-7- Niepowodzenie

668 70 33
                                    

~Dust~

Kolejny raz obudziłem się w złym momencie. Ganz i Sansy właśnie się całowali. Przeciągnąłem się i zacząłem ziewać, żeby zwrócić ich uwagę i mi się to udało. Momentalnie z rumieńcami na twarzach odskoczyli od siebie. Sansy zaczął się nerwowo śmiać, powiedział coś w stylu "zapomniałem wyciągnąć żelazko z piekarnika" i poszedł.

- Co dzisiaj robimy?- położyłem się z powrotem na fotelu.
-Nieładnie jest przeszkadzać w takich momentach.
-Nieładnie jest migdalić się na oczach innych.- spojrzałem na kalendarz- Dzisiaj jest środa?
- Nie, wtorek.
-No to ja mam wolne.- znowu się przeciągnąłem.
- Nie do końca.- uśmiechnął się pod nosem. No nie! Co on znowu wymyślił? Na żadną imprezkę z nim już więcej nie idę. Miał kaca stulecia. I kto mu musiał latać po wodę? Oczywiście, że ja!
- Mam się bać?
- Pamiętasz co mówiłem o zaufaniu?-czyli mam się bać- Zamknij oczodoły.- definitywnie mam się bać. Mimo tego zrobiłem to co kazał. Jestem ciekawy co wymyślił. Wziął w dłoń moją rękę i poczułem jak grzebie przy bransoletce. Jednak to co później nastało sprawiło, że aż otworzyłem oczodoły. Z niedowierzaniem patrzyłem się na swoją wolną rękę, na której zamiast bransoletki znajdowało się oparzenie.- Źle to wygląda.- podsumował Ganz.
- Dlaczego?- tylko to udało mi się powiedzieć.
-Pewnie zostanie ci po tym blizna, nie sądziłem, że to ma taką moc.
- Nie! To jest mało istotne. Dlaczego ściągnąłeś to ze mnie?
-Ponieważ ci ufam. I chociaż głosy w głowie podpowiadają mi, że będę tego żałował wierzę, że nie zrobisz nic głupiego.- głosy to znaczy Mel, tak?
- Ja nie wiem co powiedzieć.- na serio! Czy może być zdziwiony tym, że mi tak ufa, uważać go za skończonego kretyna, czy może się cieszyć. Mam mętlik w głowie.
- Idziemy dzisiaj na misję.- zmienił temat.
-Czyli znowu zostaję sam?
-Źle zrozumiałeś. MY idziemy, czyli ty też.- czy on już do reszty zwariował?!

***

Jestem taki podekscytowany i nie wiem dlaczego. Może to przez to, że w końcu się coś dzieje? Mimo tego tak trochę jakby się... boję? Nie to nie jest odpowiednie słowo. Po prostu czuję, że może stać się coś złego. Dawno nie miałem styczności z przeciwnikiem tak oko w oko (Ganz się nie liczy), poza tym nie ukrywajmy, że ta akcja będzie ciężka. W czwartek prezydent będzie wygłaszał jakąś mowę czy inne gówno i z niewiadomych dla mnie źródeł Ganz dowiedział się, że terroryści mają zamiar podstawić bomby. Żeby nie wywoływać chaosu w czwartek dzisiaj udajemy się do "ich siedziby", żeby zlikwidować problem od środka. Dostaliśmy także pozwolenie na to, że w nagłych wypadkach możemy ich zabić, co mi się podoba, bo nie wiem czy dałbym radę się powstrzymać. W tym momencie zmierzamy na piechotę przez dobrze znany mi las. Zaraz... czy my nie kierujemy się w miejsce, w którym kiedyś mieszkaliśmy z Horror'em i Killer'em. Nie chcę nic mówić, ale ciekawie byłoby ich tutaj teraz spotkać. Może nawet mógłbym...uciec... No właśnie! Przecież nie mam na sobie tej cholernej biżuterii. Ale z drugiej strony. Ganz by za mną pobiegł, a wtedy miałbym przejebane. A jeśli byłby zajęty walką? W tedy by mnie nawet nie zauważył. Rozjebałbym jakimś kamieniem tę drugą bransoletkę i byłbym wolny. Muszę jeszcze przemyśleć ten plan.

Ganz pokazał gestem coś do Sansy'ego. Nie za bardzo wiedziałem o co chodzi, ale po chwili się przekonałem. Królowa lodu wyskoczyła zza krzewów i powaliła trzech ochroniarzy przed wejściem. Ej, on jest niezły! Uśpił ich jakoś, ale zrobił to tak szybko, że nawet ja tego nie dostrzegłem. Będzie mnie musiał tego nauczyć... zaraz...Nie. Ja przecież uciekam.

Wszyscy weszliśmy przez drzwi frontowe. Ku naszemu zdziwieniu nikogo tam nie było. Czy możliwe, że oni spodziewali się naszego przybycia? Pewnie czekają na nas przed wejściem na drugie piętro. Ha! Na szczęście ja wiem o czymś, czego oni nie. Zacząłem biec w kierunku wielkich, drewnianych skrzyń, ale w ostatnim momencie Ganz pociągnął mnie za rękę.

"Los tak chciał" Undertale (Dustberry)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz