Michael
Nie istnieje żadne słowo, jakie byłoby w stanie opisać mój stan. Trzymałem w ramionach cały mój świat, bez którego nie potrafiłem żyć. Całowałem usta pod których wpływem roztapiałem się całkiem, gubiąc myśli. Tak cholernie brakowało mi jej smaku. Marzyłem, by czas się zatrzymał właśnie w tamtym momencie. Niech nie nastaje kolejny dzień, niech wskazówki zegara zatrzymają się w tym miejscu. Jeśli teraz wypuszczę ją z rąk, może uciec, a wtedy na prawdę umrę, bo nie ma dla mnie innego życia.
Poczułem, jak kładzie swoje dłonie na moim torsie i delikatnie odpycha mnie do tyłu.
- Mike - nie patrzyła mi w oczy, schowała twarz w moich włosach.
- Nic nie mów, proszę.
- Nie mogę. Powinieneś już pójść.
- Boisz się? - spytałem, a ona zamiast odpowiedzieć kiwnęła twierdząco głową - Czego się boisz?
- Że nie będę umiała się zatrzymać. A ty, ty wciąż trzymasz mnie w ramionach.
- To, czego nie możemy ogarnąć umysłem, trzeba objąć ramieniem - słyszałem, jak się zaśmiała.
- Pocałowałeś mnie...
- Tak trudno mi zachowywać się właściwie, gdy jestem przy tobie. Ale uważam, że to było bardzo właściwe - odsunąłem się trochę, by widzieć jej twarz. Była cała zarumieniona - czerwienisz się?
- Daj spokój - zdjąłem z siebie ten ogromny płaszcz, w którym wyglądałem jak jakiś tajniak - przecież to ta koszula...
- Jesteś teraz tak samo czerwona, jak ona.
- Dlaczego mi ją zabrałeś?
Wiedziałem, że tylko udaje zdenerwowaną, znałem ją. Przysunąłem ją najbliżej jak mogłem, by znowu ją pocałować. Nie wzbraniała się. Miała tak ciepłe i delikatne usta. Kochałem je.
- Nie- znów mnie odepchnęła, choć bardzo niepewnie - Nie rób tego więcej. Powinnam pójść się ubrać. Nadal jestem w ręczniku.
-Obejmowałem cię i całowałem, patrzyłem jak twoje oczy rozpalają się pragnieniem i wiedziałem, że znowu widzisz mnie takim, jakim naprawdę jestem. Pragę cię od momentu, kiedy cię zobaczyłem... A jeśli myślisz, że nie płonę z pożądania na widok ciebie w ręczniku, to się bardzo mylisz. Chciałbym Ci przychylić nieba, pokazać Ci jak cudownie może być nam razem. Chcę żebyś to ze mną przeżywała, ale musisz mi pozwolić o siebie zadbać. Pozwolisz mi?
Marina
Cały salon kręcił się wkoło, a może to kręciło się tylko w mojej głowie? Przez niego czułam się jak po butelce wina, lub po solidnej dawce silnego narkotyku, chociaż nigdy żadnego nie próbowałam. Mówiłam, by przestał ale wiedziałam, że słowa to jedno, a to, co czuję i czego chcę, to drugie. Chciałam, by został, by był przy mnie, by mówił, żebym mogła go słuchać. Chciałam napawać się jego głosem, jego obecnością, zapachem, który sprawiał, że moje serce zaczynało szybciej bić. Pragnienie jest słodkie i wzmaga się, kiedy człowiek nie może dostać tego, czego rozpaczliwie pożąda. Tak bardzo mi go brakowało. Brakuje. Ale przecież nie powiem mu tego w twarz. Do czego to doprowadzi? Jeszcze wczoraj myślałam, że nie żyje. A dziś stoi w moim domu, wygląda tak cholernie wabiąco, jak tylko może wyglądać przystojny, wymarzony mężczyzna. On jest perfidnym i przebiegłym czarodziejem, który umie wkradać się w moją psychikę. Potrafi znaleźć otwarte drzwi, przez które wchodzi: przez zmysły, fantazję, pożądanie. Znajduje otwarte drzwi w utopijnej logice i nieuporządkowanym życiu.
CZYTASZ
DANGEROUS
FanfictionMarina-młoda absolwentka architektury wnętrz przeprowadza się do słonecznej Kaliforni, gdzie rozpoczyna całkiem nowe życie. Starając się zapomnieć o przykrej przeszłości rozpoczyna pracę w jednej z tamtejszych firm. Zdana tylko na siebie, w nowym m...