35. Ona nie może umrzeć

1.4K 61 7
                                    

Wieczór spędzałam z Adrianem. Siedziałam już u niego którąś godzine i nie zapowiadało się na zmianę.

- Kiedy on wróci? - westchnęłam.

- Niecierpliwa czy po prostu masz mnie dość? - uśmiechnął się.

- Ja go do tego namówiłam - zawtórowałam mu. Gdy usłyszałam pukanie do drzwi. Wstałam gwałtownie, otwierając je. Widząc go wybuchłam śmiechem i rzuciłam mu się na szyję. Podniósł mnie lekko, wchodząc w głąb mieszkania.

- Nie wierzę w ciebie - usłyszałam głos Połońskiego.

- Ja w niego też - skomentowałam, odrywając się od chłopaka - Do twarzy ci - musnęłam jego policzek.

- Wiedziałem, że ci się spodoba.

- Trochę lepi ci się czoło - dotknęłam go.

- A to pewnie szampan - powiedział pewnie.

- Co? - odezwałam się w tym samym czasie co blondyn.

- Zobaczycie na internecie - puścił oczko, kierując się na kanapę.

- Adi daj mi kluczyki to skoczę wam po coś do jedzenia - zaproponowałam. Otrzymałam przedmiot i wyszłam. Przekręciłam klucze w stacyjce, wyjeżdżając z parkingu. Po upewnieniu się, że nic nie jedzie, skręciłam w główną ulicę. Poczułam ból rozchodzący się po moim ciele, a wiedziałam jedynie ciemność. Nie byłam w stanie otworzyć oczu, jednak miałam świadomość tego co dzieje się dookoła. Dźwięki syren karetki, ratownicy wyciągający mnie z samochodu oraz szmer szpitalnych rozmów wraz z dialogiem pracowników oddziału.

- Zatrzymanie akcji serca - to zdanie było ostatnim jakie usłyszałam.

*Mateusz*

- Długo jej nie ma - oznajmiłem, kolejny raz patrząc na zegar.

- Zaraz powinna wrócić. Zadzwoń do niej - zaproponował. Sprawnie wyciągnąłem telefon, znajdując jej numer.

- Nie odbiera - rzuciłem urządzeniem na stół, gdy kolejny raz usłyszałem pocztę głosową.

- Gdzie ona może być? - Połoński nerwowo chodził po pomieszczeniu.

- A jeśli jej się coś stało? - zerwałem się na równe nogi.

- Nawet tak nie mów - pokręcił głową - jesteś tu samochodem?

- No tak, stoi pod blokiem.

- Jedziemy!

*Róża*

Znalazłam się w tunelu, gdzie przeważała ciemność. Ktoś lub coś popchnęło mnie w przód. Niepewnie kierowałam się w ową stronę.

- Gdzie ja jestem? - powiedziałam, a jedyne co dostałam w odpowiedzi to głuche echo. Widząc jasny punkt chciałam pobiec w jego stronę, jednak nie byłam w stanie. Przyspieszyłam lekko kroku. Po chwili znalazłam się u celu. Światło świeciło kilkuset krotnie mocniej niż słońce. Mimo to nie było oślepiające. Weszłam, a raczej wyszłam z tunelu. Zobaczyłam szpital, a kolejnie recepcję do której po chwili wpadła dwójka, dobrze znanych mi, chłopaków. Rozmawiali z recepcjonistą. Nie byłam w stanie usłyszeć o czym. Wszyscy mówili, śmiali się, płakali, a ja jedynce co słyszałam to cisza. Mateusz kopnął w ścianę. Nagle znalazłam się na sali, gdzie widziałam moją osobę oraz dwóch lekarzy, którzy wraz z pielęgniarkami ratowali mi życie. Do pomieszczenia z impetem wbiegł Zawistowski, a za nim Adrian, który starał się go odciągnąć. Powoli do moich uszu dochodziły głosy.

- Ona nie może umrzeć - krzyk Mateusza sprawił, że miałam ochotę wstać z tego cholernego łóżka, przytulić go i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Serce kroiło mi się na widok chłopaków.

- Mateusz! - w moich oczach pojawiły się łzy - Chcę tam wrócić!

- Jesteś pewna swojego wyboru? - poczułam na swoim ramieniu dłoń.

- Jak niczego innego - odezwałam się - tylko przestań wchodzić mi do snów.

- Tego nie sprawie. Dalej będę cię nękać, ale obiecuję, że rzadziej niż wcześniej. Miłego życia.

- Nie żyje - usłyszałam głos lekarza, a po chwili kardiomonitor oznajmiający, że jednak wracam do żywych. Powoli zaczęłam otwierać oczy, by przyzwyczaić się do światła. Podniosłam się na łokciach.

- Niech pani nie wstaję. Musi pani odpocząć - zostałam poinformowana.

- A gdzie ci którzy byli tu chwilę temu? - zmierzyłam ich wzrokiem. Oboje popatrzyli na mnie z lekkim zaskoczeniem.

- Na korytarzu, j-już ich wołam - zająknął się, po czym panowanie w kitlach opuścili pomieszczenie, a na ich miejscu znaleźli się oni.

- Mateusz! - powiedziałam radośnie, a chłopak podbiegł do mnie, od razu przytulając - Tęskniłam jak cholera - wyszeptałam mu do ucha.

- Nawet nie wiesz co my tu przeżywaliśmy - głos zabrał Adrian.

- Wy? - zaśmiałam się - bardziej Mateusz. Ty jeszcze zachowywałeś zimną krew, a on wparował do sali i przecież... - przerwałam wypowiedź. Zdecydowanie za późno ugryzłam się w język. Obaj patrzyli na mnie z niezrozumieniem.

- Widziałaś to? - podszedł bliżej, siadając na końcu łóżka.

- Od momentu jak wbiegliście do szpitala. Było to w stadium śmierci. Najpierw był tunel... - opowiadałam.

- Doświadczenie śmierci - zamyślił się Zawistowski - słyszałem o tym. Jest dwanaście punktów, które często się w nich powtarzają w tym tunel.

- Jedyna rzecz w której jesteś mądrzejszy niż my - zażartowałam.

- Świadectwa tych, którzy wrócili - powiedział pod nosem, obejmując mnie mocniej.

- Kiedy wychodzisz? A tak właściwie to jak się czujesz i dlaczego tu trafiłaś?

- O wyjście pytaj się lekarzy. A czuć to czuję się całkiem w porządku, jedynie trochę boli mnie, no w sumie wszystko.

~~~
Rodział z jutra pojawia się dziś! Miłego wieczoru!

DOBRY CZŁOWIEK || ŻabsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz