Sobotni wieczór spędziłam identycznie jak poprzedni. Także i tym razem obudziłam się z lekkim bólem głowy, gdy do pokoju z hukiem wpadł Adrian.
- Jest trzynasta, Mateusz już czeka - oznajmił, a ja wyrwałam się z łóżka.
- Powiedz mu, że za chwilę będę - przetarłam oczy.
- Jesteś przymulona, co ty wczoraj robiłaś? - zapytał.
- To samo co przedwczoraj - wzruszyłam ramionami.
- Czyli? - zmarszczył brwi, rozglądając się po pomieszczeniu.
- Nic specjalnego - otworzyłam szafę.
- A to to co? - podszedł do biurka - Podejdź tu - powiedział w miarę spokojnie. Zrobiłam to o co prosił.
- Jakieś śmieci - zgarnęłam resztki narkotyku na podłogę.
- Od kiedy "jakieś śmieci" to biały proszek i kartka kredytowa? Kurwa, nie mów mi, że znowu zaczęłaś.
- Dwa razy mnie nie zbawi - przewróciłam oczami.
- Do chuja, narkotyki to nie zabawa i dobrze o tym wiesz. Wpadłaś raz możesz wpaść i drugi. Od tego łatwiej się uzależnić niż od jakieś kawy - uniósł się - znowu mam cię ciągać po odwykach? Jak nie handlujesz to bierzesz.
- Odwal się, ok?! - wykrzyczałam.
- Oddaj mi to - założył ręce na piersi.
- Co?! Nie ma takiej opcji.
- W takim razie daje ci ostatnią szansę. Jeśli jeszcze raz chociażby dotkniesz tego gówna to pożegnasz się nie tylko z tym. Z mieszkaniem również - powiedział stanowczo.
- Chcesz mnie wyrzucić?! Przecież sam święty nie jesteś.
- Ale jest różnica między braniem codziennie silnie uzależniających środków, a palenia od czasu do czasu czegoś na rozluźnienie.
- Skończ już, bo nie mogę cię słuchać i wyjdź bo chce się przebrać.
- Nie odpuszę ci - oznajmił, po czym wyszedł. Przebrałam się, chowając jeden z woreczków w kieszeni. Wzięłam walizkę z ubraniami.
- Cześć skarbie - Zawistowski objął mnie w pasie i pocałował. Następnie wziął moje rzeczy.
- Pilnuj ją - odezwał się, gdy byliśmy w drzwiach - Po prostu ją pilnuj.
- O co mu chodziło? - wsiadł do samochodu, przekręcając kluczyki. Wzruszyłam ramionami. Pod dwóch godzinach poprosiłam chłopaka o zjazd na stację paliw.
- Nie wytrzymasz jeszcze godziny? - spojrzał na telefon, który wskazywał mu trasę. Zaprzeczyłam. Zatrzymaliśmy się tam gdzie prosiłam. Skierowałam się do łazienki.
- On nie musi o niczym wiedzieć - skomentowałam pod nosem, wciągając kolejną dawkę - Mateusz! - krzyknęłam, gdy zauważyłam go przy samochodzie.
- Możemy już jechać?
- Pewnie! Z tobą i na koniec świata! - zaśmiałam się.
- Wszystko w porządku?
- W najlepszym - przytuliłam go - Kocham Cię.
- Ja ciebie też - odwzajemnił gest. Odsunęłam się od niego, wlepiając wzrok w jego bluzę - Co zrobiłaś, że Adrian kazał mi cię pilnować?
- Nie wiem - wzruszyłam ramionami, zaczynając bawić się jego koszulką.
- Coś mi się wydaje, że jednak wiesz. Spójrz na mnie - rozkazał. Widząc, że zignorowałam go, sam podniósł mój podbródek - Oczy na mnie.
- Ale po co? - spojrzenie ciągle skierowane miałam w dół.
- Róża - westchnął.
- No co? - w końcu wykonałam co chciał.
- Czemu A... - przerwał wypowiedź - Wiedziałem, że coś jest nie tak. Masz rozszerzone źrenice.
- Wydaje ci się - chciałam go wyminąć, jednak pociągnął mnie za rękę.
- Brałaś coś? - zmrużył oczy.
- Nie - powiedziałam z wyrzutem.
- Pokaż kieszenie - jego dłonie zbliżały się do moich spodni. Szybko zrobiłam parę kroków w tył - W takim razie dzwonię do Adriana, może on mi to wytłumaczy.
- Nawet się nie waż - wewnętrzne szczęście, które dominowało dzięki narkotykowi, szybko po mnie spłynęło.
- To odpowiedz mi na pytanie - wyjął telefon.
- Nie ufasz mi? - uniosłam brwi do góry.
- Po prostu chce mieć pewność - uśmiechnął się.
- Daj kluczyki - wyciągnęłam w jego stronę dłoń. Chłopak pociągnął mnie za nią i objął, przykładając telefon do ucha.
- Halo Adrian? - gdy to usłyszałam, chciałam się wyrwać, jednakże nie potrafiłam - Twoje kochana kuzyneczka nie chce się przyznać. Powiedz mi dlaczego miałem ją pilnować? - z każdą sekundą kąciki jego ust unosiły się wyżej. Postanowiłam mu zabrać telefon, a szatyn skutecznie mi to uniemożliwiał.
- Mateusz... - mruknęłam.
- Co? Jak to znowu? - na jego twarzy pojawiła się złość - Już wszystko rozumiem. Jasne, będę pilnować. Trzymaj się.
- Została nam godzina, możemy już jechać? - westchnęłam, kiedy połączenie dobiegło końca.
- Tego nie odpuszczę. Wyciągaj natychmiast wszystko co masz w spodniach albo ja to zrobię.
Postanowiłam nawet nie reagować. Na mój ruch, Mateusz włożył dłonie do tylnich kieszeni i wyciągnął z jednej z nich woreczek strunowy.
- Możesz mi wyjaśnić co to do kurwy jest i skąd to masz? - mówił zdenerwowany.
- To nic - wyrwałam mu to - nie interesuj się.
- Nie interesuj się - powtórzył oburzony.
- Tylko nie praw mi morałów bo Adrian już to zrobił, za to ja się powtórzę, że sami nie jesteście święci. Oboje z was jaracie jakieś zielsko.
- To co my palimy to coś innego. Ty tym gównem psujesz sobie życie. Teraz albo to wyrzucisz albo wracasz sama - postawił mi ultimatum.
- Mateusz! - podeszłam do niego.
- Nie! Żadne kurwa Mateusz. Powiedziałem coś i nie będę się powtarzać - niemalże wykrzyczał.
- Dobra, uspokój się - zrobiłam co kazał - Nienawidzę cię - oburzona, wsiadłam do samochodu.
- Będziesz jeździć z nami na koncerty czy ci się to podoba czy nie. Kontrola czas start.
- Sam sobie wracaj - chciałam wysiąść. Niestety chłopak był szybszy i zablokował pojazd - Pierdol się.
CZYTASZ
DOBRY CZŁOWIEK || Żabson
Fiksi PenggemarJesteś w stanie odpuścić? Rzucić to wszystko w cholerę? Zaufaj mi to nie jest ci do niczego potrzebne - spojrzał na mnie, ja natomiast błądziłam wzrokiem po podłodze - Kurwa Róża, powiedz coś! . . . Zapraszam do czytania.