- Witam panią Jauregui - czuję oplatające mnie ramiona od tyłu. Lauren całuje mnie czule w tył głowy, uśmiechając się w moje włosy.
- Witam cię, żono - chichoczę cicho i odwracam się w jej stronę.
- Wyglądasz przepięknie - komentuje, przygryzając wargę i przejeżdża palcem po koronce mojej sukienki. - Ale porywam cię na wspaniały miesiąc miodowy. Nie zamierzam się więcej tobą dzielić z całą rodzinką - łapie moją dłoń i ciągnie w stronę schodów. Chwilę później pomaga mi wyjść z sukienki ślubnej i założyć inną. Oczywiście, nie może powstrzymać swoich zboczonych komentarzy na temat tego, co będziemy robić na wyspie.
- Jedziecie już? - mama Jauregui zatrzymuje nas przed wejściem, uśmiechając się serdecznie. Obie zgodnie przytakujemy, a kobieta przytula nas obie na pożegnanie. Chwilę później wracamy na salę, żeby pożegnać się z gośćmi weselnymi. Każdy życzy nam szczęścia i powodzenia na nowej drodze życia, nawet moi rodzice, który wreszcie pogodzili się z moim wyborem.
- Laur, skarbie - babcia dziewczyny zarzuca jej dłoń na ramiona, a ta się schyla, żeby ją lepiej słyszeć. - Przywiozłabyś mi z tej wyspy jakieś prawnuczki, co - daje jej kuksańca w bok z uśmiechem.
- Babciu - zielonooka czerwienieje i odsuwa się lekko od staruszki. - Że jeszcze ci takie rzeczy w głowie.
- Na starość to tylko takie rzeczy - porusza zabawnie brwiami, przytulając swoją wnuczkę. Chwilę później porywa mnie w swój uścisk.
- Przypilnuj jej tam - szepcze mi cicho do ucha. - Ona sama jeszcze nie wie, że chce mieć rodzinę. Trzeba ją trochę uświadomić.
- Dobrze, babciu - śmieję się i przytulam kobietę. - Obiecuję, że na wszystko przyjdzie czas.
Żegnam się ze staruszką, a następnie idziemy do samochodu. Lauren zerka na mnie z uśmiechem i odpala silnik. Po kilku minutach znajdujemy się już przy strumyku.
- Obiecałam, że cię tutaj zabiorę - uśmiecha się i otwiera mi drzwi. Idziemy w stronę altanki, podziwiając nocną panoramę, która po raz kolejny zwala mnie z nóg. - Być może za kilka lat przyprowadzimy tu swoje dzieci - obejmuje mnie od tyłu i całuje w tył głowy. - Ale wszystko w swoim czasie.
- Teraz czuję, że żyję - śmieję się cicho, zerkając na dziewczynę kątem oka. Odwracam się w jej stronę i zaginam lekko jej koszulę, a następnie muskam opuszkami palców jej blizny. Bierze głęboki oddech, ale nie powstrzymuje mnie przed tym. Uśmiecha się delikatnie i całuje mnie czule w czoło.
- Nigdy wcześniej tego nie potrzebowałam - obejmuje mnie w talii i spogląda w oczy. - Ale pojawiłaś się ty i mój świat wywrócił się do góry nogami. Teraz naprawdę czuję, że mam dla kogo żyć i radzić sobie z problemami.
- Jutro ma nowe znaczenie - ujmuję jej twarz w swoje dłonie i całuję powoli. - Kocham cię.
- Kocham cię, skarbie - szepcze, patrząc mi prosto w oczy i przytula mnie mocno do siebie.
____________
Co prawda, to już koniec ff, ale jeżeli chcecie to mogę je napisać od nowa, tym razem z perspektywy Lauren. Co wy na to?
CZYTASZ
Love's to blame - Wszystkiemu winna jest miłość || Camren FF || ✅
FanfictionByła taka skomplikowana. Nikt jej nigdy nie rozumiał. Ale dostrzegłam w niej coś, co ukrywała pod maską perfekcji - małą okaleczoną duszę.