20. Róża dla Róży

1.9K 66 7
                                    

- Moja mama spytała się kiedy mąż i dzieci - zaśmiałam się.

- I jak? - spytał, a ja podniosłam głowę, wlepiając w niego wzrok.

- Powiedziałam, że nieprędko. Głupio było mi powiedzieć, że tego nie chce.

- Nie chcesz dzieci? Przecież jesteś kobietą.

- Nie każda kobieta musi lubić dzieci, skarbie - uśmiechnęłam się. Mateusz musnął moje usta - Jesteś zły za to, że ci nie powiedziałam o tym, że jadę?

- Byłem na początku, ale już dawno mi przeszło.

- Chodźmy gdzieś - zaproponowałam.

- Nie chce mi się - mruknął.

- Dobra, to sama się przejdę - wstałam, założyłam buty i nacisnęłam klamkę.

- Niech ci będzie, poczekaj - westchnął. Po chwili znalazł się obok. Wyszliśmy, kierując się do niedalekiej lodziarni. Każde z nas kupiło co chciało. Gdy skończyliśmy jeść, usiedliśmy na murku obok.

- Poczekaj chwilę - szatyn gdzieś poszedł. Ja natomiast rozglądałam się po mieście.

- To dla ciebie - rzucił lekko obojętnie nieznajomy mi chłopak.

- Dlaczego? - spytałam zdziwiona, biorąc od niego róże.

- Miłość nie ma sensu - powiedział, po czym odszedł.

- Skąd róża? - Zawistowski rzucił wzrokiem na kwiat.

- Jakiś chłopak podszedł do mnie, dał mi ją i powiedział, że miłość nie ma sensu - opowiedziałam.

- Róża dla Róży - zażartował.

- I że musiał mi ją dać ktoś z ulicy - zaśmiałam się.

- Kiedyś ci kupię, obiecuje - objął mnie ramieniem.

- Trzymam za słowo - szepnęłam. Zawistowski krótko mnie pocałował, po czym się uśmiechnął. Zeskoczyłam z muru i udałam się do pobliskiego sklepu, gdzie kupiliśmy niewielką ilość alkoholu. Usiedliśmy na brzegu Wisły.

- Mateusz - zaczęłam spokojnie, nie odrywając wzorku od martwego punktu, gdzieś na przeciwko - Po co właściwie jest to wszystko? Do czego tak naprawdę dążymy?

- Co chcesz przez to powiedzieć? - słyszałam w jego głosie zaskoczenie.

- Staramy się być najlepszymi. Czasami robimy coś, żeby dopasować się do reszty, a ostatecznie i tak wszyscy kończymy pod ziemią. Równie dobrze mogłoby nas nie być.

- A co na tym świecie ma sens? - westchnął - Tylko pomyśl, gdyby nie to, że jesteśmy, nigdy nie poczuła byś na przykład miłości, szczęścia...

- Smutku, żalu, rozpaczy. Nie miałabym napadów - wymieniałam.

- Jak zwykle optymistyczna - zaśmiał się - nie jesteś szczęśliwa będąc ze mną?

- Co robisz w niedzielę? - zignorowałam pytanie.

- Odpoczywam po koncercie.

- W takim razie nie będziesz. W niedzielę wracasz do domu i jedziemy do moich rodziców. Chcę, żebyś ich poznał.

- Nie możemy pojechać do nich w poniedziałek?

- Nie - powiedziałam stanowczo, wstając. Wyrzuciłam pustą butelkę do kosza. Zaraz za mną zrobił to chłopak.

- Dobra - uległ - a gdzie teraz?

- Z racji, że jutro masz koncert to ty wracasz do swojego mieszkania - uśmiechnęłam się.

- A co z tobą?

- A ja do swojego. Muszę omówić parę spraw z Adrianem.

Zawistowski odprowadził mnie pod blok. Pożegnaliśmy się i udałam się pod drzwi.

- Adrian! - wykrzyczałam na całe mieszkanie. Szybko obok mnie pojawił się blondyn. Usiedliśmy - W niedzielę jadę do rodziców.

- Dopiero co od nich wróciłaś.

- Wiem, ale chcę, żeby poznali Mateusza.

- W takim razie w porządku, ale dlaczego tak szybko?

- Bo się boję - opuściłam głowę.

- Ty się boisz? - zaśmiałam się lekko - Ciekawe czego?

- Śmierci - oznajmiłam.

- A co z tym co znalazłaś? - powiedział tym razem poważnie. Wyciągnęłam z kieszeni kartkę, którą przekazałam Połońskiemu - Mateusz wie?

- Tak, pokazywałam mu to i opowiedziałam wszystko. Był zaskoczony, a potem poszliśmy pić na Wiśle - uśmiechnęłam się.

- A teraz powiedz kiedy wracacie?

- We wtorek najprawdopodobniej.

- Kurde, pojechałbym z wami, ale mam umówioną sesje nagraniową do płyty - zwrócił mi list.

- Już na ukończeniu? - wstałam. Chłopak przytaknął, a ja weszłam do kuchni, nalewając do szklanki sok.

- Jak się czujesz? - usiadł przy stoliku.

- Nie wiem czemu pytasz, ale wszystko jest w porządku.

- Chcesz coś ze sklepu?

- Kup mi jakiegoś energetyka i gumę, proszę.

Zaraz po tym usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi. Po jego powrocie przekazał mi zakupy. Jednak nie przebywał długo w mieszkaniu, ponieważ razem z ekipą musieli jechać na koncert. Tak więc, zostałam sama. Wbiłam do pokoju i odpaliłam laptopa, którego podłączyłam do głośnika. Na sam początek padło na piosenkę, ukochanego, Beteo - Nie chce. Opadłam na łóżko, stwarzając co raz to nowe refleksje. W końcu postanowiłam zrobić coś czego nie robiłam od dawna. Wstałam i podeszłam do biurka, spod którego wyciągnęłam sporej wielkości torbę. Otworzyłam ją, przeszukując całość.

- Nie to, to też nie - mówiłam sama do siebie. W końcu znalazłam to co szukałam. Położyłam przedmiot na meblu, a bagaż odłożyłam na poprzednie miejsce. Usiadłam na fotelu, kładąc łokcie na drewnie. Chwyciłam woreczek i rozsypałam jego zawartość. W jednej z szuflad leżała karta, dzięki której z białego proszku ułożyłam równą linię. Wzięłam głęboki wdech, po czym całość znalazła się w moim organizmie. Momentalnie poczułam napływ energii. Podgłośniłam lecącą muzykę. Kiedy usłyszałam, wręcz dobijanie się do moich drzwi, niechętnie zeszłam po schodach.

- Dzień dobry - powiedziałam z uśmiechem, który nie schodził mi z twarzy.

- Raczej dobry wieczór - burknęła sąsiadka - może pani uciszyć tą muzykę, bo będzie pani mieć doczynienia z policją.

- Niech mnie nie straszy policją, pewnie, że uciesze. Dla pani wszystko - zaśmiałam się i zamknęłam drzwi. Podeszłam do głośnika, przyciszając go.

- Głupia jędza - mruknęłam pod nosem. Telefon zaczął wydawać z siebie charakterystyczny dźwięk. Niechętnie odebrałam.

- My już w hotelu, a ty jak się bawisz?

- Zajebiście mój drogi. Jak jeszcze nigdy!

~~~

Wybaczcie, że tak późno. Zapomniałam :c

DOBRY CZŁOWIEK || ŻabsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz