Chyba nigdy nie byłam tak podekscytowana. Praca szła mi nad wyraz szybko i sprawie. Już po dwóch dniach od wizyty w domu Michaela Jacksona byłam gotowa przedstawić mu wstępny projekt salonu, z którego byłam niesamowicie zadowolona. Dopracowywałam ostatnie szczegóły, kiedy do mojego gabinetu weszła Amy,
- Jak tam w świecie sław i splendoru? - zaśmiała się.
- Nie żartuj sobie, lepiej spójrz - podałam jej projekt - co sądzisz?
- To wygląda jak pałac! - wpatrywała się - nie przesadziłaś?
- Gdybyś tylko mogła tam wejść, zobaczyłabyś, że nie. Ten dom z pozoru wygląda jak normalna willa, ale kiedy wejdziesz do środka...
- W końcu to król popu. Gdybym miała tyle pieniędzy pewnie też żyłabym jak w bajce.
- Zejdź na ziemię Amy. Jak twoje postępy?
- Daj spokój, trafiłam na najbardziej zrzędliwych klientów na świecie. Jutro po raz drugi będę próbowała im zaprezentować swoje pomysły i na pewno będą mieć obiekcje.
- Zobaczymy, jak mi pójdzie dzisiaj. Trzymaj za mnie kciuki.
- Jak tylko wrócisz zadzwoń, wyskoczymy na drinka - mrugnęła i już za chwilę zniknęła za drzwiami.
Spakowałam wszystkie rzeczy do teczki i otworzyłam notatnik na ostatniej stronie, na której pod numerem telefonu widniało imię MICHAEL. Już po chwili słyszałam w telefonie kolejne sygnały, stukając paznokciami po blacie biurka.
- Halo? - usłyszałam po drugiej stronie.
- Dzień dobry. Nazywam się Marina ...
- Ah, to pani - przerwał mi - dzień dobry. W czym mogę pomóc?
- Przygotowałam wstępną wizualizację salonu. Jeśli...
- Zapraszam - znów mi przerwał - będę w domu do godziny osiemnastej.
- Do zobaczenia - wydukałam i odłożyłam telefon. Skąd ta niecierpliwość?
Wyszłam z biura równo o czternastej. Pogoda jak zwykle była cudowna, słońce, lekki, przyjemny wietrzyk, który rozwiewał moje włosy na wszystkie możliwe strony. Włączyłam samochodowe radio i ruszyłam w drogę, podśpiewując.
Zaparkowałam samochód w tym samym miejscu, co poprzednio. Całe szczęście, że dziś założyłam spodnie, wiatr wiał tu zdecydowanie mocniej. Na próżno starałam się okiełznać włosy. Jak poprzednio, nacisnęłam przycisk dzwonka, brama natychmiast się otworzyła, a w drzwiach domu stanęła Rose uśmiechnięta od ucha do ucha. Nie znałam tej kobiety, ale miałam wrażenie, że jest to niesamowicie ciepła i dobra osoba.
- Dzień dobry. Ależ dziś wieje - zaprosiła mnie do środka - pani taka drobniutka, że aż cud, że panią wiatr nie porwał.
- Proszę mówić mi po imieniu - zaproponowałam. Spojrzała na mnie zdziwiona - Czuję się nieco niezręcznie.
- W takim razie - wyciągnęła dłoń w moją stronę - mów mi Rose. Pójdę zawiadomić pana.
Kiwnęłam głową ze zrozumieniem, Rose zniknęła w jednym z korytarzy. Już po chwili słyszałam kroki zmierzające w moją stronę.Wyłonił się zza rogu, ubrany w czarne spodnie i białą koszulę z rękawami podwiniętymi pod łokcie. Jego czarne włosy falowały delikatnie z każdym krokiem.
- Dzień dobry - przywitał się, ściskając moją dłoń. Stałam jak słup, starając się nie przewrócić, niestety moje nogi stały się nagle dziwnie miękkie. Doskonale rozumiałam te wszystkie zakochane bez pamięci fanki. Zawsze wmawiałam sobie, że z pewnością nie jest tak przystojny, jak w teledyskach, że na co dzień wygląda normalnie, przeciętnie. O, jakże się myliłam - wszystko w porządku? - wyrwał mnie z letargu.
- Tak, tak. dzień dobry. To chyba przez ciśnienie - palnęłam bez zastanowienia.
- Za niskie, czy za wysokie? - Oczywiście. Na pewno był świadomy tego, jak działa na otoczenie. Widziałam to w jego półuśmiechu - myślę, że kawa może w jakimś stopniu pomóc. Rose?
- Już podaję.
- Będziemy w bibliotece - rzucił przez ramię, wskazując mi drogę, którą zdążyłam poznać ostatnim razem.
- To moje propozycje - podałam mu teczkę, kiedy już siedzieliśmy przy stoliku. Otworzył ją wyraźnie podekscytowany. Nie zwrócił uwagi nawet na Rose, która przyniosła kawę. Zaczęłam poważnie się denerwować. Co, jeśli okaże się jednym z tych wiecznie niezadowolonych klientów? Co, jeśli nie będę umiała sprostać jego wymaganiom?Nie chcąc mu przerywać, przystąpiłam do swojego mlecznego rytuału.
- Mogłaby pani zaczarować również moją filiżankę? - spytał, nie podnosząc głowy z nad kartek. Bez słowa drżącą ręką zaczęłam dolewać mleka. I oto jest, właśnie ten kolor. Uśmiechnęłam się do siebie, zadowolona.
Minęło kilka chwil, kiedy odłożył teczkę na stolik z miną bez wyrazu. A więc już po mnie. Podniósł filiżankę, biorąc łyk kawy.
- Świetna robota - przemówił w końcu .
- Ma pan na myśli kawę, czy projekt? - zaniósł się śmiechem.
- Przepraszam - powiedział, wciąż się śmiejąc - na prawdę. Widzę pani zdenerwowanie, niepewność. Lubię trzymać ludzi w niepewności. Miałem na myśli kawę, ale projekt również przypadł mi do gustu - miałam ochotę go palnąć. Stres zjadał mnie od środka, podczas kiedy on miał ze mnie ubaw - proszę zacząć oddychać.
- Bardzo zabawne - bąknęłam, lecz widząc jego minę sama zaczęłam się śmiać. Świr.
- Doprawdy. Dawno się tak nie uśmiałem . Ale teraz całkiem poważnie. To wszystko wygląda obiecująco. Jestem miło zaskoczony.
Odetchnęłam z ulgą, Poczułam, jakby ogromny głaz, który próbował mnie przygnieść, zsunął się z moich pleców.
- Bardzo się cieszę.
- To widać - uśmiechnął się - ale jest jedno "ale" - no tak, mogłam się tego spodziewać - może moglibyśmy wspólnie kupić wszystkie rzeczy? Uwielbiam zakupy, ale nie chciałbym przesadzić. Nie chciałbym też wszystkiego zrzucać na panią.
- Nie widzę przeszkód - odpowiedziałam, próbując opanować wewnętrzną euforię.
- Świetnie. Przejrzę dziś mój grafik i jeśli znajdę dobry czas, zadzwonię do pani.
Wstałam z fotela, zabierając teczkę. Zbyt dużo emocji, jak na jeden dzień.
- Będziemy w kontakcie - zdążyłam powiedzieć, nim poczułam, jak świat wokół mnie zaczyna wirować. Upuściłam torebkę na podłogę, łapiąc się za głowę. Ostatnie, co pamiętam to ręce, które w ostatniej chwili łapią mnie, chroniąc mnie przed upadkiem.
CZYTASZ
DANGEROUS
FanfictionMarina-młoda absolwentka architektury wnętrz przeprowadza się do słonecznej Kaliforni, gdzie rozpoczyna całkiem nowe życie. Starając się zapomnieć o przykrej przeszłości rozpoczyna pracę w jednej z tamtejszych firm. Zdana tylko na siebie, w nowym m...