Czy jest coś, czego bardziej nienawidziłam niż moje włosy czy moje pełne imię? Imprezy. Od zawsze unikałam szkolnych dyskotek, wypadów do klubu czy nawet domówek. Jeśli jednak szłam, zawsze kończyło się na tym, że stałam gdzieś w kącie czy w kuchni, popijając gorącą czekoladę. Nie to, że jestem introwertykiem. Nie, ja zdecydowanie jestem ekstrawertykiem. Jednak ta głośna muzyka, zapach alkoholu czy każdy dotykający każdego - klub był zdecydowanie moją zmorą, a ja nie przepadałam za takimi bajerami. No bo kto to lubi?
Odpowiedź jest prostsza niż myślicie. Otóż, moi kochani Norwedzy i Niemcy, którzy zostawili mnie i Avę w loży i sami pognali na parkiet i do baru. Długo nie siedziałam w towarzystwie fotografki, gdyż ta równie szybko poszła w ślady skoczków.
Tak oto siedziałam, popijając jakiegoś drinka, którego kupił mi Freitag, i naprawdę się nudziłam. Coraz bardziej żałowałam, że z nimi poszłam. Chciałam po prostu nie odstawać od reszty. Kogo ja oszukuję - ja i tak odstaję od reszty. Wzięłam do ręki telefon i już miałam napisać do Lu, gdy jakaś duża ręka wyrwała mi go.
- Ej! - oburzyłam się i spojrzałam na winowajcę spod byka.
- Możesz chociaż raz odłożyć go na bok? - spytał Wellinger, a ja go po prostu zignorowałam. - Ja wiem, że ty nie chcesz tutaj siedzieć i najchętniej poszłabyś do hotelu, położyła się pod kocem, wypiła gorącą czekoladę i obejrzała kolejny odcinek "Przyjaciół". A ja najchętniej wyrwał bym jakąś panienkę - walnęłam go w ramię. - Ale jesteśmy tu razem, jako "para", więc chodź, raz zatańczymy i obiecuję, że będziesz mogła wrócić do hotelu. Deal?
- Deal - odpowiedziałam bez chwili zastanowienia. Wizja wieczoru w takim wydaniu, jak to chwilę wcześniej opisał Andreas, dodała mi dużo energii, więc wyszło na to, że to ja ciągnęłam Niemca na parkiet.
I tak wyszło na to, że nie skończyło się na jednym tańcu. Co chwilę któryś ze skoczków chciał ze mną zatańczyć. Najdłużej tańczyłam z Robertem i Richardem, lecz tylko z nimi umiałam się wyluzować. No może jeszcze z Johannem, lecz on po jednym tańcu z nami w kółku się zmęczył i resztę imprezy po prostu nagrywał.
W końcu wróciłam w ramiona Andreasa, lecz miałam pecha, gdyż puścili wolny kawałek. Na zamówienie pewnego wąsacza z Niemiec. Nie chciałam z nim tańczyć, lecz widząc miny Niemców, zagryzłam wargę i zarzuciłam Andiemu ręce na ramiona. Ten zdziwiony położył swoje na moich biodrach i powoli bujaliśmy się w rytm "Be alright" Dean'a Lewis'a. Kochałam tą piosenkę. Alkohol też zrobił swoje, gdyż oparłam głowę na klatce piersiowej blondyna. On natomiast swój podbródek na mojej głowie i delikatnie gładził ręką moje plecy.
Słyszałam jak jego serce z każdą chwilą bije szybciej. moje zresztą też. Odchyliłam głowę do tyłu. To był błąd. Zdecydowanie. Spojrzałam głęboko w błękitne oczy skoczka i zatonęłam. Znowu. Im dłużej w nie patrzyłam, tym bardziej wiedziałam, że tonę. Tonę w błękicie jego oczu, które totalnie przeszywały mnie na wylot. Andreas uśmiechnął się szeroko i oparł swoje czoło o moje. Nie potrzebowałam w tamtym momencie już niczego. Czułam się bezpiecznie i przede wszystkim - byłam szczęśliwa. Jednak w pewnym momencie usta Wellingera niebezpiecznie zbliżały się w kierunku moich ust. Normalnie dostał by za to ode mnie z liścia i pewnie zerwałabym z nim umowę. Jednak w tym momencie pragnęłam tego. Nie wiedziałam do końca czy spowodowane to jest tym co teraz czuję. Tłumaczyłam to sobie alkoholem we krwi.
- Andreas? - no i czar prysł. Zakłopotana odsunęłam się od Wellingera i złapałam go za rękę. Odruchowo? Spojrzałam na szczupłą blondynkę, niewiele wyższą ode mnie. Była ubrana w czarne jeansy i bordowy sweterek. Włosy miała rozpuszczone, przez co jej grzywka opadała na twarz, a włosy na ramiona.
CZYTASZ
Lonley Girl// A. Wellinger //
FanfictionŻycie Lotty niczym nie różniło się od innych - dobra praca, kochająca rodzina. Wszystko się zmienia, gdy zostaje porzucona przed ołtarzem i sama udaje się na przygodę życia. Co dobrego z tego wyniknie? (...) zgromiłam go wzrokiem, gdy chciał coś pow...