3. Życie za życie

8.7K 432 127
                                    

LUSY

Siedzę z Lucasem i czekam, aż Clary wróci. Mam nadzieję, że ta gnida nic jej nie zrobiła, bo naprawdę nie ręczę za siebie. Lucas jest na granicy własnej wytrzymałości. Po jego mate nadal nie ma śladu, a ostatnią osobą która widziała Larissę jest właśnie potwór który jest mi przeznaczony. Kiedyś naprawdę pragnęłam miłości. Tych serduszek i motyli w brzuchu, ale teraz jest to dla mnie strata czasu.

Nagle Clary wchodzi do kuchni i po jej minie mogę wywnioskować, że nie poszło po jej myśli. 

- I jak? - pierwszy pyta Lucas, na co Clary ciężko wzdycha.

- No cóż. Idzie w zaparte, nic nie powie do póki nie pogada z tobą. - spogląda na mnie smutno.

- Że co!? - warczę.

- Chce żebym cie przyprowadziła, dopiero wtedy powie cokolwiek. - tłumaczy, a we mnie aż się gotuję. Nie mam zamiaru na niego patrzeć, a co dopiero gadać.

- Co za gnida! Pogrywa sobie z nami. - walę dłonią w blat przez co szklanka upada i się rozbija.

- Lusy, proszę zrób to. Ja tracę zmysły, bo nie wiem co się dzieje z Lari. - błaga mnie Lucas, przez co głupio się czuję.

- Lucas.. - zaczynam gdy do kuchni wchodzi zapłakana Lily trzymając kocyk.

- Mamusiu, bo tata powiedział, że wszyscy zginą. - mała podbiega do Clary i trzyma się jej nogi jak ostatniej deski ratunku.

- Słucham?! - krzyczy Clary. - Co ci tatuś powiedział? - pyta małej próbując odczepić ją od swojej nogi. 

- Że wszyscy ci którzy są przed domem zostaną skazani na śmierć. - mała chlipie tuląc się do matki.

- Skarbie. - Clary uspokaja małą. - Ty nie słuchaj tatusia, bo on nie ma nic do gadki. - mała patrzy z nadzieją na mamę. 

- Naprawdę? 

- Słoneczko ty moje, tatuś to dostanie zaraz po głowie za takie gadanie. - teraz to trochę współczuję Alfie, Clary wygląda na nieźle wkurzoną. 

- A Larissa już wróciła? - mała zadaję pytanie, a Lucas zaciska pięści.

- Niestety nie. - Clary tuli małą, gdy ona wyrywa się.

- Miałaś po nią iść. - krzyczy w moją stronę. - Obiecałaś, że jej pomożesz. - wszyscy na mnie patrzą, a ja totalnie zapomniałam.

- Kurwa! - syczę.

- Lusy! Nie przy dziecku! - karci mnie Luna.

- Sory. - patrzę na Lily. - Wiem gdzie ona jest!

- Gdzie?! - Lucas łapie mnie za ramiona. 

- Lily mówiła, że zbiegła z góry. - patrzę małą. - Powiedz co tam było, opisz nam to miejsce.

- To był ogród. - macha rączkami.

- Kurwa! - Lucas wybiega z domu jak poparzony i biegnie.

- Mamusiu, a co będzie z nimi? - pokazuję na Time, który prowadzi grupę wampirów zakutych w kajdany.

- Zaraz się tym zajmę. - mówi i stawia córkę na ziemi. - Leć z ciocią na górę do swojego pokoju, a ja pójdę wybić twojemu ojcu głupotę z głowy. Lily łapie mnie za rękę i ciągnie w stronę schodów.

- Ciociu, poczytasz mi bajkę? - wmurowuję mnie kiedy Lily wskakuję na łóżko i trzyma książeczkę wyciągniętą w moją stronę. 

- Lily, a bez niej nie uśniesz? - jakoś nie widzę się w roli niani.

