17. Głód

6.1K 367 99
                                    

LUSY

Patrzę na Fabio swoim najgroźniejszym wzrokiem, ale on tylko spuszcza głowę. Nie wiem co się dzieje na górze, ale zaraz się dowiem, tego jestem pewna na sto procent. 

- Przepuść mnie! - warczę, ale Fabio ani śni się ruszyć. - Fabio, odsuń się bo nie ręczę za siebie! - przepycham się i wchodzę pewnie na lewe skrzydło.

- Niech pani nie osądza go zbyt pochopnie! - słyszę za sobą, ale ignoruję to i zmierzam w kierunku gdzie słychać skomlenia kobiety, która ewidentnie jest na wykończeniu.

Docieram do ogromnych dwuskrzydłowych drzwi. Zanim naciskam klamkę biorę głęboki wdech i wydech bo już teraz wiem, że widok który zobaczę odbiję mi się w pamięci.

Naciskam klamkę i pcham ogromne ciężkie drzwi. Pierwsze co rzuca mi się w oczy to wielgachne łoże z czerwonym baldachimem, a następnie naga kobieta szarpiąca się z półnagim Giovannim. Szczena opada mi kolejny raz tego dnia. Czuję małe ukłucie, ale to chyba tylko dlatego, że... sama nie wiem. Może dlatego, że nie szanuję więzi. Chociaż co mi go oceniać, skoro sama chciałam go zdradzić. 

Kiedy Giovannio orientuję się, że ktoś zakłócił jego spokój, wypada z łóżka jak poparzony. Patrzy na mnie, a ja na niego i nie padają żadne słowa. Kobieta próbuje uciec, ale Król dopada ją i wbiją się w jej szyję jak w kawałek mięsa. Kobieta łapie ostatnie oddechy i po chwili pada na ziemie niczym szmaciana lalka. Giovannio ociera usta z krwi i podnosi na mnie wzrok, który wyraża jedno. To drapieżnik, a ja chyba jestem kolejną ofiarą.

- Mówiłem, byś nie wchodziła na to skrzydło. - odzywa się odwracając w stronę łóżka i zbierając koszulę, która zakłada w ekspresowym tempie. - Co mowę ci odebrało? - pyta drwiąc.

- Nie. Nie odebrało. Przyszłam ci tylko powiedzieć, że na żadne oznaczenie się nie zgadzam. - odpowiadam, a on momentalnie staję przede mną kilka centymetrów.

- Zrobię to na co mam ochotę. - mówi przekrzywiając głowę i ukazując kły. Myśli, że się przestraszę?

- Nie boję się ciebie. - uśmiecham się wyzywająco.

- Jeszcze zobaczymy. - odpowiada.

- Jeśli myślisz, że to marne przedstawienie zrobiło na mnie wrażenie to się mylisz. - spoglądam na nieruchome ciało kobiety.

- Nie żyje. - również zerka na kobietę o kruczoczarnych włosach i bladej skórze.

- Wiem. Tak jak mówiłam jesteś mordercą i to się nie zmieni. - uśmiecham się sztucznie po czym odwracam się z zamiarem wyjścia. 

- Nigdy więcej nie wchodź na moje skrzydło. - słyszę za sobą.

- Bo co mi zrobisz? - pytam śmiejąc się pod nosem, bo i tak nie będę go słuchać.

- A to. - nawet nie zdążam się zorientować, a jego kły błyszczą centralnie nad moją tętnicą szyjną.

Przejeżdża kłami po skórze, po czym liże je językiem. To najbardziej przerażająca, a jednocześnie najbardziej intymna rzecz jaką przeżyłam w całym życiu.

- Twoja krew ma pewne właściwości. Może nie tak mocne jak Clary, ale na pewno też ma, więc uważaj gdzie chodzisz, bo następnym razem mogę się nie powstrzymać i spróbować tego cuda. - liże jeszcze raz moją szyję i zatrzaskuję za sobą drzwi.

Jak w autopilocie wracam do siebie i kładę się do łóżka. To pierwsza noc tutaj i nawet pościel mi nie odpowiada. Jest za delikatna i za miękka. Wszystko jest nie tak. Wstaję i wychodzę na balkon. Księżyc jest już prawie w pełni. Mam coraz mniej czasu i kontroli nad ciałem. Nie mogę ignorować jego przyciągania, które aż pali kiedy jest blisko mnie. Jestem sama kontra on na jego terenie, a to wcale nie pomaga.

Czuję się na przegranej pozycji, a to przecież ja miałam dyktować zasady tej gry. Tak dłużej być nie może! O nie! Od jutra robię swoje, a kontakt z nim ograniczam do minimum. Muszę panować nad sobą i pożądaniem, które czuję coraz mocniej. 

Wracam do łóżka, a raczej łoża, bo zajmuję więcej miejsca niż cały mój pokój w domu głównym. Jeszcze długo kręcę się z boku na bok zanim objęcia morfeusza zabierają mnie daleko tam, gdzie nie ma JEGO.

Rano budzę się tak jak zwykle, czyli piąta. Lata treningu nie poszły na marne. Wstaję i biorę szybki zimny prysznic. To pomaga obudzić ciało i zmotywować do ostrego treningu. Wychodzę z pokoju i najciszej jak się da wymykam się z tego pałacu. Kiedy przebiegam dziedziniec, to dopiero słońce zaczyna wschodzić na horyzoncie. 

Robię krótką rozgrzewkę i jednak postanawiam pobiegać w drugiej formie. Zmieniam się i ruszam gdzie mnie oczy poniosą. Właśnie tego mi trzeba było. Czuć wiatr we włosach i wolność, której mi tak brak w ostatnim czasie. Mam poczucie ciężaru śmierci Lily na sobie. Nie opuszcza mnie i potrafię sobie z nim poradzić. Każdego dnia walczę z poczuciem winy jakie mnie dopada. Nie potrafię sobie wybaczyć, że to ona zginęła, a nie ja. To ona była ta lepsza. Ona zasługiwała na życie. 

Przeskakuję konar i dobiegam do krańca lasu. Nie mam kompletnie pojęcia, gdzie on mnie wywiózł, ale jest tu naprawdę pięknie. Słońce jest już wysoko, a ja zaczynam czuć głód. Zawracam się i biegnę ile sił w łapach. Kiedy docieram na dziedziniec, słyszę krzyki i hałas ze środka pałacu.

Przerażona myślą, że coś mogło się stać, wbiegam do środka, ale to co widzę w środku kompletnie zwala mnie z nóg. Co to kurwa jest?!

Moi kochani tak jak obiecałam dodaję dziś.😉 Może z opóźnieniem, ale jest.😃😂😈 Troszkę jednak mi się przeciągnęło, ale najważniejsze, że jest. Miłego czytanka i pozdrawiam serdecznie Lolka77.😘😘

Przez BÓL do MIŁOŚCIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz