14. Chcesz jeszcze żyć?

2.4K 90 11
                                    

- Chodź ze mną do baru - pociągnął mnie za rękę, więc bez stawiania oporu poszłam za nim. Usiedliśmy na dość wysokich krzesłach. Od razu, z wielkim uśmiechem na twarzy, podeszła do nas barmanka - Dwa razy mojito.

- Przepraszam mój drogi - położyłam mu dłoń na barku, przez co spojrzał się na mnie - gdzie te oczy powędrowały?

- Tam gdzie każdy facet chce spojrzeć - zaśmiał się.

- Ty jesteś w związku ze mną czy z nią? - podniosłam brew do góry.

- To ty dla mnie więcej znaczysz niż ona - objął mnie ramieniem, przytulając do siebie.

- Urocze - uśmiechnęłam się. Z lady wzięłam drink i wróciłam do reszty.

- Idzie ktoś na papierosa? - usłyszałam Dawida. Upiłam łyk alkoholu i wraz z chłopakiem wyszliśmy na zewnątrz. Każde z nas odpaliło narkotyk, mocno się nim zaciągając.

- Jak się bawisz? - zaczął, opierając się o ścianę.

- Nie jest źle. Mimo że z początku nie byłam przekonana do Leo okazała się całkiem w porządku, a ty?

- Jak na każdej imprezie, tylko że tu jest okazja do świętowania - zażartował. Gdy oboje skończyliśmy palić z budynku wyszedł Mateusz. Pokora wszedł do środka, a Zawistowski stanął na przeciwko.

- Niunia, nie chcesz już wracać? - położył mi dłonie na biodrach.

- Nie, bardzo dobrze się bawię.

- Ale ja jestem zmęczony - mruknął.

- Pragnę ci przypomnieć, że mieszkamy osobno, więc jak chcesz to możesz wrócić - odpowiedziałam.

- Wolę z tobą - musnął moje usta na co przewróciłam oczami - No co?

- Nic - zaśmiałam się - chodźmy.

W klubie pożegnaliśmy się z wszystkimi i wzięliśmy swoje rzeczy.

- Przejdźmy się gdzieś - zaproponowałam, gdy z powrotem znaleźliśmy się na zewnątrz.

- Jest prawie trzecia, wszystko zamknięte, gdzie ty chcesz iść.

- Nie marudź - chwyciłam jego dłoń i poszliśmy w stronę parku. Około piątej wróciliśmy, tym razem do mojego mieszkania.

- A ty narzekałeś na moje spacery - kierowałam się w stronę pokoju, a on za mną.

- Przecież samej mogło ci się coś stać! Dobrze, że dziś ja byłem - wyprostował postawę, napinając "mięśnie".

- Tak, tak wmawiaj sobie - zaśmiałam się. Wzięłam ubrania i weszłam do łazienki. Po niezbyt szybkim prysznicu zwolniłam pomieszczenie. Wróciłam tam, gdzie znajdował się szatyn. Sprawnie go wyminęłam, kładąc się na łóżku. Po chwili Mateusz leżał już obok.

Usłyszałam głośnie pukanie do drzwi. Bardzo niechętnie wstałam i udałam się w stronę dźwięku. Chwyciłam za klamkę, a do mieszkania z dużym hukiem wpadł chłopak.

- Chcesz jeszcze żyć? - przycisnął mnie do ściany, mocno ściskając policzki.

- Szczerze mówiąc to nieszczególnie - odpowiedziałam obojętnie, starając się zachować zimną krew. Ręka, która była na mojej twarzy, przeniosła się na szyję. Starałam się nabierać tyle powietrza ile byłam w stanie. Czułam nagle jak z moich oczu wypływają łzy. Zaczęłam się szarpać, jednak z marnym skutkiem. Obraz stawał się coraz bardziej niewyraźny i zamazany. Jedyne co widziałam potem to ciemność. Czułam tylko jak opadam na podłogę, a po mieszkaniu rozległ się trzask drzwi.

Obudziłam się z płaczem oraz dusznościami. Na to również zareagował Mateusz.

- Róża, co jest? - spojrzał na mnie, po czym od razu przytulił.

- Po prostu zły sen - mówiłam przez łzy, starając się unormować oddech.

- Jestem tu, już spokojnie. Nic się nie stało - gładził mnie po głowie. Zanim wszystko wróciło do normy, minęła prawie godzina.

- Dziękuję - uśmiechnęłam się do szatyna.

- Po to tu jestem - złożył krótki pocałunek na moim czole - jesteś teraz w stanie powiedzieć mi co ci się śniło?

Starannie opowiedziałam Zawistowskiemu całe wydarzenie.

- Nie wiem co powiedzieć, ja...

- Idę się przejść - przerwałam mu, wstając. Wzięłam parę ubrań. Udałam się do łazienki, gdzie przebrałam się. Szybko znalazłam się przy wyjściu, ubierając buty.

- Idę z tobą - na schodach zobaczyłam posturę chłopaka.

- Nie Mateusz, idę sama - postawiłam się. Słyszałam, że jeszcze coś mówił, ale nic z tego nie zrozumiałam, ponieważ wyszłam. Niemalże zbiegłam po schodach. Gdy znalazłam się na zewnątrz, wzięłam głęboki oddech i poszłam w dobrze znanym mi kierunku. Po kilku godzinach przekraczając próg mieszkania, poczułam zapach kawy. Szybko weszłam do kuchni. Siedział tam już Adrian wraz z Mateuszem. Połoński położył kolejny talerz z jedzeniem na stole. Dosiadłam się i zaczęłam jeść.

- Jak się spało? - starał się zacząć konferencje.

- Weź nic nie mów - przetarłam twarz dłoni - znowu mam te chore jazdy i napady.

- Znowu? - głos, tym razem, zabrał Żabson.

- Za dzieciaka miałam podobnie. Potem uspokoiło się to na dobre parę lat - tłumaczyłam.

- Masz te leki? - blondyn uważnie zaczął mi się przyglądać.

- Nie, ale chyba będę musiała je kupić.

- Ja dziś muszę załatwić parę rzeczy na mieście. Jak chcesz mogę cię wziąć - zaproponował.

- Dam sobie radę. Pojadę z Mateuszem najwyższej - odłożyłam naczynia do zmywarki.

- W takim razie trzymaj się. Będę wieczorem - pożegnał się z nami i wyszedł.

- Gotowa na przygodę życia? - zaczął z entuzjazmem raper.

- Daj spokój. Jedź do domu, załatwię wszystko i się odezwę - skrzyżowałam ręce na piersiach.

- Adrianowi powiedziałaś coś innego - ponowił moje ruchy. Oparłam się o blat.

- Adrian to Adrian i tak by się o niczym nie dowiedział - westchnęłam.

- Zawieź mnie pod blok. Załatwimy wszystko razem - uśmiechnął się, obejmując.

DOBRY CZŁOWIEK || ŻabsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz