36. Chcesz się umówić?

1.3K 55 2
                                    

- Muszą panowie wyjść, potrzebujemy zrobić podstawowe badania. Niech pan się od niej oderwie - chwycił szatyna za ramię i szarpnął go w tył.

- Zostaw go - syknęłam w jego stronę - Czy to jest konieczne, żeby wyszli? - zwróciłam się w stronę drugiego z pracowników placówki.

- Nie, myślę, że bez problemu mogą tu zostać. To tylko parę badań, weźmiemy później panią na prześwietlenie.

- Dziękuję - uśmiechnęłam się.

- Mateusz ty zostań, a ja pojadę po ubrania dla niej. Ile tu zostanie? - blondyn wyciągnął telefon, po chwili go chowając.

- Myślę, że do trzech dni - poinformował - połóż się.

Wykonałam polecenie. Chwyciłam dłoń Mateusza.

- Proszę go puścić - rzucił lekarz. Spojrzałam na niego chłodno i wzmocniłam uścisk.

- Daj jej spokój - powiedział drugi z nich. Zawistowski uśmiechnął się triumfalnie.

- Czemu zajmuje się mną dwóch lekarzy, a nie pielęgniarka? - spytałam, gdy mieli już wychodzić.

- Ze względu na brak zaangażowania.

- Mogę wiedzieć jak się nazywasz? - usiadłam, prawie wyrywając, podłączone do mnie, kable.

- Po pierwsze to się uspokój - podszedł, nachylając się nade mną - a po drugie Kazimierz jestem. Chcesz się umówić?

- Rodzice cię nie kochają, że dali ci takie imię - parsknęłam śmiechem.

- Szmata - zmierzył mnie wzrokiem.

- Nie obrażaj mnie - powiedziałam pewnie.

- Co mi zrobisz? Jesteś przecież podłączona do tego.

- Ona nic, ale ja mogę dużo - Mateusz stanął za nim, odsuwając go. Po czym pchnął w stronę wyjścia. Mężczyzna zniknął za drzwiami.

- Uspokój się - poprosiłam.

- On cię traktuje jak najgorszą, nie licz, że mu odpuszczę.

- Nie denerwuj mnie - przewróciłam oczami.

- Dla ciebie wszystko - pocałował mnie, co odwzajemniłam.

- Jedziemy na prześwietlenie - do pomieszczenia tym razem weszła pielęgniarka z naszym znienawidzonym lekarzem. Wszystkie kable zostały odpięte, a ja przewieziona do odpowiedniej sali. Po całym badaniu, podczas powrotu, Kazimierz zakomunikował kobiecie:

- Badania wyszły w porządku. Żadnego większego uszczerbku, jednak nie wpuszczaj nikogo do sali.

- To są chyba jakieś żarty - westchnęłam.

- Wyjdź - rzucił do Zawistowskiego.

- Zostajesz - chwyciłam go za nadgarstek - skoro wszystko jest w porządku, on będzie tu siedzieć. Chcę zmiany lekarza.

Mężczyzna wyszedł z sali, a pielęgniarka wzięła się za ponowne podpinanie wszelkich kabli.

- Przepraszamy za jego zachowanie. Nie wiemy co w niego wstąpiło - mówiła skruszona.

- Nic się nie stało, zwykły idiota.

- Postaramy się o zmianę lekarza dla ciebie, bo z tego co widziałam to wcale nie jest kolorowo.

- O czym pani mówi? - zamarszczyłam brwi.

- Nie mogę potwierdzić ci wszystkiego w stu procentach jednak mam obawę o złamane żebro.

- Dlaczego nic nie powiedział? - zapytałam bardziej sama siebie. Po dłuższym czasie ponownie znalazłam się na sali z rentgenem.

- Obawy się potwierdziły. Złamane żebro oraz wysokie prawdopodobieństwo przebicia płuc. Musimy reagować szybko.

- Jakim cudem nie boli? - zmarszczyłam brwi.

- Bardzo mocne leki w kroplówce, podane przez doktora Babińskiego.

- Kazimierza? - starałam się nie zaśmiać, wymawiając to imię. Przytaknął - Skurwiel.

- Zbyt miły to on dla was nie jest - zatrzymaliśmy się. Wenflony ponownie zostały wbite do moich żył.

- Co się dzieje? - Adrian odłożył torbę obok łóżka.

- Będzie konieczna operacja? - zignorowałam blondyna.

- Obawiam się, że tak i to jak najszybciej, by nie stało się nic niechcianego.

- Dobrze - opuściłam głowę. Chłopcy patrzyli wystraszeni.

- Zostawię was samych. Sprawdzę czy sala jest wolna - opuścił pomieszczenie, a ja od razu wzięłam się za tłumaczenie sytuacji.

- Są tu jakieś wolne łóżka? - Mateusz zaczął się rozglądać.

- Nie, oboje jedziecie do domu i tam będziecie czekać. Nie zostaniecie tu, musicie odpocząć. Zwłaszcza ty Mateusz.

- Nie zostawię cię - chwycił moją dłoń.

- Jedź z nim do domu - skierowałam słowa do Połońskiego. Oczywiście Zawistowski stawiał na swoim, jednak w końcu odpuścił.

- Będę z samego rana - oznajmił i zniknął. Zaraz po jego wyjściu, dostrzegłam Babińskiego.

- Twój kochanek wyszedł? - uśmiechnął się szyderczo.

- Wyjdź stąd. Przez twój idiotyzm mogę stracić życie. Gardzę tobą. A jeśli tak bardzo brakuje ci problemów to nie licz, że zostawię tę sprawę bez konsekwencji.

- Ha! Konsekwencje to co najwyżej będzie mieć ty - parsknął.

- Jeszcze zobaczymy. Tam są drzwi.

Wkrótce zapanowała cisza. Wpatrywałam się w biały, szpitalny sufit.

- Gotowa? - męski głos wybudził mnie w transu. Westchnęłam, a po chwili znalazłam się na sali operacyjnej.

- Powodzenia - powiedziałam, po czym odpłynęłam.

- Operacja powiodła się. Jest teraz w śpiączce, ale będzie żyć.

- Kiedy się wybudzi? - poczułam zimną dłoń na mojej.

- Miejmy nadzieję, że niebawem. Chcesz zostać z nią sam?

Zgodził się, gdyż usłyszałam otwierane drzwi.

- Boje się - wyszeptał, po długiej chwili ciszy. Najgorsza była świadomość tego, że nic nie mogę zrobić - Przepraszam za wszystko.

~~~
Rozdział dziś wcześnie, miłego dnia!

DOBRY CZŁOWIEK || ŻabsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz