24. Rodzinna kolacja

484 43 47
                                    

- Zwolnij - westchnąłem, gdy jechaliśmy z Maćkiem do moich rodziców.

- Nie jadę szybko... Niecałe 80 - rzucił, łapiąc mnie za kolano.

- Ale to teren zabudowany... Kotku - położyłem dłoń na jego. Maciek zwolnił.

Jego dłoń pozostała na moim kolanie, palcami muskał moją skórę, która nie była okryta materiałem dżinsów, ponieważ miałem w nich dziury na kolanach.

- Tam w lewo - powiedziałem wodząc palcami po wierzchu jego dłoni. Chłopak pokiwał głową, a po chwili zwolnił. - Stresujesz się? - zapytałem go.

- Od dwóch dni jesteśmy oficjalnie parą, a dziś mam poznać twoich rodziców... No co ty? - zironizował. - Wcale.

- Kotku - wyciągnąłem rękę i przeczesałem palcami jego włosy na potylicy. - Pomyśl o tym w ten sposób... Można powiedzieć, że jesteśmy ze sobą dłużej...

- No niby tak... Ale rocznicę chyba wolisz obchodzić we wrześniu, co? - uśmiechnął się. - Czy jednak w maju?

- Maj to fajny miesiąc - zauważyłem. - Zwolnij i tam przy tym granatowym szyldzie w prawo - powiedziałem.

- To już decyzję pozostawię tobie... Ale myślę, że jednak wrzesień... To by było bardziej oficjalne.

- Dobrze... Niech będzie wrzesień - ustąpiłem mu. - Ten dom z kamiennym płotem - powiedziałem. - Nie wjeżdżaj na podjazd. Bo znając życie Henri jeszcze nie ma i cię zastawi.

- Stanę tak, że nie będzie miała jak zastawić... - uśmiechnął się złośliwie i wjechał na podjazd. Nie dojechał do auta Dannego, mojego brata, więc Henri jak przyjedzie będzie musiała zostawić auto na drodze.

- Złośliwiec - zaśmiałem się, gdy zgasił silnik. Pochylił się w moją stronę i pocałował mnie lekko.

- Za to mnie lubisz - oznajmił.

- Owszem - odparłem i wysiadłem. Maciej do mnie dołączył, zamknął auto i weszliśmy do środka. - Hej! - krzyknąłem, ciągnąć za sobą Maćka. - Już jesteśmy!

- Cześć - z kuchni wyszedł roześmiany Danny. - Mama przypaliła babeczki, lepiej nie wchodzić jej w drogę - śmiał się. - Daniel - podał Maćkowi rękę. Chłopak na początku spojrzał na niego zdezorientowany, bo mój brat mówił po norwesku, a Maciej w ogóle nie znał tego języka.

- Maciej - uścisnął mu dłoń.

- Nie jesteś Norwegiem - zauważył nadal po norwesku

- Nie mówię po norwesku - oznajmił.

- Oj, wybacz - powiedział po angielsku. - Więc nie jesteś Norwegiem.

- Jestem Polakiem.

- To wyjaśnia twoje dziwne imię... Znaczyć, dziwne dla mnie Norwega... Oczywiście nie chodzi mi o to, że nie jest ładne, ale... To może ja się już przestanę pogrążać - oznajmił, a Maciej głośno się roześmiał.

- Ooo... Witajcie chłopcy - moja mama wyszła z kuchni. - Danny - uderzyła do ścierką. - Zawołaj ojca - nakazała mu, a ja się zaśmiałem. - Johann - spojrzała na mnie.

- No co! - znowu się zaśmiałem. - Zawsze ja musiałem chodzić po ojca.

- Zaraz ci coś wymyślę - uśmiechnęła się.

- Mniejsza... To jest Maciek - przedstawiłem jej. - I od razu mówię... Nie mówi po norwesku.

- O mój Boże... Mój angielski jest bardzo słaby - oznajmiła w tym języku.

When nobody is watching | Kot&ForfangOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz