17. Prawie nic

2.3K 74 16
                                    

- Jedziemy jutro gdzieś? - spytał, gdy usiedliśmy na kanapie.

- Mam już plany, niestety cię w nich nie ma  - pocałowałam go, w tym momencie do mieszkania wszedł Adrian.

- Jadę z nim - wskazałam wzrokiem na blondyna - do Wrocławia.

- Ale, że beze mnie? - udawał smutnego.

- Ty siedź w domu i teksty pisz - zaśmiałam się.

- Trzymaj - Połoński podał mi niewielkie opakowanie, które od razu otworzyłam.

- Jesteś kochany, dziękuję - uśmiechnęłam się, biorąc do buzi pierwszą frytkę. Szatyn poszedł do łazienki.

- Słyszałem, że podobno jedziesz ze mną do Wrocławia.

- Masz tam jakiś znajomych z Wrocławia to pojedziemy, proszę.

- Niech ci będzie - westchnął. Gdy Mateusz wrócił do nas, oznajmił, że musi jechać do studia. Zaproponował mi, abym pojechała z nim, jednak odmówiłam.

- Tylko wróćcie do piątku bo koncert gramy - rzucił i wyszedł.

- To ja idę załatwiać jakichś znajomych na jutro - pokręcił głową i poszedł do pokoju. Zaczęłam się pakować, nie brałam dużo, gdyż będziemy tam na ledwie trzy dni.

- Kogo udało ci się załatwić? - zaczęłam ubierać buty.

- Zobaczysz - uśmiechnął się - a teraz daj torbę i jedziemy.

Parę godzin później byliśmy już pod hotelem. Odebraliśmy klucze i udaliśmy się do zarezerwowanego pokoju.

- O której mamy już jechać? - rzuciłam się na łóżko, wzrok wlepiając w sufit.

- Gdzieś koło dwudziestej, do klubu wcale nie mamy tak daleko - usłyszałam w odpowiedzi. Po sprawdzeniu mediów społecznościowych, postanowiłam zacząć się szykować. Wzięłam parę ciuchów i udałam się z nimi do łazienki. Gdy byłam już gotowa, zeszliśmy kierując się do klubu.

- Zawsze wybierasz hotele blisko, żebyśmy dali radę wrócić? - zażartowałam. Zostaliśmy wylegitymowani, a po przekroczeniu progu, poczułam mocy zapach alkoholu, który mieszał się z dymem papierosowym.

- Tam są - wskazał na stolik, przy którym siedziało dwóch chłopaków oraz jakaś dziewczyna.

- Róża to jest Michał, Kuba i Sylwia - wskazywał po kolei na poszczególne osoby. Przywitałam się z nimi, następnie zajmując wolne miejsce obok Jakuba.

- Co pijecie? - głos zabrał Michał.

- Ja poproszę sex on the beach - oznajmiłam.

- Sorry, ale mam dziewczynę - zaśmiał się.

- Haha bardzo śmieszne - stwierdziłam ironicznie, przewracając oczami.

- Zawsze jesteś taka sztywna? - chłopak siedzący obok, szturchnął mnie w brzuch.

- Po prostu chce się czegoś napić - westchnęłam, opadając na oparcie kanapy.

- Chcesz moje? - pokręcił mi drinkiem przed twarzą. Odmówiłam. Po niedługim czasie dostałam swoje zamówienie - na zdrowie.

- Chodźmy się gdzieś przejść - zaproponowałam, dopijając drugą szklankę trunku. Wszyscy przystali na ten pomysł, więc po niedługim czasie wyszliśmy na zewnątrz.

- Kiedy wracacie? - zaciekawił się mulat.

- W czwartek rano chyba - spojrzałam na Adriana, który tylko przytknął. Pospacerowaliśmy jeszcze parę godzin. Wrocław nocą jest ładniejszy niż nie jedno polskie miasto.

- To co, może jeszcze buteleczka? - Rychlik kierował się do sklepu, którego właśnie mijaliśmy. Poczekaliśmy na niego, aż wrócił z butelką wódki. Na mojej twarzy od razu wymalował się uśmiech. Gdy szkło zostało otworzone, każdy z nas wziął sporego łyka. Usiedliśmy na ławce. Po wypiciu alkoholu, późną nocą, wróciliśmy do hotelu.

- Chcesz jeszcze zapalić? - Połoński zaczął przeszukiwać torbę. Wzruszyłam ramionami, zgadzając się na propozycje. Wkrótce podał mi odpalonego skręta. Zaciągnęłam się nim, zatrzymując na chwilę dym w płucach. Wypuściłam go i oddałam narkotyk blondynowi. Około siódmej rano położyliśmy się spać.

- No ja przepraszam bardzo, ale niedawno jeszcze mówiłeś o mnie w samych superlatywach. Mówiłeś coś tam, że mnie kochasz i że niby ci zależy, a teraz odstawiasz jakiś cyrk - rzuciłam rękoma w powietrze.

- Masz ponad dwadzieścia lat, a wciąż wierzysz w bajeczki o prawdziwej miłości? - zaśmiał się.

- Nikt nie powiedział, że w to uwierzyłam. Po prostu twierdzę jak było.

- Dobra, nie pierdol - objął mnie ramieniem - i tak wiemy, że kłamiesz.

- I tak wiemy, że wiesz o mnie tyle co Adrian o fizyce kwantowej - mówiłam z powagą na ustach.

- Czyli nic?

- Prawie nic - przyspieszyłam kroku, kierując się po prostu do przodu.

- Gdzie ty tak zapierdalasz? - starał się nadążyć za mną.

- Daj mi spokój, skoro to były bajeczki to po chuj za mną chodzisz? - spojrzałam na niego.

- Nie powiedziałem, że to były bajeczki, spytałem się tylko czy w nie wierzysz.

- Wciąż czekam aż wbijesz mi ten jebany nabój w łeb - niemalże krzyknęłam.

- Zamknij oczy - wyszeptał mi nad uchem - do zobaczenia.

Nie rozumiałam zbytnio o co mu chodzi, ale kiedy podniosłam powieki, zobaczyłam pokój hotelowy. Zegar wskazywał piętnaście minut po czternastej. Objęłam dłońmi głowę, ponieważ odczułam lekki ból. Wzięłam potrzebne ubrania, wchodząc z nimi do łazienki. Spędziłam temu więcej czasu niż zwykle. Gdy wyszłam z pomieszczenia, Adrian już nie spał.

- Zamawiamy coś - stwierdziłam. Oczywiście blondyn nie miał nic przeciwko, więc podczas gdy on zajmował toaletę, ja wybierałam jedzenie. Przy okazji odpisałam na sms'a kijanki z zapytaniem o to czy w ogóle żyje.

DOBRY CZŁOWIEK || ŻabsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz