XXXI

6.7K 335 10
                                    

Vicky POV

-Damon... Wyjeżdżam, muszę zabrać w końcu uporać się z pewnymi sprawami...- odpowiedziałam słodkim tonem mając nadzieję że zgodzi się- A pozatem może tam sobie coś przypomnę...- dodałam widząc że mężczyzna nie jest zbytnio zadowolony rozwojem wydarzeń.

Mężczyzna popatrzył się na mnie jakbym właśnie powiedziała że zabiłam jego dzieci i żonę... Których zresztą nie miał.

-Nigdzie nie jedziesz, siedzisz na dupie i grzecznie szukasz pieniążków- odpowiedział z wielkim wyszczerzem.

Zmarszczyłam brwi... Właściwie czego ja się spodziewałam po tym chamie? Że co pozwoli mi tak poprostu wyjechać bóg wie gdzie i na dodatek nie miał nawet żadnej gwarancji że wrócę...

W sumie mogłabym gdzieś wyjechać, zmienić tożsamość... Ale co by to dało? Przecież ci ludzie by mi nigdy nie odpuścili i już do końca musiałabym się czuć jak uciekinier... Wolę doprowadzić pewne rzeczy do końca i wyjechać na drugi koniec świata...

-Ale dlaczego?- ciągnęłam dalej... Gdybym teraz tak łatwo odpuściła to pomyślałby że coś jest nie tak...

-Bo tak powiedziałem!- warknął- A teraz przepraszam ale wraz z Nikki idziemy na kolację z okazji naszej rocznicy- dodał wypychając mnie za drzwi.

Uśmiechnęłam się szeroko...

Wszystko szło zgodnie z planem...

I na dodatek wujcio wychodzi... Co bardzo ułatwia sprawę

-A ty co się tak szczerzysz mała?- zapytał opryskliwie jeden z ochroniarzy Damona

-Nie twój zasrany interes...-warknęłam kierując się do mojego pokoju i z trzaskiem zamykając drzwi.

***

W przeciągu dwóch godzin Damon wraz z swoja suką opuścili dom, a większość chłopaków udała się do klubów...

Zostało może kilku "ochroniarzy" z których prawie każdy leżał już zalany w piwnicy, a ci nieliczni pozostali prawie osiągneli ten stan co ich koledzy...

Pozbierałam wszystkie rzeczy jakie posiadałam i cichutko wymknęłam się na zewnątrz.

***

Po przejściu około kilometra wsiadłam szybko do samochodu James'a po którego zadzwoniłam.

Przywitałam chłopaka szybkim buziakiem, a ten nawet nie czekając aż zapnę pasy ruszył z piskiem opon. 

James jeździł bardzo szybko i co chwilę zarzucało mną na różne strony przez co nie mogłam zapiąc tego cholernego pasa.

-Zwolnij!- syknęłam

Chłopak popatrzył się na mnie z politowaniem

-Musimy jak najszybciej opuścić miasto- dodał patrząc się na mnie z powagą- Eleanor ma wszędzie swoich ludzi... Nie mogą zobaczyć jak wyjeżdżamy- dodał szybko.

Podał mi czarną męską bluzę i czarne Ray Bany, taki sam zestaw miał już ubrany chłopak więc pośpiesznie założyłam podane rzeczy i starałam się nie wychylać.

Chłopak znów przyśpieszył, spojrzałam na niego z naganą.

-No co? Mamy prawie dzień drogi w jedną stronę... Nie będę się wlókł jak ostatnia ciota!- odparł z uśmiechem.

***

Byliśmy już prawie w Miami, zostało nam około 100 km, podczas jazdy kilka razy chciałam zmienić się z James'em miejscami, ale on zawsze uparcie twierdził że lubi swoje autko... A co ja je mu kurwa zamierzałam ukraść?!

Kim ty do cholery jesteś?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz