- Jest i nasza córka - Michael staje przede mną z założonymi rękami i patrzy na mnie srogo. Przełykam ciężko ślinę, opanowując drżenie rąk. Mam nadzieję, że nikt tego nie zauważył, bo nie chcę dać mężczyźnie tej satysfakcji.
- Ojcze - wstaję z krzesła, przybierając pozycję obronną. - Chciałabym wam kogoś przedstawić - biorę głęboki oddech i wyciągam dłoń do Camili. Brunetka od razu ją przyjmuje, stając obok mnie i głaszcząc delikatnie moje ramię. - Moja dziewczyna. Planujemy razem wspólną przyszłość.
- Przyszłość powiadasz? - starszy Jauregui unosi brew i spoglądam na brązowooką. Camila wymienia uścisk dłoni zarówno z moim ojcem, jak i matką, co odrobinę mnie dziwi. Na szczęście wydaje się być w miarę opanowany. Przełykam ślinę, będąc już chyba w miarę gotowa, żeby zacząć rozmawiać z nim na pewien temat.
- Ojcze - mówię cicho, bawiąc się palcami Camili. - Wiem, że bywało między nami różnie, szczególnie w ostatnich latach. Wiem też, że potępiasz i negujesz niektóre moje wybory. Mam nawet tego dowody - milknę na chwilę, przypominając sobie palące ślady po papierosie i przystępuję z nogi na nogę. - Ale pomimo tego wszystkiego jesteś moim ojcem, wychowałeś mnie, dałeś dach nad głową. Pokazałeś mi bardzo dużo wartości, którymi teraz się kieruję w życiu. Może nie mieliśmy łatwego startu, ale koniec jaki sobie napiszemy, zależy już od nas. Wiedz, że nie winię cię za nic. Każda blizna ma za sobą jakąś nauczkę i lekcję. Kocham cię, tato - twarz Michaela nieznacznie łagodnieje i przez chwilę mogę dostrzec też łzy. Rozluźniam się, kiedy mężczyzna zamiast na mnie nakrzyczeć, bierze mnie w swoje ramiona i przytula mocno.
- Przepraszam, córeczko - szepcze w moje włosy, składając drobny pocałunek na czubku mojej głowy. Niepewnie się w niego wtulam, oddychając głęboko. Do moich nozdrzy dociera zapach jego drogich perfum oraz jabłek z sadu dziadka. Pamiętał o nich? Tak bardzo za tym tęskniłam. - Też bardzo cię kocham, kochanie.
Nie wiem, ile czasu tak stoimy, ale nie chcę go jeszcze puszczać. Oboje chyba tego bardzo potrzebowaliśmy, bo mężczyzna też wydaje się bardziej przychylny.
Kiedy w końcu odrywamy się od siebie, staję ponownie przy Camili. Dziewczyna uśmiecha się lekko i ściera kciukiem moje łzy, obejmując mnie lekko. Nawet nie pamiętam, w którym momencie zaczęłam płakać.
Zarzucam jej rękę na ramiona i daję buziaka w czoło, a brunetka układa dłoń na moim brzuchu.
- Lauren? - mówi cicho, na co od razu na nią spoglądam. - Pamiętasz o tej kolacji z moimi rodzicami dzisiaj wieczorem? - marszczę brwi, ale po chwili kiwam głową.
- Do czego zmierzasz, Camz? - mruczę łagodnie, pocierając czule jej ramię.
- Że mogłabyś zaprosić również swoich rodziców - uśmiecha się, wzruszając lekko ramionami. - W końcu za niedługo będziemy rodziną, więc pasowałoby, żeby się poznali.
- Ja w to wchodzę pod warunkiem, że zajmę honorowe miejsce - woła moja babcia, na co wywracam oczami. Na szczęście, wszyscy śmieją się cicho i jej przytakują. O dziwo, moi rodzice odprowadzają ją do domu, a ja jeszcze chwilę zatrzymuję Camilę na dworze.
- Nigdy nie chciałam więcej zanim nie poznałam ciebie, Camz - uśmiecham się, układając dłonie na jej biodrach, a dziewczyna zarzuca mi swoje na kark.
- A teraz, czego chcesz? - trąca mój nos z uśmiechem.
- Małżeństwa i stabilności - chichoczę, spoglądając jej w oczy.
- Powiedz to - mruczy cicho, ale nie do końca wiem, o co jej chodzi.
- Co takiego? - marszczę brwi, wyraźnie zdezorientowana.
- No... Przyznaj się - daje mi kuksańca w bok.
- Tak... Jestem cholernie zakochana w Camili Cabello! - krzyczę i kręcę nami dookoła własnej osi, a następnie całuję ją czule w usta. - Kocham cię, Camz.
- A ja kocham ciebie, Lo.
CZYTASZ
Love's to blame - Wszystkiemu winna jest miłość || Camren FF || ✅
FanfictionByła taka skomplikowana. Nikt jej nigdy nie rozumiał. Ale dostrzegłam w niej coś, co ukrywała pod maską perfekcji - małą okaleczoną duszę.