LUSY
Nagle moją cudowną ciszę przerywa głos, którego kompletnie się nie spodziewałam.
- Lusy? - słyszę cichy głos. - Możemy pogadać?
Larissa? Co ona tu robi? Jeszcze jej mi tu brakowało. Czy do nich nie może dotrzeć, że potrzebuję samotności i wcale nie mam ochoty na kogokolwiek towarzystwo.
- Jasne! - krzyczę sarkastycznie, a po chwili drzwi otwierają się i wchodzi Larissa.
- Przepraszam, że cie nachodzę, ale naprawdę chce pogadać. - mówi siadając koło mnie.
- Niby o czym? - pytam przecierając twarz.
- O moim weselu. - opowiada, ale po chwili dodaje. - I moim ojcu. - taa, właśnie o tym chce teraz najbardziej gadać.
- Tylko, że ja nie chce o nim gadać. Sądzę, że jego temat został wyczerpany.
- Wcale nie. Lusy posłuchaj mnie. - bierze głęboki oddech. - Wiem, że nie polubiłaś mnie, a wszystko co stało się do tej pory jest nieźle pokręcone, ale naprawdę nigdy nie widziałam ojca w takim stanie jak teraz i możesz mi wierzyć albo nie, ale naprawdę jest inny. - ja chyba kurwa śnię.
- Jak możesz go bronić!? - wybucham. - Poniżał cię, zmusił do porwania Lily, a o zamordowaniu twojej osoby nawet nie wspomnę. Nie bądź śmieszna! Wykorzystał mnie tak samo jak ciebie, czy innych tylko, że w moim przypadku kończy się to zerwaną więzią. Chciał przetrwać i to osiągnął, ale jakim kosztem, to tylko ja wiem. Larissa, ja nie potrafię wybaczyć pewnych rzeczy. Potrafiłam mu nawet wybaczyć śmierć mojej siostry, ale to co zrobił mi po tym jak się zbliżyliśmy, to nie potrafię.
- Co takiego ci zrobił?
- Powiedzmy, że po tym inaczej patrzę na Clary.
- Słucham? - patrzy na mnie zszokowana.
- Po prostu na wszystko patrzę inaczej i nic tego nie zmieni.
- Okej. Rozumiem, ale mam nadzieję, że nie pozabijacie się na uroczystości. - uśmiecha się słabo.
- Będę go unikać jak tylko się da, więc do końca gwarancji ci nie dam. - mam ochotę go zgnieść i skopać.
- Spoko, a teraz możemy pogadać o weselu. - uśmiecha się szerzej ukazując kły, które po przemianie stały się grubsze.
- Wesele to wesele. O czym tu gadać? - pytam zdezorientowana.
- O tym, że nie masz kiecki. Gdybyś nie unikała Clary, która próbowała wyciągnąć cie na przymiarki, to nie musiałabym się tu fatygować osobiście. - a więc to o to im chodziło.
- Nie potrzebuję żadnej sukienki, przecież to ty wychodzisz za mąż nie ja.
- No tak, ale chce by druhny wyglądały równie pięknie co ja. - tłumaczy.
- Czy chce wiedzieć co mnie dziś czeka? - pytam wzdychając.
- Raczej nie. - uśmiecha się chytrze i wyciąga mnie z pokoju, który w ostatnim czasie był dla mnie oazą.
Ciągnie mnie i po drodze do drzwi spostrzegam Saszę. Instynktownie zatrzymuję się. On jakby wiedział i podnosi na mnie wzrok. Przez chwilę patrzymy na siebie po czym odwraca się. To jeszcze nie czas na rozmowę z nim. Uśmiecham się do Larissy, gdy nagle słyszę.
- Ooo widzę, że udało ci się ją wyciągnąć. - uśmiecha się Clary, ale ja jakoś nie potrafię dzielić jej entuzjazmu. - Yuri wygrałeś! - krzyczy za siebie, po czym słychać odpowiedź.
- Mówiłem! Wisisz mi zachciankę! - Clary tylko przewraca oczami.
- Wypchaj się! To co? Idziemy? - pyta zacierając dłonie.
- Clary, a może pójdę z nią sama. - Larissa próbuje mnie uratować, bo chyba wyczuła, że nie chce na ten moment przebywać z Luną.
- Ooo Okej. - mówi widocznie przygaszona. - Bawcie się dobrze. - uśmiecha się sztucznie i odchodzi w stronę kuchni.
Trochę jest mi źle z tym jak teraz traktuję Clary, ale naprawdę ciężko jest mi wybić z głowy ich obraz razem. On naprawdę coś do niej czuje, a to w jakim momencie mi to powiedział było mega perfidne i na dokładkę Sasza, który tak namieszał mi w głowie, że sama nie wiem co o tym myśleć.
- To chodźmy. - Larissa łapie mnie za rękę i wyprowadza z domu.
To co działo się przez resztę dnia, to nie do opisania. Jeśli ktoś zapyta, ile sukienek przymierzyłam, to walne go w twarz. Larissa skakała przy mnie niczym zajączek. Nie dała mi dojść do słowa, ale na szczęście nie wracała już do tematu Giovanniego, za co jestem jej wdzięczna. Po całym dniu padło na długą złotą suknie wykonaną w całości z koronki. Szczerze to nie mój styl, ale kiedy zobaczyłam jak przylega do mojego ciała niczym jak druga skóra, to podniosłam kciuk w górę.
Omega która pomagała mi zdjąć materiał przypomniała mi jeszcze bym założyła cielistą bieliznę, bo inny kolor będzie widoczny, co jest całkowitą prawdą, bo koronka zasłania tylko kluczowe miejsca, a reszta to złoty prześwitujący materiał.
- O niczym tak nie marzę jak o łóżku. - odzywam się wracając z pakunkiem.
- Oj daj spokój! Zdążymy jeszcze na ognisko. - mówi entuzjastycznie.
- Jakie ognisko? - pytam zdezorientowana.
- No panieńsko-kawalerskie. Lucas nie zgodził nie na osobne imprezy, więc zorganizowaliśmy wspólne ognisko. - tłumaczy.
- Nie ma mowy. Ja pasuje. - wcale nie mam ochoty oglądać migdalących się par.
- Lusy, proszę. - robi maślane oczy.
- Sory, ale nie. - odmawiam i rozdzielamy się, bo Larissa skręca na polane, a ja do domu.
Wchodzę po schodach i jestem taka zła, zła na siebie. Jaka głupia byłam.
Zapalam światło w pokoju i rzucam sukienkę na łóżko. Po co mi ona? Skoro i tak nie będę się nikomu podobać.
- Pieprzona miłość! Zawsze musi wszystko spieprzyć! - warczę po czym wchodzę do łazienki.
Rozbieram się do bielizny i wracam do pokoju po piżamę, o której zawsze zapominam.
Spoglądam na łóżko, a konkretnie na sukienkę i pierwsze co przychodzi mi do głowy, to ON. Nagle jakby mnie coś strzeliło. Patrzę w stronę okna i to co widzę, to oczy przez które przepadłam.
Moi kochani zbliżamy się do końca już tej części.📚 W następnym rozdziale ceremonia i ....coś.🎁 Mam nadzieję, że wytrzymacie i pozdrawiam cieplutko Lolka77.😘😈
CZYTASZ
Przez BÓL do MIŁOŚCI
VampireLUSY Myślałam, że umarłam w dniu w którym straciłam siostrę, ale tak naprawdę mój świat skończył się w dniu gdy spojrzałam w jego czerwone oczy. Jak mam żyć dalej? Jak wybaczyć coś czego się nie da? I jak zabić kogoś, kogo rzucił ci los u stóp? I ty...