Od Niżnego Tagiłu nie rozmawiałam ani z Robertem ani z Andreasem. Było to coś bardzo trudnego, w końcu widywaliśmy się prawie codziennie. Nie chciałam jako pierwsza wystawiać ręki. Fakt - z Andim to ja pierwsza zaczęłam. Ale za to przy kłótni z Robertem nie zawiniłam. No może troszeczkę, ale przecież się do tego nie przyznam.
A dzisiaj byłam wręcz przerażona. W końcu przecież to normalne, że twój „narzeczony" spędzi z tobą i twoją rodziną święta. Bałam się, że coś pójdzie nie tak, że to wszystko się wyda. A tym bardziej, że Cornelia zaczęła coś podejrzewać. A ona nie da za wygraną, i mimo mojego płaczu i histerii, wyciągnie całą prawdę.
I została jeszcze mama. To jest chyba ostatnia osoba, którą chciałabym okłamać. Naprawdę, nie widziałam jej tyle czasu i z ręką na sercu wolałabym, żeby Andi nie przyjechał. Kocham moją mamę, zawsze była moją przyjaciółka. Ale wyobraźcie to sobie - Andreas, mój tata i jego dziewczyna oraz moja mama ze swoim nowym mężem - ja tego nie widzę, nie wiem jak wy.
Moje myśli krąż chyba wokół Marsa, gdyż moje ciasteczka musiała ratować Cornelia. Szybkim ruchem wyciągnęła blachę czarnych już ciasteczek i tylko lekko wzdychając, kładzie mi je przed nosem. Ja tylko opadam bez sił na krzesło za mną i patrzę na moją bliźniaczkę. Dzisiaj to my we dwie mamy bawić się w Master Chefa, co również nie jest mi na rękę. Cora, widząc moją dzisiejsza niemoc, zarzuca sobie ręcznik na ramie i siada obok mnie. Chwyta moje ręce w swoje i czeka. Po prostu czeka, nie naciska. Wie, że jak będę chciała, to sama zacznę. Ale tym razie tak nie będzie i ona dobrze wie, że dzisiaj to właśnie do niej należy rozpoczęcie tego konkursy. Matko, kilka tygodni z nimi i już zaczynam porównywać wszystko do skoków.
- Co się dzieje? Jesteś jakaś niewyraźna od rana - spogląda na mnie i delikatnie się uśmiecha. Robi mi się ciepło na serduszku, że chociaż jedna z nas jest tak rozsądna i słodka, że jednym uśmiechem umie w drugiej obudzić uczucia.
- Nawaliłam... pokłóciłam się z Robertem, nie wiadomo czy Andreas przyjedzie, tata i mama z partnerami przy jednym stole... zdajesz sobie sprawę, że jest duże prawdopodobieństwo, że będziemy wzywać pogotowie? - obie się zaśmiałyśmy. To będzie prawdziwe pole walki, a najgorsze, że pod ręką będą mieli broń biała. - A może nie będziemy im rozkładać sztućców? - zapytałam, z prawdziwym przerażeniem.
- Spokojnie, podobno są drośli...- machnęła ręką, jednak o chwili wstała. - Albo wiesz co, mamy w garażu plastikową zastawę, lepiej po nią pójdę - i tyle ją widziałam. Nie powiem, mino tego, że chciałam trzymać ją z daleka od sprawy z Andreasem, to w tym momencie pragnęłam z nią o tym porozmawiać.
Wzięłam jedno ciastko i je ugryzłam, czego później żałowałam, gdyż poczułam w ustach nieprzyjemny smak popiołu. Brawo Lotta, tyle lat prywatnych lekcji z gotowania poszło na marne. Wyplułam ciastko na blachę i wszystko zgarnęłam do kosza.
Nagle w domu rozległ się głos dzwonka. Jednak, że nikt się nie kwapił , aby je otworzyć, ja musiałam to zrobić. Po drodze zdjęłam fartuch i z przyzwyczajenia spojrzałam w lustro. Miałam nadzieje, że osoba za drzwiami nie ucieknie na mój widok, gdyż wyglądałam jak jeden ze aktorów w jakimś mniej kultowym filmie o zombie. Tylko, że nie grałabym w nim pięknej, blondwłosej kobiety, która ratuje miasto i na końcu całuje się z jakimś przystojniakiem. Nie, ja raczej grałabym tam zombie po przejściach.
Otworzyłam drzwi i stanęłam jak wyryta. Przede mną stał blondyn z wielkim bukietem róż i kilkoma walizkami. Zaśmiał się, pewnie dlatego, że stałam z szeroko twardymi ustami. Podszedł do mnie i mi je zamknął, wręczając mi przy tym kwiaty. Bez słowa wpuściłam go do domu. Położyłam kwiaty na stole i spojrzałam na Andreasa. Uśmiechnął się do mnie przeczesując ręką swoje blond kudły.

CZYTASZ
Lonley Girl// A. Wellinger //
FanfictionŻycie Lotty niczym nie różniło się od innych - dobra praca, kochająca rodzina. Wszystko się zmienia, gdy zostaje porzucona przed ołtarzem i sama udaje się na przygodę życia. Co dobrego z tego wyniknie? (...) zgromiłam go wzrokiem, gdy chciał coś pow...