25. Jeśli nie chcesz cierpieć nie stawiaj oporu

1.6K 67 6
                                    

Poszłam do łazienki, gdzie przemyłam głowę. Starałam się robić wszystko by czerwona ciecz, przestała się sączyć. Po dość długim czasie w końcu się to udało. Wróciłam do pomieszczenia w którym przesiadywałam. Po wejściu czekał tam na mnie Mateusz.

- Jak się czujesz? Coś się stało? - wstał.

- Wszystko jest dobrze, krew zatamowana, więc żyje.

- Krew? - uniósł brwi ze zdziwienia.

- Uderzyłam głową o kant stołu, dziwisz się?

- Róża ja...

- Nie tłumacz się - przerwałam mu - byłeś zbyt pochłonięty grą, żeby w ogóle sprawdzić czy żyje.

- Dobra, faktycznie, masz rację, ale nie chciałem ci tego zrobić - podszedł do mnie, obejmując w pasie - Przepraszam - pocałował mnie.

- Daj mi spokój - wyrwałam się z uścisku, siadając na łóżku.

- Za często to mówisz - zaśmiał się.

- Za często mnie nie słuchasz - wyciągnęłam telefon.

- Nie bądź zła - zajął miejsce naprzeciw i położył mi dłoń na kolanie. Nawet na niego nie spojrzałam.

- Czyli jak kiedyś wpadnę przez ciebie pod samochód to też będziesz mi mówisz, że nie mam być zła, bo to przez przypadek?

- Taka sytuacja nigdy się nie zdarzy, obiecuje.

- Zobaczymy - mruknęłam.

- Kocham cię, ej, spójrz na mnie - poprosił, przez co z lekką niechęcią to zrobiłam.

- Kogo bierzesz zamiast Beteo w ten weekend? - zmieniłam temat.

- Ciebie - uśmiechnął się - A tak poważnie to Dawid zgodził się go zastąpić. A ty? Co będziesz robić?

- Świetnie się bawić, pijąc alkohol.

- Jedziesz z nami? - spytał szczęśliwy. Od razu zaprzeczyłam.

- Jego kolega chciał żebym przyszła, więc idę z Adrianem - wzruszyłam ramionami - pierwszy raz od dawien dawna będę w sukience.

- Chciałbym cię w tym zobaczyć.

- Ale masz koncert - zaśmiałam się.

- Mam nadzieję, że kiedyś się to uda.

- Nadzieją matką głupich - zażartowałam. Wstałam, jednak szybko wróciłam na swoje miejsce, za sprawą Mateusza.

- Co powiedziałaś? - na jego twarzy malowało się rozbawienie i udawana złość.

- To co słyszałeś Żabko - poklepałam go po policzku.

- Widzimy się po weekendzie, prawda? - krótko mnie pocałował.

- Nie - pokiwałam przecząco głową. Chłopak na chwilę spoważniał, a ja objęłam jego kark, ponownie łącząc nasze usta. Chwycił mnie w pasie i przyciągnął do siebie - Adrian jest na dole - szepnęłam, na chwilę się od niego odrywając.

- Aż tak ci to przeszkadza? - zaczął wkładać mi dłoń pod koszulkę.

- Owszem - odsunęłam się od niego.

- To jedziemy do mnie - wstał i wystawił rękę, czekając aż za nią złapie. Ja natomiast nic takiego nie zrobiłam.

- Do zobaczenia - przybiłam mu piątkę. Odprowadziłam go.

- Może u niego zamieszkaj? - spytał Adrian, gdy Zawistowski zniknął za drzwiami.

- Nie chcesz mnie tutaj? - udawałam oburzenie.

- Spędzasz więcej czasu z nim, albo on u nas siedzi albo ty u niego, więc czemu nie?

- Proponował mi to, ale sama nie wiem...

- Spróbuj, może się uda - uśmiechnął się.

- Jak coś to mnie, mam nadzieję, uratujesz - zażartowałam.

- Masz wszystko na wesele?

- Właśnie! Wychodzę za godzinę, muszę kupić... W sumie wszystko.

Wbiegłam go pokoju, wybierając numer do Ady.

- Pojedziesz ze mną na zakupy za godzinę? - poprosiłam, gdy odebrała.

- No w sumie w porządku.

- Świetnie, napiszę jak już przyjadę!

Wsiadłam do samochodu, przy okazji sprawdzając czy wszystko wzięłam. Po niedługim czasie wraz z czarnowłosą dojechaliśmy do galerii.

- Tak właśnie to po co my tu jesteśmy? - zapytała, przekraczając próg pierwszego ze sklepów.

- Adrian wspominał ci o ślubie Piotrka? - spojrzałam na nią, na co ona przytaknęła - Podobno on chciał, żebym przyszła, a ja nie mam nic.

- To czeka nas sporo godzin wybierania - odrzekła. I tak po prawie trzech godzinach udało nam się kupić wszystko.

- Nigdy więcej - opadłam na krzesło jednej z restauracji, odkładając torby na podłogę.

- Nie było tak źle - zaśmiała się, widząc moją reakcję.

- Jemy coś i wracamy, muszę odpocząć.

Zjedliśmy zamówione jedzienie. Angowska pomogła mi wsadzić torby do bagażnika. Odwiozłam ją pod blok, a sama wróciłam do swojego mieszkania.

- Aż tyle? - przejął ode mnie torby, zanosząc je do pokoju.

- Tylko tyle, ale tam jest wszystko.

- Mam nadzieję, że to "wszystko" przynajmniej będzie ładnie wyglądać - zażartował.

- Oj, jeszcze się zaskoczysz mój drogi.

Po wieczornej rutynie, położyłam się do łóżka i napisałam Zawistowskiemu krótką wiadomość.

Do Mateusz:
Kochany mój mam dla ciebie bardzo ciekawą wiadomość. A teraz żyj w niepewności przez te dwa dni. Dobranoc, kocham Cię! 💗

Od Mateusz:
Mów co jest?

Do Mateusz:
DOBRANOC.

Od Mateusz:
Coraz bardziej tracisz w moich oczach za te akcje, będziesz musiała to naprawić

Do Mateusz:
Wszystko jak się zobaczymy 😏

Od Mateusz:
I tak to my możemy rozmawiać 🤣

Odłożyłam urządzenie. Ułożyłam się wygodnie i po krótkiej chwili zasnęłam.

- Co ty robisz? - zaczęłam się odsuwać, ostatecznie uderzając w ścianę.

- Zobaczysz - dzieliły nas dosłownie milimetry. Starałam się odepchnąć go, jednak nie miałam na tyle siły.

- Jebać te sny - wykrzyczałam mu w twarz.

- Stul pysk - uderzył mnie w policzek - Pobawimy się teraz troszkę inaczej, co?

- Odpierdol się, kurwa - szarpałam się. Nie reagował, a jego ręka wędrowała tam gdzie nie powinna. Czując jego usta na moich, miałam ochotę zwymiotować oraz go zbić.

- Jeśli nie chcesz cierpieć nie stawiaj oporu.

- To i tak nic nie zmieni... - zamknęłam oczy, starając się powstrzymać łzy.

- Po prostu się zamknij i...

I obudziłam się cała w łzach. Przecierałam oczy, szukając telefonu. Wybrałam odpowiedni numer. Po trzecim sygnale zaczęłam wątpić czy odbierze.

- Halo? - usłyszałam jego zaspany głos.

- Mogę przyjechać? - starałam opanować, lecącą z moich oczu, słoną ciecz - Potrzebuję cię...

DOBRY CZŁOWIEK || ŻabsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz