2021

475 47 4
                                    

Reynold's pov

-Kończymy w to grać.-mówię dobitnie i szybko wstaję,każąc Long zrobić to samo.

-Nie możesz decydować za nią.-mówi Jack,a Isa patrzy na mnie i po chwili wstaję i nakłada kurtkę.

-Idziemy się przewietrzyć.-oznajmiam,a Martinez marudzi,że jesteśmy beznadziejni.

Wychodzimy na mroźne powietrze, które wydaje się być zaskakująco orzeźwiające i przywracające koncentrację.Nie wiem czemu,ale tam zrobiło się już zbyt duszno.

-Dzięki.-mówi po chwili Isa.

-W ogóle nie powinnaś w to grać.A takie pytania..bywają niezręczne.

-To prawda.Która jest godzina?

-Dwudziesta trzecia trzydzieści.-chowam telefon z powrotem do kieszeni.Idziemy na pomost i patrzymy na na taflę jeziora. Stoimy w milczeniu.Jest nadzwyczaj cicho.Niby sylwester,ale żadne krzyki,ani głośne śmiechy, czy fajerwerki tutaj nie dochodzą.

-Ten rok był okropny.-odzywa się Isa. Ma zaróżowione policzki,a jej skóra jest nienaturalnie biała. Usta moim zdaniem idealnie wykrojone wypuszczają powietrze w postaci kłębów dymu.

-Nareszcie się kończy.Słuchaj..-odwracam się w jej stronę,nie wiedząc jak zacząć.-Wiem,że dużo się wydarzyło,ale sądzę,że nie powinienem cię już dłużej okłamywać.

-To znaczy?-widzę jak momentalnie się spina.

-Spokojnie.To nie jest nic złego.-wiem,że po tym co ostatnio przeszła muszę się wstrzymywać z każdą taką rewelacją.-Chodzi o to..-nigdy nie myślałem,że będzie to takie ciężkie.-Ja..

-Przynieśliśmy petardy i szampana!-krzyczy Carter i nagle wszyscy idą w naszą stronę.Przeklinam pod nosem,bo jak zwykle nieodpowiedni moment.

-Czy możemy później o tym porozmawiać?-uśmiecham się krzywo i się zgadzam, choć i tak wiem,że drugi raz nie zacznę tej rozmowy.Nie wykrztuszę tych kilku zdań, które chodzą mi po głowie i z którymi się duszę.

-Rozchmurz się-mówi do mnie Froy, podając mi alkohol. Jedno jest pewne, za mało wypiłem.   

***

-Pięć!-wszyscy zaczynają krzyczeć i odliczać.-Cztery!Trzy!Dwa!Jeden!Szczęśliwego Nowego Roku!!-Martinez podpala fajerwerki,które po kolei wybuchają,a Martinez nalewa szampana do kieliszków.Wszyscy stoimy na pomoście i obserwujemy niebo,które rozbłyskuje co jakiś czas nowa porcja sztucznych petard.

-Życzę ci,żeby ten rok po pierwsze był lepszy od poprzedniego.-mówi w moją stronę Isa.-I żebyś po prostu był szczęśliwy.-pozostali również składają sobie życzenia.

-Życzę ci tego samego.

-Jej.Nie jesteś w to najlepszy.-mówi Long,a ja wzruszam ramionami.

-Wybacz.Nigdy nie byłem w tym dobry.

-To o czym chciałeś mi wtedy powiedzieć?

-Przeprowadzam się.

-Co?

Isa's pov

Serce na moment podchodzi mi do gardła.

-Jak to się przeprowadzasz?Dokąd?Rzucasz studia?

-Nie.Znalazłem mieszkanie.W Denver.-oddycham z ulgą.-Nie chcę już mieszkać w akademiku.Zresztą możesz zostać w moim pokoju,będziesz się lepiej czuła beze mnie i nie będziesz musiała wracać do tamtego.-mówi to bez żadnych emocji.Wcale nie wiem, czy będę się czuć lepiej.Jedno jest pewne .Nie będziemy się widywać tak często.Może nawet wcale.On na swoje zajęcia,ja na swoje.

ReynoldsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz