31. I chuj, nie ma

1.5K 61 13
                                    

Wysiedliśmy z samochodu, wchodząc do budynku. Ochroniarz zmierzył nas wzrokiem, a po chwili wpuścił do środka. Po niedługim spacerze udało nam się odnaleźć odpowiedni stolik. Przywitałam się z chłopakami, co po mnie zrobił też Mateusz. Każde z nas zamówiło, wybrany przez siebie, drink. Gdy kończyliśmy drugą szklankę mieszkanki z alkoholem, odezwał się Adrian:

- Obok jest kasyno, idziemy?

Wszyscy zgodzili się, oprócz mnie.

- Będzie fajnie. To tylko zabawa - starali się mnie przekonać. W końcu po dłuższym czasie uległam. Udaliśmy się do wskazanego wcześniej miejsca. Uczestnicy płci przeciwnej dokupili po kolejnym trunku. Zajęłam miejsce obok Zawistowskiego, który pochłaniał się grą.

- To ja daję - zamyślił się przez chwilę. Widać było, że alkohol lekko przejmuje nad nim kontrolę - pięćset.

Wyciągnął z kieszeni pieniądze, kładąc je na stół. Otworzyłam szerzej oczy, zastanawiając się na jego głupotą. W końcu zyskałam pełną świadomość.

- Nie, nie dajesz - zabrałam banknot.

- Spokojnie mała, nawet jak przegramy to zawsze coś będziemy mieć, chyba, że przegramy wszystko to wtedy mamy siebie. A te pięćset możesz sobie zatrzymać.

Ponownie wyciągnął ze spodni plik banknotów.

- Mateusz koniec gry.

- Jaki koniec, ja się dopiero rozkręcam.

- Tak, tak. Stracisz hajs i rano wstaniesz zaskoczony gdzie on jest. O nie mój drogi, idziemy, a nie chcę też żeby cię to zbyt wciągło, bo nawet z rapu się nie odrobisz - pociągnęłam go za rękę, jednak na próżno.

- Hola hola, zależy ci bardziej na moim portfelu niż na mnie? Trochę szmaciarkie zachowanie. - spojrzał mi w oczy. Poczułam się z tym słowami źle.

- Czyli uważasz mnie za szmatę lecącą na hajs? - rzuciłam ramionami i ze łzami w oczach opuściłam kasyno. Zamówiłam taksówkę, siadając na pobliskiej ławce, ciągle wycierałam ciecz płynącą mi na policzki

- Poczekaj - usłyszałam głos Zawistowskiego, gdy zauważyłam podjeżdżający pojadz.

- Nie chce z tobą teraz rozmawiać. Z resztą nie przejmuj się mną. Idź się baw dalej, wciągaj się w nałogowy hazard albo najlepiej zdradź mnie z jakąś dziwką, a potem wróć i wciskaj mi kit jak bardzo mnie kochasz. Kiedyś może uwierzę - starałam się powiedzieć wszystko tak wyraźnie jak byłam w stanie.

- Róża... - chwycił mnie za rękę, którą od razu wyrwałam - Dobrze wrócimy już do domu.

- Nie Mateusz - podeszłam do taksówki - ja wracam. Ty rób co chcesz skoro według ciebie jestem pustą szmatą.

- Przepraszam ja...

- W tym momencie najmniej mnie to obchodzi - wsiadłam i podałam adres. Zapłaciłam, po czym wbiegłam na odpowiednie piętro. Kluczykami otworzyłam drzwi, wpadając do pokoju. Opanowała mnie złość oraz smutek. Przetarłam oczy i udałam się do łazienki. Po wyjściu z niej, zauważyłam otwierane drzwi. Zignorowałam to, idąc do kuchni.

- Róża - chłopak widząc mnie, podbiegł.

- Idź spać, mówiłam ci, że nie chce z tobą rozmawiać - z lodówki wyjęłam sok, biorąc spory łyk.

- O ile pójdziesz ze mną - chciał mnie przytulić, jednak odsunęłam się parę kroków.

- Nigdzie z tobą nie idę. Wybaczyłam ci sprawę z jak się okazało managerką, ale z tym co odwaliłeś teraz będzie trudniej.

- Zjebałem, wybacz.

- Idź spać - powtórzyłam - porozmawiamy rano.

- Obiecujesz? - spytał, na co przytaknęłam. Opuścił pomieszczenie, a ja za nim. Widząc, że kieruję się w stronę pokoju, podeszłam do kanapy i wyciągnęłam z niej koc. Położyłam się na meblu, starając się zasnąć.

- To tak, parę kłótni, może wyprowadzasz się kilka razy... - siedział przy biurku, zapisując coś w grubym zeszycie.

- Jeśli po tej kłótni się pogodzimy zrobię wszystko by ten związek przetrwał.

- Nie utrudniaj. Najlepiej by było, gdybyś z nim zerwała.

- Ale dlaczego, czemu tak na tym ci zależy?

- Bo to jest tak... - zaczął, ale nagle jego głos stał się na tyle cichy, że nie był w stanie nic powiedzieć. Zamknęłam oczy z nadzieją, że po ich otworzeniu znajdę się w pokoju. Niestety było to błędne myślenie. Wciąż stałam w tym samym pomieszczeniu.

- O co tu chodzi? - odwróciłam się, chcąc znaleźć drzwi, jednak panowała ciemność, nic oprócz nas nie był widoczne. Odwróciłam się z irytacją - Bardzo śmieszne, chce wyjść.

- Nie wiem co mam zrobić, nie jestem wszechmocny. Pomódl się jak chcesz cudotwórcę.

- Gdyby jeszcze istniał - prychnęłam pod nosem - Nie obchodzi mnie jak to zrobisz, ale chcę stąd wyjść!

- Nie wiem, patelnią cię mam uderzyć?!

- Jeśli to pomoże to bardzo chętnie - uśmiechnęłam się sarkastycznie. Rozejrzał się, a wokoło nie było nic.

- I chuj, nie ma - przewrócił oczami.

- Dobra, sama sobie poradzę. Dzięki za pomoc.

- Starałem się! Doceń to - mówił z wyrzutem.

- Oczywiście, doceniam to, że nie zrobiłeś nic, żebym wróciła - odrzekłam ironicznie. Ponownie zaczęłam kierować się w ciemność. W pewnym momencie straciłam grunt pod nogami, spadając w dół.

- Czekaj - usłyszałam przytłumiony krzyk.

Zerwałam się gwałtownie, prawie spadając z kanapy. Poskładałam koc i weszłam po cichu do pokoju, gdzie wzięłam parę ubrań. Przemyłam twarz wodą, po czym się przebrałam.

- Gdzie byłaś? - wszedł za mną do kuchni. Zignorowałam go, wyciągając z lodówki produkty, po czym zaczęłam robić kanapki - przestań mnie ignorować - objął mnie od tyłu. Szybko wyrwałam się z tej pozycji, biorąc dwie kanapki. Nie planowałam zrobić więcej. Po skończeniu posiłku chciałam wyjść, jednak zostałam zatrzymana - Róża... - spojrzał mi w oczy.

- Daj mi spokój.

~~~
(7)

DOBRY CZŁOWIEK || ŻabsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz