Długi dzień.

616 39 2
                                    


Isa's pov

Spojrzałam na wściekłego Allena, który wyglądał jakby chciał mnie zabić. Nauczyłam się rozpoznawać jego mimikę twarzy, więc jeśli nie jest ona w stylu obojętnym, to musi wyrażać złość.
Z tego co widziałam to większość osób już zaczęła szykować zemstę, a raczej ustalać jak przegrani mają im usługiwać. Według mnie jest za dużo niewiadomych. Czy wybieramy dobrowolny dzień?Od której godziny? Czy są jakieś zasady? A jeśli, tak to jakie?
Chyba nie mam ochoty na,, zabawę"w tym stylu. Wolę załatwić sprawę teraz, bo Dan nie zamierza do mnie podejść.
Niechętnie zmierzam do Allena obok którego stoi Katherine.

-Proponuję sobie odpuścić ten zakład. Znaj moją dobrą wolę. - przewrócił swoimi brązowymi oczami. Co mu znowu nie pasuje?

-Jak dla mnie nawet lepiej.

-To świetnie. - miałam zamiar odejść, ale ręka Katherine mnie powstrzymała.

-Czekaj, czekaj, czekaj.. Zakład to zakład. Nie możecie się wymigiwać.-
Allen był zaskoczony tak samo jak ja. Nie tego się po niej spodziewałam.-Isa, pomyśl jak to fajnie będzie móc się w końcu wyręczać kimś innym. - spojrzała na chłopaka w złowieszczy sposób.

-Jak nie chce to nie ma co jej zmuszać. - tłumaczył Allen ,,pełen entuzjazmu".

-Isa, chodź raz możesz dokopać temu dupkowi. Zrób to dla mnie. Proszę.-Dan prychnął na jej uwagę, a ja zaczęłam się zastanawiać. Mogłam w końcu się odgryźć na Allenie, za jego uwłaczające komentarze pod moim adresem. Nie jestem mściwa i chyba nie mam ochoty wymyślać niepotrzebnych zadań.

-Zmieniam zdanie. Jutro masz robić co zechce. - to był piękny widok zobaczyć Dan'a, którego zdziwienie było ogromne.

Odeszłam zostawiając Allena w osłupieniu i zadowoloną Katherine.
Nie wiem co jeszcze wymyślę, ale to będzie dla niego niezapomniany dzień. Nie mam nic do stracenia, a po za tym nie jestem asertywna. Nie mogłam przecież odmówić,, miss".
Ostatnie zdanie wypowiedziane z ironią.

Reynolds'pov

Czekałem na Long, przed akademikiem. W końcu się pojawiła, ale gdy ujrzała moją osobę, uśmiech zszedł jej z twarzy.

-Co mam robić?

-Cześć. Może tak na początek.

Szedłem za nią i zupełnie nie wiedziałem, gdzie idziemy.

-Cześć. Masz jakiś plan w ogóle? - westchnęła, po czym na chwilę się zatrzymała i spojrzała na mnie.

-Nie bawmy się w to. Tak będzie lepiej, a Katherine powiesz, że zmusiłam cię do paru wymyślonych rzeczy. Nie mamy ochoty spędzać czasu ze sobą, więc nie róbmy tego na siłę.

-A może to ty się boisz?

-Czego mam się bać? Że znowu potraktujesz mnie tak jak ostatnio?

-Niby co oznacza ,, ostatnio "?

Zobaczyłem jej zirytowanie. Czy ona chce mi powiedzieć, że nadal rozpamiętuje to co zdarzyło się miesiąc temu?!

-Nieważne. Jakoś straciłam chęć uczestnictwa w tym zakładzie.

-Ciągle będziesz tak uciekać? - złapałem ją za nadgarstek i mocnym ruchem przytrzymałem zmuszając do kontaktu wzrokowego. Przestraszyła się nagłą bliskością.

-Nie uciekam. Myślę, że tak będzie po prostu lepiej.

-Lepiej dla kogo? - wypowiedziałem powoli słowa i dotknąłem jej rozpalonego policzka, który musnąłem delikatnie dłonią, uważnie przyglądając się jej reakcji na moje ciało.
W tym samym momencie z impetem odrzuciła moją dłoń i spojrzała na mnie z niedowierzaniem.

ReynoldsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz