2

487 27 9
                                    

Rozmowa telefoniczna trwała kilka chwil, podczas których stałam w bezruchu, zastanawiając się, jak się zachować. W najśmielszych snach nie sądziłam, że dzięki tej pracy trafię do domu samego Michaela Jacksona! Szkoda, że Andrew nie raczył mnie o tym poinformować. Stał przede mną najbardziej znany człowiek w całych Stanach, jak nie na całym świecie, podczas gdy ja strzelałam nerwowo kośćmi palców. Reakcja stresowa. Wiedziałam, jak wszystkie fanki zazwyczaj reagowały na jego widok. Sama będąc nastolatką, wzdychałam do niego nocami, słuchając "Dangerous". I choć miałam ochotę piszczeć, prosząc o autograf postanowiłam, że mimo wszystko zachowam pełen profesjonalizm. Po prostu potraktuję go jak każdego innego klienta. W końcu jestem profesjonalistką. 

Odłożył telefon na stolik, zwracając swoje spojrzenie w moim kierunku.

- Przepraszam, praca - powiedział.

- Nie szkodzi - wydusiłam czując, że brakuje mi śliny - nazywam się Marina Callaway. Pracuję dla Golden Design.

Wyciągnął swoją dłoń w moją stronę, którą po chwili uścisnęłam.

- Michael - doprawdy? - Proszę usiąść - wskazał mi miejsce - Tak więc, cieszę się z pani przybycia. Niedawno wprowadziłem się tutaj i wiele pomieszczeń wciąż stoi puste. Choć zawsze sam wszystko urządzałem, teraz zwyczajnie brakuje mi pomysłów. Chcę przede wszystkim, by nie było zbędnej przesady. Mam na myśli ilość, bo jeśli chodzi o jakość, bardzo chciałbym, by całe wnętrze domu miało pałacowy klimat.

- Zauważyłam.

-Proszę?

- Mam na myśli korytarz. Robi ogromne wrażenie.

- Dziękuję.

Rozmowę przerwało ciche pukanie do drzwi.

- Wejdź Rose - powiedział.

- Przyniosłam państwu kawę - podeszła do stolika, zostawiając tacę z dwoma filiżankami i białym porcelanowym dzbanuszkiem wypełnionym mlekiem.

- Dziękuję - posłał jej ciepły uśmiech, eksponując swoje nieskazitelnie białe zęby. - Mleka? - uniósł dzbanek.

- Pozwoli pan, że sama naleję? - spytałam łamiącym się głosem. Jeśli chodzi o kawę z mlekiem, mam na tym punkcie kompletnego świra. Zawsze muszę przygotować ją sama. Podał mi mleko, a ja nachyliłam się nad filiżanką, powoli zabarwiając kawę. Musiała mieć ten jeden idealny kolor, odpowiednią ilość mleka. Nie mogło być go za dużo, nie mogło być go za mało i tylko ja wiedziałam, jaka to ilość. Wlewałam je powoli zapominając o czyjejkolwiek obecności. Kawa powoli zmieniała swój kolor, ja bacznie obserwowałam ten proces. Kiedy przybrała kolor ciepłego brązu wiedziałam, że jest gotowa. Uniosłam filiżankę, biorąc łyk. Mimowolnie się uśmiechnęłam. Idealna. Podniosłam wzrok zauważając zdziwione spojrzenie. Fakt, mogłam wyglądać jak oderwana od rzeczywistości świruska.

- Już teraz rozumiem - powiedział ze śmiechem - ja zawsze wlewam tyle, ile tylko się zmieści.

- Kawa z za dużą ilością mleka jest nieco mdła i traci swój smak - wyjaśniłam.

Wypiliśmy w milczeniu. Czułam się głupio i wpatrywałam się w dywan. Wyglądał na drogi.

- Może przejdziemy do salonu. Myślę, że tam będzie najwięcej do zrobienia - przerwał grobową ciszę. Wstałam z fotela i udałam się w stronę drzwi, które przede mną otworzył. Po kilku krokach znaleźliśmy się w ogromnym pustym pomieszczeniu.

- Duże pole do popisu - stwierdziłam, badając przestrzeń . Wyjęłam z torebki notes - Jakie są pańskie życzenia?

Przez następną godzinę spisywałam wszystkie jego sugestie. Po salonie przyjrzałam się trzem innym pomieszczeniom, równie dużym i pustym. W głowie rodziły mi się niezliczone pomysły na aranżacje tych wnętrz, co niesamowicie mnie ekscytowało. To nie było proste mieszkanie w śródmieściu, jakich widziałam setki. To zlecenie nie przypominało zupełnie mojego wcześniejszego projektu. Było prawdziwym wyzwaniem.

- Na tej ścianie chciałbym coś, co podkreśli charakter całego wystroju. Coś zdumiewającego, dystyngowanego. ale nie przesadzonego. Może jakiś wielkoformatowy obraz? Płaskorzeźbę?  - stał pod ścianą, wskazując   - co pani o tym myśli?

Co myślałam? W granatowej koszuli, czarnych spodniach i swobodnie puszczonych włosach śmiało mógłby sam tam zawisnąć. Byłby najbardziej zdumiewającym elementem tego wystroju.

- Bardzo dobry pomysł. Zapiszę go - chrząknęłam.

- Świetnie. Więc zostało nam już ostatnie miejsce - oznajmił, kierując się w stronę wyjścia z założonymi rękami z tyłu - proszę za mną.

Dotarliśmy  do ogromnych schodów, po których weszliśmy na górę. Na piętrze ciągnął się długi korytarz z mnóstwem drzwi. Zatrzymaliśmy się pod jednymi, które otworzył, zapraszając gestem do środka. W pomieszczeniu stało ogromne łóżko, dwa nocne stoliki i szafa.

- To moja sypialnia - zakomunikował - prawie pusta. Tutaj oddaję się całkiem w pani ręce.

Spojrzałam  na niego pytająco, zastanawiając się, czy zdał sobie sprawę, jak to zabrzmiało.

- Daję pani wolną rękę, w kwestii wyposażenia. Nie chcę jedynie ciemnych kolorów. Nie mam innych sugestii - dokończył, wyraźnie zmieszany.

- Zapisałam - odpowiedziałam, chowając notatnik do torebki - to już wszystko?

- Tak.

- W takim razie już pójdę. Zdjęcia pomieszczeń i moje notatki powinny mi wystarczyć.

- Odprowadzę panią do drzwi.

Wyszliśmy z sypialni kierując się do wyjścia. Stres wciąż szarpał mną jak szalony. Momentami brakowało mi świeżego powietrza. Pomimo wewnętrznej euforii nie mogłam doczekać się, aż znajdę się w swoim samochodzie.  W końcu znalazłam się przed frontowymi drzwiami, lecz zanim zdążyłam nacisnąć klamkę, zatrzymał mnie.

- Czy mógłbym prosić o pani notatnik?

Nie rozumiałam, o co chodzi, jednak bez namysłu wydobyłam go z torebki. Wyjął go z moich dłoni, po czym napisał coś na ostatniej stronie, oddając mi go.

- Numer telefonu na wypadek, gdyby czegoś pani potrzebowała, chciała o coś spytać, lub chciała zapowiedzieć swoją wizytę. Raz jeszcze dziękuję za przybycie - uścisnął moją trzęsącą się dłoń.

- Do widzenia - pożegnałam się i czym prędzej wyszłam, by móc zaczerpnąć powietrza.

Błyskawicznie znalazłam się w samochodzie, a jeszcze szybciej w firmie. Całą drogę próbowałam przyjąć do świadomości, że ja, początkujący dekorator wnętrz, będę urządzać dom samego króla popu. Jeśli ktoś kiedyś by mi o tym powiedział, postukałabym się po głowie.

Po przekroczeniu progu firmy od razu pobiegłam do gabinetu Amy. Niestety  jej nie zastałam. Skierowałam się w stronę biura szefa.

- Marina! - przywitał mnie - już po wywiadzie?

- Owszem - bąknęłam - tylko dlaczego nikt nie powiedział mi do kogo należy dom?

- A czy to ma jakieś znaczenie?

- Oczywiście, że nie ma. Ale gdybym wiedziała, nie musiałabym przed nim zbierać szczęki z podłogi.

- Masz rację, może i powinienem ci powiedzieć. Tak, czy inaczej poradziłaś sobie. Sama widzisz, jakim zaufaniem cię obdarzyłem. Mam nadzieję, że mnie nie zawiedziesz.

Tak, musiałam się z nim zgodzić. Powierzył mi na prawdę ważne zadanie a fakt, że dom należy do Michaela Jacksona niczego nie zmienia. Zachowałam się profesjonalnie, z czego jestem dumna i zamierzałam pokazać na co mnie stać, urządzając ten  dom.

- Dziękuję za zaufanie - powiedziałam - a teraz za pozwoleniem, zacznę projekt.

- Nie będę cię zatrzymywał. Powodzenia.


Usiadłam przy komputerze, wyciągając notatki. Przejrzałam zdjęcia, jakie zrobiłam. W mojej głowie kotłowały się wizje salonu, od którego zamierzałam zacząć. Jednego byłam pewna- będzie po królewsku.

Nawet nie wiem kiedy włączyłam na słuchawkach dobrze mi znane "Dangerous".

DANGEROUSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz