- Po prostu się martwię, czego nie rozumiesz?! - spojrzał na mnie.
- Jestem już dorosła. Zaraz wszystkiego mi zabronicie. Sama z domu nie będę mogła wychodzić - burknęłam.
- Nie chcemy, żebyś popadła w nałóg. To silnie uzależnia. Kocham Cię i nie chce stracić cię przez to białe gówno.
- Daj mi spokój - oparłam głowę o szybę. Poczułam na kolanie jego dłoń, jednak kompletnie zignorowałam gest.
- Jesteś na mnie zła?
- Jestem na ciebie wściekła i to nie tylko na ciebie.
- Bo co? Bo nie chcemy ciągać się po szpitalach i odwykach? Bo się martwimy i chcemy dla ciebie jak najlepiej?
Nie odpowiedziałam. Założyłam kaptur na głowę, krzyżując ręce. Rękawem zaczęłam ocierać łzy, które leciały mi z policzków.
- Hej, spokojnie - gładził mnie po udzie.
- Zatrzymaj się gdzieś na poboczu, proszę - starałam się opanować. Gdy zrobił to o co powiedziałam, od razu wysiadłam.
- Już dobrze. Nic się nie stało - starał się mnie pocieszyć, a następnie przytulił.
- Jestem najgorszą dziewczyną - wtuliłam się w niego mocniej.
- Jesteś wspaniała, tylko trochę pogubiona. Kokaina nie jest ci do niczego potrzebna. Ani kokaina ani żaden inny narkotyk.
- Przepraszam.
- Nie masz za co przepraszać. Po prostu więcej tego nie bierz.
Po tym jak się uspokoiłam, pojechaliśmy dalej. W pewnym momencie trasy zasnęłam. Obudziło mnie dopiero szturchanie Mateusza, który oznajmił mi, że jesteśmy na miejscu. Chłopak wziął nasze torby i razem udaliśmy się pod drzwi. Zapukałam.
- Cześć - przywitałam się z uśmiechem - wiem, że niedawno wyjechałam, ale chcę wam kogoś przedstawić.
- Wchodź słońce - kobieta otworzyła szerzej wejście. Zawistowski odłożył torby gdzieś na bok i przywitał się kulturalnie z moją mamą.
- Kto to? - ojciec pojawił się zaraz obok.
- Mateusz Zawistowski - wyciągnął dłoń do mężczyzny, który zrobił to samo, jednakże niepewnie.
- Czy ja cię skądś nie znam? - zmrużył brwi, prostując postawę.
- To wątpliwe - odpowiedział. Usiedliśmy w salonie.
- Czym tak właśnie się zajmujesz? - westchnęłam, słysząc to pytanie.
- Jestem raperem - powiedział dumnie.
- Z tego nie da się wyżyć. Jak ty wyobrażasz sobie waszą przyszłość?
- Zera na koncie mówią coś innego - lekko się zaśmiał - więc może być pan spokojny.
Seria pytań trwała do wieczora.
- Idźcie do pokoju, dobranoc kochani - blondynka uśmiechnęła się szeroko. Weszliśmy do odpowiedniego pomieszczenia.
- Lubię twoich rodziców - rzucił się na łóżko. Olałam jego wypowiedź. Usiadłam przy biurku, kręcąc się na krześle - Zapalimy?
- Narkotyki są złe - powiedziałam z wyrzutem.
- Odpuść - pociągnął fotel w swoją stronę.
- Nie w tym domu.
- Możesz usiąść? - wskazał spojrzeniem na bok. Wstałam i zajęłam wolne miejsce - Czemu znowu? Wpadłaś wcześniej w nałóg? Skąd to masz?
- Przestań - westchnęłam - nie możemy zakończyć tego raz na zawsze?
- Dopiero wtedy jak uzyskam wszystkie informacje.
- Tak, byłam kiedyś w nałogu, po wyjściu z tego przez jakiś czas rozprowadzałam je, ale Adrian jak zwykle postawił na swoim przez co musiałam z tym skończyć. Całość jest w torbie, ale nie używam.
- Nie możesz tego po prostu wyrzucić?
- Za duży koszt. Będę musiała skontaktować się z kimś i to oddam po prostu. Swoją drogą Adrian powiedział, że jak dotknę tego to wyrzuci mnie z mieszkania.
- To możesz się już pakować - zaśmiał się, przez co uderzyłam go lekko w ramię - No dobra, nie powiem mu.
- Dziękuję.
- Sama to zrobisz - dodał.
- Nawet na to nie licz - wstałam, biorąc kilka ubrań. Weszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic i wróciłam do pokoju.
- Przygarnę Cię i teraz tutaj i do mieszkania - rozłożył ramiona.
- Najpierw się umyj, potem to przemyśle - z uśmiechem przewróciłam oczami. Położyłam się, okrywając kołdrą. Podłączyłam telefon. Zamknęłam oczy, próbując zasnąć.
- Przemyślałaś? - usłyszałam nagle nad uchem, przez co zerwałam się ze snu.
- Nigdy więcej tak nie rób - wykrzyczałam szeptem - Chodź już spać i się nie odzywaj.
- Kocham Cię - objął mnie.
- Powiedziałam coś. Dobranoc.
- Dobra, ta znajomość nie ma sensu - rzucił kamieniem, który odbił się kilka razy w wodzie.
- Chodźmy stąd, a powiem ci co nie ma sensu.
Jak powiedziałam tak zrobiliśmy. Weszliśmy na wysoki most pod którym znajdowała się ruchliwa autostrada.
- Przesuń się trochę i patrz - rozkazałam. Sama również odsunęłam się od chłopaka. Zrobiłam kilka kroków w tył i ruszyłam do barierki. Stanęłam na niej. Zanim zdążył mnie zatrzymać rzuciłam się w dół.
- Róża, wstawaj - poczułam lekkie szarpanie.
- Co jest? - przetarłam oczy.
- Pierwszy raz czułem jak tak szybko komuś napierdala serce. Wszystko ok?
- Jak widać - odwróciłam się w jego stronę.
- Coś ci się śniło? - drążył temat.
- Nic istotnego. Nie musisz się martwić - pocałowałam go lekko.
- No powiedzmy, że ci wierzę.
Wtuliłam się w jego tors. Leżeliśmy tak dłuższą chwilę.
- We wtorek musimy być już w Warszawie. Nie mówiłem ci jeszcze tego, ale będę prowadził audycję w radiu.
- Gratuluję - powiedziałam szczerze - w takim wypadku wróćmy oczywiście. Chętnie jej posłucham.
- A teraz możesz iść zrobić śniadanie, bo głodny jestem - zażartował.
- Jesteś okropny. Muszę poszukać chłopaka, który umie gotować - pokręciłam głową, wstając.
- Wracaj tu! - mruknął - Przytul mnie!
- Sam się przytul - chciałam jeszcze coś dodać, jednak zostałam pociągnięta i znów utknęłam w ramionach szatyna.
~~~
To nie tak, że zapomniałam!
CZYTASZ
DOBRY CZŁOWIEK || Żabson
FanfictionJesteś w stanie odpuścić? Rzucić to wszystko w cholerę? Zaufaj mi to nie jest ci do niczego potrzebne - spojrzał na mnie, ja natomiast błądziłam wzrokiem po podłodze - Kurwa Róża, powiedz coś! . . . Zapraszam do czytania.