Marina-młoda absolwentka architektury wnętrz przeprowadza się do słonecznej Kaliforni, gdzie rozpoczyna całkiem nowe życie. Starając się zapomnieć o przykrej przeszłości rozpoczyna pracę w jednej z tamtejszych firm. Zdana tylko na siebie, w nowym m...
- Tom, pytasz już setny raz. Nie ma czasu na przerwy. Choreografia kuleje! Spójrz na tych tancerzy! - zrezygnowany opadłem na krzesło. Byłem zły. Trasa zbliżała się wielkimi krokami, a miałem wrażenie, że tylko ja opanowałem układy.
- W takim razie przerwa dla wszystkich!- krzyknął na całą salę. W mgnieniu oka wszyscy zniknęli za drzwiami - Mike, chcesz coś zjeść? Czegoś się napić?
- Nie - syknąłem - chcę zostać sam - wstałem z miejsca i poszedłem do swojej garderoby.
Zbyt wiele dźwigałem na swoich barkach. I tu nie chodzi o mój wiek, po prostu zbyt wiele spraw się komplikuje z dnia na dzień, nic nie jest tak proste, jak wydawało się na początku. Wiem, że nigdy nie jestem z niczego zadowolony, jestem perfekcjonistą, to część mojej osobowości. Ale teraz na prawdę czuję się przytłoczony. To co sprawia mi najwięcej przyjemności w występowaniu to dawanie ludziom radości. Zwykłe wywołanie uśmiechu na czyjejś twarzy znaczy dla mnie więcej niż wszystko inne. Ale chciałbym sam cieszyć się codziennie z najdrobniejszych szczegółów, czuć radość, szczęście... Nie tylko tę radość po koncercie, słysząc aplauz i tysiące głosów skandujących moje imię. Chciałbym, by ta radość trwała dłużej, niż do momentu zejścia ze sceny. Kiedy gasną światła, a ja wracam do swojego samotnego świata, tracę cały entuzjazm, znika uśmiech. Nie czuję się jak król popu, ale jak bezbronny, mały człowieczek, ukrywający się przed fleszami, plotkami, złymi spojrzeniami, kłamliwymi nagłówkami mało wiarygodnych gazet, bezczelną ciekawością...
Rozsiadłem się wygodnie w fotelu i zamknąłem oczy. Wyobraziłem sobie piękne miejsce - łąkę pełną kolorowych kwiatów, płynącą obok rzekę, śpiewające ptaki, wolność, ciszę. Tak chciałbym żyć.
To wszystko było takie błogie i piękne, że powoli zacząłem odpływać. Prawie spałem, kiedy z cudownego stanu wyrwał mnie dźwięk telefonu. Niechętnie podniosłem się z fotela i spojrzałem na wyświetlacz. Nie wiem, jakim cudem, ale w euforii pomyliłem przyciski i odrzuciłem połączenie.
- Kretyn! - powiedziałem sam do siebie, stukając nerwowo w klawiaturę. Wybrałem numer, by oddzwonić. Pierwszy sygnał. W tej samej chwili do garderoby wparował Tom z charakteryzatorką.
- Nie teraz do cholery! - krzyknąłem, zanim zdążyli się odezwać. Czym prędzej opuścili garderobę. Drugi sygnał... Trzeci...
- Halo? - usłyszałem w końcu.
- Przepraszam, rozłączyłem przez nieuwagę.
- Nic się nie stało. Przeszkadzam?
- Ani trochę - wstałem z fotela, by rozprostować kości - jak się czujesz? Wszystko już w porządku?
- Tak, dziękuję, czuję się już całkiem dobrze. Na tyle dobrze, by wrócić do pracy. Mam niewielkie postępy, które chciałabym skonsultować.
- Jeśli ci odpowiada, będę u siebie dzisiaj po osiemnastej.
- W takim razie do zobaczenia - powiedziała i odłożyła słuchawkę. Zdziwiłem się lekko, ale cieszyłem się, że zadzwoniła. W końcu wszystko u niej w porządku. Każdy by się cieszył.
Spojrzałem na zegarek. Zostało dwie godziny do końca próby. Zacisnąłem zęby i udałem się na salę, by zrobić dobrą minę do złej gry i dotrwać w całości do końca.
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.