? Co mi ukradną? Szczury?!

-Co to to za jakieś wystrzały?- usłyszałem czyjść zrzędliwy głos.

Niechętnie się odwróciłem i zobaczyłem starą panią McKartney, zrzędliwa podła torba...

-Ależ nie proszę pani...- odpowiedziałem z słodkim uśmiechem- Podła stara suka...- wymruczałem pod nosem.

-Co jak co ale słuch mam dobry młodzieńcze!- warknęła- Dzwonię na policję!- krzyknęła i wzięła do rąk aparat na potwierdzenie swoich słów.

Odwróciłem się gwałtownie na słowo policja... To by znacznie skomplikowało nasze zadanie...

-Proszę mi powiedzieć... -zacząłem patrząc się na nia wzrokiem od którego dziewczynom miękły kolana- Mieszka pani... Sama?

Kim ty do cholery jesteś?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz