- Muszą panowie wyjść, potrzebujemy zrobić podstawowe badania. Niech pan się od niej oderwie - chwycił szatyna za ramię i szarpnął go w tył.
- Zostaw go - syknęłam w jego stronę - Czy to jest konieczne, żeby wyszli? - zwróciłam się w stronę drugiego z pracowników placówki.
- Nie, myślę, że bez problemu mogą tu zostać. To tylko parę badań, weźmiemy później panią na prześwietlenie.
- Dziękuję - uśmiechnęłam się.
- Mateusz ty zostań, a ja pojadę po ubrania dla niej. Ile tu zostanie? - blondyn wyciągnął telefon, po chwili go chowając.
- Myślę, że do trzech dni - poinformował - połóż się.
Wykonałam polecenie. Chwyciłam dłoń Mateusza.
- Proszę go puścić - rzucił lekarz. Spojrzałam na niego chłodno i wzmocniłam uścisk.
- Daj jej spokój - powiedział drugi z nich. Zawistowski uśmiechnął się triumfalnie.
- Czemu zajmuje się mną dwóch lekarzy, a nie pielęgniarka? - spytałam, gdy mieli już wychodzić.
- Ze względu na brak zaangażowania.
- Mogę wiedzieć jak się nazywasz? - usiadłam, prawie wyrywając, podłączone do mnie, kable.
- Po pierwsze to się uspokój - podszedł, nachylając się nade mną - a po drugie Kazimierz jestem. Chcesz się umówić?
- Rodzice cię nie kochają, że dali ci takie imię - parsknęłam śmiechem.
- Szmata - zmierzył mnie wzrokiem.
- Nie obrażaj mnie - powiedziałam pewnie.
- Co mi zrobisz? Jesteś przecież podłączona do tego.
- Ona nic, ale ja mogę dużo - Mateusz stanął za nim, odsuwając go. Po czym pchnął w stronę wyjścia. Mężczyzna zniknął za drzwiami.
- Uspokój się - poprosiłam.
- On cię traktuje jak najgorszą, nie licz, że mu odpuszczę.
- Nie denerwuj mnie - przewróciłam oczami.
- Dla ciebie wszystko - pocałował mnie, co odwzajemniłam.
- Jedziemy na prześwietlenie - do pomieszczenia tym razem weszła pielęgniarka z naszym znienawidzonym lekarzem. Wszystkie kable zostały odpięte, a ja przewieziona do odpowiedniej sali. Po całym badaniu, podczas powrotu, Kazimierz zakomunikował kobiecie:
- Badania wyszły w porządku. Żadnego większego uszczerbku, jednak nie wpuszczaj nikogo do sali.
- To są chyba jakieś żarty - westchnęłam.
- Wyjdź - rzucił do Zawistowskiego.
- Zostajesz - chwyciłam go za nadgarstek - skoro wszystko jest w porządku, on będzie tu siedzieć. Chcę zmiany lekarza.
Mężczyzna wyszedł z sali, a pielęgniarka wzięła się za ponowne podpinanie wszelkich kabli.
- Przepraszamy za jego zachowanie. Nie wiemy co w niego wstąpiło - mówiła skruszona.
- Nic się nie stało, zwykły idiota.
- Postaramy się o zmianę lekarza dla ciebie, bo z tego co widziałam to wcale nie jest kolorowo.
- O czym pani mówi? - zamarszczyłam brwi.
- Nie mogę potwierdzić ci wszystkiego w stu procentach jednak mam obawę o złamane żebro.
- Dlaczego nic nie powiedział? - zapytałam bardziej sama siebie. Po dłuższym czasie ponownie znalazłam się na sali z rentgenem.
- Obawy się potwierdziły. Złamane żebro oraz wysokie prawdopodobieństwo przebicia płuc. Musimy reagować szybko.
- Jakim cudem nie boli? - zmarszczyłam brwi.
- Bardzo mocne leki w kroplówce, podane przez doktora Babińskiego.
- Kazimierza? - starałam się nie zaśmiać, wymawiając to imię. Przytaknął - Skurwiel.
- Zbyt miły to on dla was nie jest - zatrzymaliśmy się. Wenflony ponownie zostały wbite do moich żył.
- Co się dzieje? - Adrian odłożył torbę obok łóżka.
- Będzie konieczna operacja? - zignorowałam blondyna.
- Obawiam się, że tak i to jak najszybciej, by nie stało się nic niechcianego.
- Dobrze - opuściłam głowę. Chłopcy patrzyli wystraszeni.
- Zostawię was samych. Sprawdzę czy sala jest wolna - opuścił pomieszczenie, a ja od razu wzięłam się za tłumaczenie sytuacji.
- Są tu jakieś wolne łóżka? - Mateusz zaczął się rozglądać.
- Nie, oboje jedziecie do domu i tam będziecie czekać. Nie zostaniecie tu, musicie odpocząć. Zwłaszcza ty Mateusz.
- Nie zostawię cię - chwycił moją dłoń.
- Jedź z nim do domu - skierowałam słowa do Połońskiego. Oczywiście Zawistowski stawiał na swoim, jednak w końcu odpuścił.
- Będę z samego rana - oznajmił i zniknął. Zaraz po jego wyjściu, dostrzegłam Babińskiego.
- Twój kochanek wyszedł? - uśmiechnął się szyderczo.
- Wyjdź stąd. Przez twój idiotyzm mogę stracić życie. Gardzę tobą. A jeśli tak bardzo brakuje ci problemów to nie licz, że zostawię tę sprawę bez konsekwencji.
- Ha! Konsekwencje to co najwyżej będzie mieć ty - parsknął.
- Jeszcze zobaczymy. Tam są drzwi.
Wkrótce zapanowała cisza. Wpatrywałam się w biały, szpitalny sufit.
- Gotowa? - męski głos wybudził mnie w transu. Westchnęłam, a po chwili znalazłam się na sali operacyjnej.
- Powodzenia - powiedziałam, po czym odpłynęłam.
- Operacja powiodła się. Jest teraz w śpiączce, ale będzie żyć.
- Kiedy się wybudzi? - poczułam zimną dłoń na mojej.
- Miejmy nadzieję, że niebawem. Chcesz zostać z nią sam?
Zgodził się, gdyż usłyszałam otwierane drzwi.
- Boje się - wyszeptał, po długiej chwili ciszy. Najgorsza była świadomość tego, że nic nie mogę zrobić - Przepraszam za wszystko.
~~~
Rozdział dziś wcześnie, miłego dnia!
CZYTASZ
DOBRY CZŁOWIEK || Żabson
FanficJesteś w stanie odpuścić? Rzucić to wszystko w cholerę? Zaufaj mi to nie jest ci do niczego potrzebne - spojrzał na mnie, ja natomiast błądziłam wzrokiem po podłodze - Kurwa Róża, powiedz coś! . . . Zapraszam do czytania.