*32*

432 18 7
                                        

Wstałam i jak każdego ranka, w piżamie i puchatym, szarym szlafroku udałam się do kuchni. Kule nadal mi przeszkadzały, jednak za tydzień powinnam już móc chodzić bez nich. Nie powinnam też zbytnio kuleć, z czego się bardzo cieszyłam. Utrudniałyby mi to w pracy, czy codziennym funkcjonowaniu. Wchodząc do kuchni przywitałam się cicho z Elvirą. Nie miałam humoru, wiec usiadłam i zaczęłam kreślić palcami po blacie.

- S'il vous plaît - powiedziała pani Cartier, podając mi talerz pełen naleśników w syropie klonowym i kubek gorącej czekolady. Naprawdę przytyje, przez tą kobietę.

- Merci, Elvira - zaczęłam skubać potrawę, jednak nie miałam siły, wziąć jej do ust. Pani Cartier widząc to, przewiesiła sobie ścierkę przez ramię i oparła się o blat.

- Słyszałam, co znowu wymyślił Henrik - pokręciła głową, a ja westchnęłam. - Od tej biurokracji, to mu się już na starość w głowie poprzewracało. Ale możesz zrezygnować, wiesz o tym?

- Żeby to było takie proste - odsunęłam talerz od siebie i zanurzyłam usta w napoju bogów. Uśmiechnęłam się, gdy gosposia starła mi wąsy spod nosa. - Wiesz jaki jest ojciec, jeżeli nie wyjdę za Alana, to zrobi mi piekło z życia.

- Wiem kochanie, wiem - przytuliła mnie do siebie. - Ale masz nas, a my ci pomożemy - w tym momencie do pomieszczenia wszedł Benjamin. Przywitał się z Elvirom buziakiem w policzek, a mnie pocałował w głowę. - No Benji - klasnęła w ręce. - Po tej całej rehabilitacji, koniecznie musisz zabrać ją na jakiś deser lodowy. I nie słyszę sprzeciwu - pogroziła mi palcem, a ja uniosłam ręce w geście kapitulacji.

***

Ubrana w biały top i czarne spodenki, patrzyłam jak obraz za oknem szybko się zmienia. Nie wiem nawet ile miał na liczniku Bieler, ale liczyłam, że nie przekraczał dozwolonej prędkości. Kątem oka widziałam, jak od czasu do czasu na mnie spoglądał, próbując rozpocząć jakąś rozmowę. Nawet taką najkrótszą. Szybko jednak rezygnował i w zupełnej ciszy dojechaliśmy do ośrodka rehabilitacji w Zurychu. Mężczyzna pomógł mi dojść do gabinetu, przed którym mnie zatrzymał.

- Poczekam na zewnątrz - poklepał mnie lekko po ramieniu i po chwili obserwował jak znikam w białym pomieszczeniu.

Rehabilitacja to dla mnie udręka. Przez tego całego Philippa nie będę mogła już nigdy uprawiać sportu wyczynowego, jak na przykład bieganie w biegach ulicznych, które tak przecież kochałam. Przywitałam się z fizjoterapeutom i położyłam się na kozetce. Rozpoczął odpowiedni masaż i ćwiczenia, sprawiając, że w mojej nodze od czasu do czasu mogłam poczuć skurcz. Czułam się niekomfortowo i chciałam, aby ta sesja skończyła się jak najszybciej.

***

Po rehabilitacji Bieler zabrał mnie do kawiarni, na obrzeżach miasta. Tak jak obiecał pani Cartier. Siedzieliśmy w ogrodzie, zdała od zgiełku miasta. Kiedy czekaliśmy na nasze zamówienie, udałam się do drewnianej balustrady, aby podziwiać widok na rozciągające się wzdłuż jezioro. Poprawiłam mojego blond koka i oparłam się o balustradę. Obok mnie stanął Benjamin, przybierając tą samą pozę co ja.

- Ja wiem, że jest ci ciężko - zaczął, cały czas patrząc przed siebie. Zerknęłam na niego.

- Nie rozumiem tego wszystkiego. Dlaczego ojciec uwziął się akurat na mnie - w moich oczach pojawiły się gorzkie łzy.

- Bo jesteś jego małą córeczką - zaczął z nerwowym śmiechem. Spojrzałam na niego zdziwiona. - Od zawsze stawiał sobie ciebie na pierwszym miejscu, nie mówił ci tego, bo wstydził się. Po rozwodzie z twoją matką, twoje siostry bardziej trzymały jej stronę. Ty byłaś bezstronna. Cały czas chodziłaś za tatą, a on widział w tobie siebie sprzed lat. Posłuchaj - odwrócił się, dając znak, żeby kelner postawił nasze zamówienia na stole. Złapał mnie za rękę. - On nie chce, żebyś popełniła jego błędów z przeszłości. Dlatego chciał ciebie zmusić do studiowania architektury w Stanach. Z resztą z Alanem to ta sama historia.

- Ale ja go nie kocham - po moich policzkach spłynęły łzy.

- Czyli kochasz Andreasa - uśmiechnął się.

- Co? Nie - szybko zaprzeczyłam, ścierając ręką krople. Benjamin podał mi chusteczkę, którą przyjęłam z grymasem.

- Mnie nie oszukasz kochana. Wiesz co? - spytał. - Jak byliście wtedy na święta, widziałem w waszych oczach, że jesteście dla siebie ważni. Mimo tego, że był to głupi zakład. I to nie jest coś złego, że się w nim zakochałaś. To nawet dobrze. I musisz zawalczyć o tą miłość.

- Ale on kocha kogoś innego - wyszeptałam.

- Przyznałaś się, że go kochasz - Bieler złapał mnie za słówko.

- Dobra - westchnęłam. - Tak, kocham Andreasa Wellingera. Zadowolony? - spytałam z ironią.

- Bardzo.

- Ale to i tak nie ważne. Za 2 tygodnie zostanę żoną Alana, czy mi się to podoba czy nie - przedrzeźniałam ojca. Starszy mężczyzna parsknął śmiechem.

- Tak ci się tylko wydaje. To od ciebie zależy, czy pokierujesz się sercem czy rozumem, Lotta - pogłaskał mnie po włosach i pocałował w czoło. Wrócił do stolika, zostawiając mnie samą z myślami. Ode mnie to zależy? Wybrać prawdziwą miłość czy posłuchać się ojca? Zakryłam twarz dłońmi. Wiedziałam, że muszę dobrze wybrać. To w końcu ostatni moment na to.

- Już wiem co zrobię - powiedziałam do Benjamina, gdy zajęłam miejsce na przeciwko niego.

I jak tam kochani? Zadowoleni z ocenek?

Teraz takie O M G bo Lotta przyznała się, że kocha Andreasa. Jak myślicie, jak to się dalej potoczy? 🤔

Całuski ❤️

Lonley Girl// A. Wellinger //Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz