Następnego dnia w szkole nigdzie nie widziałam Lauren. Z jednej strony cieszyło mnie to, a z drugiej chciałam wyjaśnić z nią sprawę tajemniczego liściku. Udałam się pod salę, gdzie Jauregui miała lekcję i postanowiłam na nią zaczekać. Jak się okazało, szatynka opuściła ją jako ostatnia, w popłochu zbierając swoje rzeczy.
- Camz? - zmarszczyła brwi, kiedy prawie na mnie wpadła. - Co tutaj robisz?
- Muszę z tobą porozmawiać - mówię cicho, rumieniąc się lekko. - Możemy iść gdzieś w ustronne miejsce? - dziewczyna kiwa głową i łapie mnie za rękę, ciągnąc w przeciwną stronę.
- Niedaleko jest taka kawiarenka, w której można spokojnie posiedzieć - mruczy z lekkim uśmiechem. Splata ze sobą nasze palce, na co przyspiesza mi puls i znowu rumienię się mocno.
Dojście do kawiarni zajmuje nam około dziesięciu minut. Dziewczyna idzie nam coś zamówić, a ja rozsiadam się wygodnie na ogromnej pufie. Miejsce jest dosyć przytulne i spokojne. Nie ma także zbyt wielkiego ruchu, oprócz nas jest tu młoda kobieta z dzieckiem i jakiś biznesmen.
- Proszę - szatynka stawia przede mną sok oraz jakieś ciasto, które wygląda apetycznie. Od razu biorę się za jedzenie, dziękując cicho dziewczynie.
Lauren zerka na mnie od czasu do czasu, uśmiechając się lekko. Z tego, co widzę zamówiła sobie kawę i ciastko zbożowe. Wyciąga na stolik teczkę z jakimiś dokumentami, czytając je w międzyczasie, dopóki nie zjadłam.
- Chciałam porozmawiać z tobą o tym liściku - mruczę, odsuwając od siebie talerz. - Nie rozumiem...
- Podobasz mi się, Camila - przerywa mi, odchylając się na krześle. Wbija we mnie swój wzrok, jakby po raz kolejny chciała mnie przeniknąć. - Gdy cię tylko zobaczyłam... To oczami wyobraźni widziałam jak wijesz się pod moim dotykiem - przygryza wargę, a ja biorę głęboki oddech, rumieniąc. - Ale gdy zaczęłyśmy rozmawiać, zobaczyłam, że jesteś bardzo inteligentna. I to mnie do ciebie ciągnie.
- Lauren... - wzdycham cicho, zamykając oczy. Próbuję sobie wytłumaczyć racjonalnie jej słowa, które i tak powoduję głęboki rumieniec na moich policzkach.
- Wiem, Camz, wiem - uśmiecha się łobuzersko. - Chcę otwarcie zapowiedzieć walkę o ciebie. Po prostu muszę cię mieć - spogląda mi w oczy, bawiąc się kolczykiem w wardze. Otwieram usta, chcąc coś powiedzieć, ale po raz pierwszy w życiu brakuje mi słów.
Coś ty ze mną zrobiła, Lauren...
- Muszę jechać jeszcze do firmy - mówi, wstając. Podchodzi do mnie, wyciągając dłoń. - Odwiozę cię do domu, hm?
Kiwam lekko głową, podążając za dziewczyną. Otwiera mi drzwi do swojego sportowego Audi, a następnie zajmuje miejsce kierowcy. Chwilę później rusza, zerkając na mnie. Nie odzywam się ani słowem, analizując całą sytuację. Zauważam jak szatynka się waha, trzymając dłoń niedaleko mojego uda. Ostatecznie jednak rezygnuje, zaciskając palce na kierownicy.
- To tutaj - mówię, gdy zatrzymuje się pod jednym z bloków. Odwracam się w jej stronę, gdy palce zielonookiej zaciskają się na moim łokciu.
- Camz... - bierze głęboki oddech, ponownie wpatrując się we mnie intensywnie. - Po prostu... Uważaj na siebie.
- Dziękuję za podwózkę - marszczę lekko brwi, wyswobadzając się z jej uścisku. - Ty również uważaj - posyłam jej delikatny uśmiech, wychodząc z samochodu.
Dziewczyna odjeżdża dopiero, gdy wchodzę do domu. Rodziców jak zwykle nie ma, więc mam przynajmniej czas dla siebie. Siadam na łóżku, rzucając rzeczy w kąt. Biorę pierwszą lepszą książkę, ale jakoś nie potrafię się na niej skupić. W moich myślach pojawia się Lauren, jej delikatny dotyk, zapach i uśmiech.
Kręcę głową, żeby pozbyć się tego widoku i kładę się. Przecieram twarz dłońmi, zerkając w sufit. Tak bardzo bym chciała wiedzieć, jakie intencje ma szatynka. Z jednej strony chciałabym jej zaufać, z drugiej boję się, że mogę tego żałować. Coś czuję, że to nie skończy się dobrze i właśnie z taką myślą zasypiam.
CZYTASZ
Love's to blame - Wszystkiemu winna jest miłość || Camren FF || ✅
Fiksi PenggemarByła taka skomplikowana. Nikt jej nigdy nie rozumiał. Ale dostrzegłam w niej coś, co ukrywała pod maską perfekcji - małą okaleczoną duszę.