28. Kocham cię

332 44 17
                                    

- Maciek - jęknąłem, gdy ten po raz kolejny nie powiedział mi gdzie mnie ciągnie.

- Słucham, skarbie? - zerknął na mnie.

- Gdzie idziemy? - przytuliłem się do jego ramienia.

- Zaraz zobaczysz - pocałował mnie lekko i szedł dalej. Przewróciłem oczami.

- Ciągniesz mnie gdzieś w las. Chcesz mnie zabić? Czy mnie tam zostawisz i będę się błąkał sam, bo moja orientacja w terenie jest zerowa i nie trafię stąd sam do drogi?

- Johann - roześmiał się głośno. - Umarłbym bez ciebie z nudów - objął mnie ramieniem. - Teraz już za późno na rozstanie - pocałował mnie w skroń.

- Dlaczego? - zapytałem. - Ludzie się przecież rozstają. To naturalne - zauważyłem, a on zerknął na mnie unosząc brwi.

- Chcesz mi dać coś do zrozumienia? Sądziłem, że bardziej czekasz na obrączki niż na rozstanie - oznajmił, a ja go uderzyłem w ramię.

Czekam aż powiesz, że mnie kochasz - pomyślałem.

- Nie chcę ci nic dać - oznajmiłem, a on się zaśmiał.

- Sam sobie wezmę - wymruczał mi do ucha, a jego dłoń przesunęła się moi moim ciele.

- Głupi - znowu go uderzyłem.

- To już ustaliliśmy - zaśmiał się.

- Myślałem, że już o tym zapomniałeś.

- Że jestem za głupi na samochód z napędem na tył i z taką mocą? - zironizował. - Po śmierci będę cię za to nawiedzał. Możesz być pewien.

- Nieprawda. Jakbyś mnie nawiedzał to dlatego, że nie możesz beze mnie żyć - stwierdziłem. - I byłbyś samotny beze mnie - spojrzałem na niego.

- To prawda - przytulił mnie mocniej.

- Zmieńmy temat, ok? - rzuciłem, kiedy chciał powiedzieć coś jeszcze. - Nie wybierasz się na tamten świat, więc o tym nie rozmawiajmy.

- Jak sobie życzysz - uśmiechnął się.

Szliśmy jeszcze przez chwilę w ciszy. Aż w końcu dotarliśmy nad jakieś urwisko. Było ogrodzone i stała tutaj ławka.

- Wow... Nie byłem tu jeszcze - szepnąłem, podchodząc do barierki.

- Miałem tu sesję. Kawałek dalej - objął mnie od tyłu.

- Tą z Nike'i? - zapytałem.

- Mhymm... - wymruczał i objął mnie mocniej.

- Ładnie tu - patrzyłem w dół, gdzie widać było zabudowania.

- Wiesz czemu cię tu przyprowadziłem? - szepnął.

- Albo chcesz mnie zabić i zrzucić z urwiska, albo chciałeś mnie zamęczyć tą wędrówką po lesie - żartowałem i odwróciłem się do niego. Uśmiechnął się lekko i pocałował mnie delikatnie.

- Nie, nawet się nie zbliżyłeś do prawidłowej odpowiedzi - położył przedramiona na barierce i przylgnął się mnie.

- Gdybyśmy byli razem dłużej to pomyślałbym, że chcesz się oświadczyć - pogłaskałem go po policzku.

- Nieee... Jakbym chciał się oświadczyć to bym zrobił to spektakularnie... Zabrałbym cię do Peru, na Bali, czy coś.

- Teraz będę podejrzliwy co do każdego wyjazdu. Nie mówi się takich rzeczy, Maciej - oznajmiłem, a on się roześmiał. - Po co tu jesteśmy?

- Muszę ci coś powiedzieć - oznajmił, a z moich ust zniknął uśmiech. - Widzę tą panikę, Johann - pocałował mnie.

- Takie słowa zazwyczaj nie wróżą nic dobrego - powiedziałem, a on przewrócił oczami.

- Posłuchaj... Nie wiem, czy podzielasz moje zdanie, ale nadal uważam, że związek ze mną jest trudny...

- Maciek, czy...

- Nie przerwaj mi... Wiem, że to, że tak często wyjeżdżam i mnie dużo nie ma cię boli i wiem, że mi tego nigdy nie powiesz, bo mnie kochasz, skarbie - pogłaskał mnie po policzku, a ja się lekko uśmiechnąłem. Nigdy nie powiedziałem mu kocham cię i od niego też tego nie usłyszałem, ale cieszę się, że wie, co do niego czuję. - Dla mnie to tak samo trudne... Kocham cię, naprawdę cię kocham i każde rozstanie z tobą mnie boli - wyszeptał.

- Wiem, że mnie kochasz - szepnąłem i go pocałowałem. - Ja Ciebie też kocham. Bardzo mocno - dodałem, a Maciek się uśmiechnął.

- Dlatego mam dla ciebie propozycję... I myślę, że ci się spodoba.

- Jaką? - muskałem palcami jego skórę na karku.

- Za pół roku jadę na trzy miesiące do Stanów - oznajmił, a ja pokiwałem głową, bo już o tym wspominał. Tam ma najwięcej możliwości. - I chciałbym żebyś chociaż na chwilę tam ze mną poleciał. To nie musi być od razu... Możesz dolecieć, możesz jechać na całe trzy miesiące... Wiem, że to nierealne, ale... Chciałbym.

- Jeśli będę mógł to oczywiście, że przylecę - przytuliłem go mocno. - Jeszcze nie byłem w  Los Angeles - szepnąłem.

- To będziesz miał okazję - pocałował mnie w szyję.

- Więc... - odsunąłem się i przesunąłem dłonie tak, że trzymałem je na bokach jego szyi. - Przyciągnąłeś mnie tu żeby mi powiedzieć, że mnie kochasz.

- Z nas dwóch to ty jesteś romantykiem - zauważył.

- Czy ja wiem - westchnąłem, a on się roześmiał i przyciągnął mnie bliżej, więc przytuliłem się do niego.

- Jeg elsker deg* - szepnął mi do ucha.

- Jeg elsker deg også** - odparłem cicho, uśmiechając się szeroko.




* Kocham cię.

** Ja też cię kocham.

When nobody is watching | Kot&ForfangOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz