- Jest i nasza córka - mężczyzna staje przed dziewczyną z założonymi rękami i patrzy na nią dosyć srogo. Atmosfera zaczyna robić się napięta, co ani trochę mnie nie dziwi. Wolałabym jednak zabrać stąd Lauren, aby nigdy więcej nie musiała oglądać tego człowieka na oczy.
- Ojcze - wstaje z krzesła, przybierając trochę zgarbioną pozycję. - Chciałabym wam kogoś przedstawić - bierze głęboki oddech i wyciąga do mnie swoją dłoń. Od razu ją przyjmuję, zajmując miejsce przy jej boku i w geście otuchy głaszczę delikatnie jej ramię. - Moja dziewczyna. Planujemy razem wspólną przyszłość.
- Przyszłość powiadasz? - mężczyzna unosi brew i spogląda na mnie. O dziwo, przyjmuje moją dłoń, witając się ze mną, a chwilę później jego żona robi to samo.
- Ojcze - mówi cicho, bawiąc się moimi palcami. - Wiem, że bywało między nami różnie, szczególnie w ostatnich latach. Wiem też, że potępiasz i negujesz niektóre moje wybory. Mam nawet tego dowody - zawiesza się na sekundę, przystępując z nogi na nogę. - Ale pomimo tego wszystkiego jesteś moim ojcem, wychowałeś mnie, dałeś dach nad głową. Przekazałeś mi bardzo dużo wartości, którymi teraz się kieruję w życiu. Może nie mieliśmy łatwego startu, ale koniec jaki sobie napiszemy, zależy już od nas. Wiedz, że nie winię cię za nim. Każda blizna ma za sobą jakąś nauczkę i lekcję. Kocham cię, tato - twarz mężczyzny wyraźnie łagodnieje, a w kącikach oczu mogę nawet dostrzec łzy. Czuję jak całe napięcie schodzi z Lauren, kiedy Michael przyciąga ją do siebie i obejmuje.
- Przepraszam, córeczko - szepcze w jej włosy, składając pocałunek na czubku jej głowy. Szatynka niepewnie się w niego wtula, oddychając głęboko. Uśmiecham się na to, zerkając na babcię Jauregui, która pojawia się tuż obok mnie. Pomagam jej stać, oferując kobiecie swoje ramię, które oczywiście przyjmuje z szerokim uśmiechem. - Też bardzo cię kocham, kochanie.
Mija bardzo dużo czasu zanim zielonooka puszcza swojego ojca, stając ponownie obok mnie. Uśmiecham się lekko i ścieram kciukiem jej łzy z policzków, obejmując ją delikatnie. Zarzuca mi rękę na ramiona, żeby być bliżej i daje buziaka w czoło, a ja układam dłoń na jej brzuchu.
- Lauren? -mówię cicho, a dziewczyna od razu kieruje swój wzrok na mnie. - Pamiętasz o tej kolacji z moimi rodzicami dzisiaj wieczorem? - marszczy brwi, ale przytakuje mi.
- Do czego zmierzasz, Camz? - mruczy łagodnie, pocierając moje ramię.
- Że mogłabyś zaprosić również swoich rodziców - uśmiecham się, wzruszając lekko ramionami. - W końcu za niedługo będziemy rodziną, więc pasowałoby, żeby się poznali.
- Ja w to wchodzę pod warunkiem, że zajmę honorowe miejsce - woła radośnie babcia dziewczyny. Śmiejmy się cicho i przytakujemy staruszce. Syn odprowadza ją do domu, a Lauren zatrzymuje mnie jeszcze chwilę na dworze.
- Nigdy nie chciałam więcej zanim nie poznałam ciebie, Camz - uśmiecha się, układając dłonie na moich biodrach, a ja swoje zarzucam na jej kark.
- A teraz, czego chcesz? - trącam jej nos z uśmiechem.
- Małżeństwa i stabilności - chichocze, spoglądając mi w oczy.
- Powiedz to - mruczę, drocząc się z nią.
- Co takiego? - marszczy brwi, wyraźnie zdezorientowana.
- No... Przyznaj się - daję jej kuksańca w bok.
- Tak... Jestem cholernie zakochana w Camili Cabello! - krzyczy i kręci nami dookoła własnej osi, a następnie całuje mnie czule w usta. - Kocham cię, Camz.
- A ja kocham ciebie, Lo.
CZYTASZ
Love's to blame - Wszystkiemu winna jest miłość || Camren FF || ✅
FanfictionByła taka skomplikowana. Nikt jej nigdy nie rozumiał. Ale dostrzegłam w niej coś, co ukrywała pod maską perfekcji - małą okaleczoną duszę.