~Killer~
Nigdy nie miałem jakiegoś super dobrego życia. Mógłbym powiedzieć wręcz, że było gówno warte. Samo moje istnienie było gówno warte. Zostałem o tym boleśnie uświadomiony kiedy jeszcze byłem niemowlakiem. Kobieta, która mnie przygarnęła powiedziała mi, że matka od tak sobie położyła mnie przed drzwiami sklepu i zwiała. Nie pamiętam jej twarzy. Tak szczerze, to nawet ciężko jest mi ją sobie wyobrazić. A ojciec? Na pewno jakiegoś mam, ale nie mam pojęcia co się z nim stało. Pani Walker powiedziała, że nie widziała go razem z moją matką. Z resztą... Tak czy siak mam ich głęboko w miednicy. Rodzice, którzy porzucają własne dziecko, nie mają prawa nazywać się rodzicami.
Odkąd pamiętam zajmowała się mną Pani Walker, która była niesamowicie pogodną i życzliwą kobietą. Natomiast jej mąż był bardzo surowy i wymagający, ale zachowując odpowiednią dyscyplinę dało się z nim porozumieć. Szczerze to byłem jego ulubieńcem, heh. Kiedy trochę podrosłem, pozwalał mi pomagać sobie w takich rzeczach jak naprawianie rzeczy w domu czy rąbanie drewna do kominka. Mój wkład nie był za wielki, ale bardzo cieszyło mnie to, że mogłem pomóc. A Pana Walkera cieszyło to, że miałem do tego zapał. Jednakże tego okresu w moim życiu też nie wspominam za dobrze. Mimo tego, że państwo Walker byli miłymi potworami, prawdziwe piekło przeżyłem przez ich dwóch, starszych ode mnie synów. Ron, czyli ich jedyny biologiczny syn, był grypopodobnym czymś, a Kim, którego rodzice(czyli bliscy przyjaciele państwa Walker) zginęli podczas rejsu, był żywiołakiem ognia. Serio, nie mam bladego pojęcia, który z nich był gorszy. Obydwoje zadufani w sobie, aroganccy, wredni i z jakimiś dziwnymi sadystycznymi skłonnościami, które wyładowywali na mnie. Znęcali się nade mną, kiedy tylko nadarzyła się odpowiednia okazja, czyli taka, w której ich rodziców nie było w pobliżu. A zważywszy na to, że ich godziny pracy się nakładały, takie okazje nadarzały się często. Bili mnie, wyśmiewali się ze mnie, robili bałagan, kiedy była moja pora sprzątania, zwalali na mnie winę kiedy coś zepsuli, zawsze kiedy jedliśmy obiad sami, ja musiałem siedzieć na podłodze, bo „nie zasługiwałem, żeby siedzieć z nimi przy jednym stole". Mówili też, że nie mogę powiedzieć o tym ich rodzicom, bo jestem tylko żałosną znajdą i prędzej wyrzucą mnie niż ich. Wierzyłem im w to i wszystko próbowałem znosić. Jednak nienawidziłem ich, tak strasznie ich nienawidziłem, że czasami, żeby poprawić sobie humor, wyobrażałem sobie jak umierają. Krzyczą i błagają mnie o pomoc, a ja stoję nad nimi i się śmieję, tym samym okropnym śmiechem jakim oni to robią. Mimo tego nigdy nawet nie myślałem o tym, żeby zrobić im krzywdę. Do czasu...
***
Dlaczego Pani Ciocia kazała nam iść w trójkę do sklepu? Myślałem, że chociaż w weekend będę mógł trochę odpocząć od tej dwójki. Chociaż w sumie wiem dlaczego. Kazała nam kupić dosyć dużo. Szkoda tylko, że to ja muszę nieść te dwie torby. A właściwie to ciągnę je po chodniku, bo nie jestem w stanie ich unieść. Oni są ode mnie starsi. To niesprawiedliwe. Eh... czy coś kiedykolwiek było sprawiedliwe?
-Cześć chłopaki!- usłyszałem jakiś nieznajomy głos, a kiedy spojrzałem za siebie dostrzegłem chłopaka i dziewczynę. To są ci ich nowi znajomi ze szkoły?
-O siemka.- zaczął Kim, a następnie stanął przede mną, ograniczając mi widzenie.
-Chcecie iść z nami do parku?
-No pewnie! Musimy tylko odnieść zakupy do domu.
-A czy ty przypadkiem nie miałeś dzisiaj sprzątnąć kuchni?
-___ to zrobi.- po słowach Ron'a, dziewczyna wychyliła się zza Kim'a i spojrzała na mnie.
-O cześć! Nie zauważyłam się.- wyminęła go i stanęła przede mną. Okazało się, że się myliłem, bo z bliska wyglądała na sporo młodszą od nich. Mniej więcej w moim wieku, może trochę starsza. Co najdziwniejsze, była człowiekiem. Słyszałem, że w tym mieście to rzadkie- Jestem Bety, a ty ___, tak?- przytaknąłem- Nie mówiliście, że macie brata. W dodatku kostka!
-L-lubisz szkielety?- zapytałem cicho.
-Pewnie! Szkielety są fajne. Są podobne do ludzi, tylko że bez skóry i paru organów w środku.- nigdy nie patrzyłem na to w ten sposób- A czemu masz pęknięty policzek?- położyła mi rękę na twarzy, co trochę mnie speszyło.
-Koniec tych pogaduszek.- Kim położył swoje ogniste łapska na moich ramionach. Przez to, że koszulka, którą miałem na sobie jest za duża, jedno moje ramię było odsłonięte, z czego skorzystał i zwiększył moc w jednej ręce na tyle, żeby mnie przypalić.
-No to do zobaczenia za... piętnaście minut?
-Będzie okej.
CZYTASZ
"Los tak chciał" Undertale (Dustberry)
FanfictionUWAGA! Jest to Spin-off z książki "Wataha". Jeżeli chcesz poznać tę historię radzę przedtem zapoznać się z główną historią. Sansy = Sensy, ok? Autorką jakże zacnej okładki jest SzafirowySmok uwu Pierwszy rozdział - 24.10.2018r. Ostatni rozdział - 20...