- Nie! - piszczy zła.

- Serio? - pytam błagalnie.

- Tak! - piszczy jeszcze głośniej.

- Za jakie grzechy. - mówię sama do siebie, gdy mała wtula się w podusie. 

CLARY

To jakieś jaja chyba są!? Yuri chyba całkiem rozum stracił, bo ostatnio miał go i tak niewiele. 

- Co tu się do cholery znowu dzieje?! - warczę wściekła na Time i Yuriego, który zaraz zresztą dostanie w ten tępy łeb.

- Czego się drzesz? - pyta się jeszcze głupio ten kretyn.

- Ty się lepiej już nie odzywaj, bo jak słowo daję będziesz spał na dworze! - warczę, a Tima widząc co się szykuję ulatnia się po cichu. - Jak możesz dziecku takie rzeczy mówić? Czy ty już w ogóle nie myślisz tą łepetyną?! To dziecko, a nie seryjny morderca! Po drugie - gromię go wzrokiem. - Od kiedy to ty sam podejmujesz decyzje związane z pojmanymi? - wskazuję za przerażonych więźniów. - Mam taką samą władzę jak ty! - wrzeszczę na cały regulator.

- Nie krzycz tak! - karci mnie.

- Zamknij się, albo jak słowo daję nie będziesz miał czym dzieci robić. - patrzę na niego wyzywająco.

- Skarbie oboje dobrze wiemy, że jak skrzywdzisz moje krocze, to skrzywdzisz także siebie. - śmieje się. - Kto cie wtedy zaspokoi? - porusza sugestywnie brwiami, a ja niewiele myśląc kopie go z całej siły w krocze. Yuri zwija się na ziemi w kłębek.

- Nie zapominaj, że istnieją wibratory. - mówię stojąc nad nim.

LUSY

Mam wrażenie, że właśnie miałam zwidy przed chwilą, bo widziałam jak Clary kopie swojego mate w krocze, a to raczej jest niemożliwe, bo oni są idealną parą. Rządzą prawie wszystkimi watahami. Odkąd Lucas się urodził, wiele stad samo oddało się w ręce Yuriego. 

Nagle z lasu wyłania się biały lew i biegnie centralnie na mnie. Lew odbija się i rzuca na mnie. Dopiero tygrys odciąga go ode mnie.

- Co ty robisz?! - syczę wstając z ziemi.

- Nie ma jej! - warczy.

- Jak to nie ma!? - pytam zdziwiona.

- No nie ma! Są tylko ślady krwi. Jej krwi. - zmienia się i pada na kolana. - Zawiodłem. Nie potrafiłem jej ochronić. 

- Dosyć tego! - syczę i wstaję kierując się tam gdzie powinnam iść od razu.

- Gdzie idziesz?! - krzyczy za mną Clary. 

- Obić gębę temu idiocie. - czas stawić czoła tej pijawce.

Schodzę po schodach na dół i od razu mój umysł skupia się na jednym. Zapach krwi. Jego krwi. W powietrzu czuć jego krew, która działa na mnie jak narkotyk. Przy drzwiach stoi Borys i od razu wstaję kiedy mnie widzi.

- Co ty tu robisz? - pyta marszcząc brwi.

- Przyszłam go dobić. - odpowiadam zakładając ręce na piersi.

- A tak serio? - patrzy na mnie dziwnie.

- Po prostu mnie wpuść. - przepycham go i otwieram drzwi z hukiem, ale kiedy mój wzrok spotyka się z jego, to dzieje się coś czego nie opiszą żadne słowa.

Moi kochani przepraszam, że tak długo.😕😕 Jednak remonty nadal u mnie trwają i naprawdę nie mam się kiedy skupić by napisać coś porządnie.😠 Mam nadzieję, że mi to wybaczycie bo kolejny rozdział już w czwartek.😈😘❤ Pozdrawiam Lolka77 😘😘

Przez BÓL do MIŁOŚCIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz