Uwierzcie mi!

1.5K 91 24
                                    


Trzymałam się za głowę i wpatrywałam przed siebie. Teraz wszyscy byliśmy skupieni i przestraszeni. W kółko powtarzałam sobie, że nas nie dopadną, jednak szanse były marne. Nagle Frank gwałtownie zjechał z drogi na łąkę, przez co ja i Rose krzyknęłyśmy. Szybko przysunęłam się do szyby i spojrzałam na ulicę. Zauważyłam kolce, które bez problemu przebiłyby nasze opony. 

- Sukinsyny. - powiedziałam cicho. 

Usłyszałam sygnały policyjne. Chłopak wrócił na drogę i przyśpieszył. Wiedziałam jedno - musimy mieć jakąś broń. Zsunęłam się z fotela, po czym próbowałam je położyć. Po kilku minutach prób miałam dostęp do bagażnika. Wyjęłam pierwszą walizkę i ją otworzyłam. Należała ona do Rose. Pozwoliła mi ją przeszukać. Przerzucałam ubrania by cokolwiek znaleźć, jednak nic w niej nie było. Schowałam wszystko z powrotem i wzięłam kolejną. 

Wrzuciłam ostatnią torbę, po czym poprawiłam fotele. Mamy tylko jeden scyzoryk i gaz pieprzowy. To już coś... Zaczęłam rozmyślać nad planem. Otworzyłam usta by coś powiedzieć gdy nagle Frank gwałtownie zahamował przez co mocno wpadłam w fotel Rose gdyż nie byłam zapięta. Syknęłam z bólu i spojrzałam na przyczynę tej sytuacji. Wytrzeszczyłam oczy widząc Elizę. Wyszłam z samochodu nie widząc policji. 

- Co ty tu robisz? - spytałam zdezorientowana.

- Chodź Stacy. - uśmiechnęła się i wyciągnęła do mnie rękę. - Nie musisz się bać. Jestem twoją przyjaciółką.

- Dlaczego tak do mnie mówisz? - przymrużyłam oczy.

- Chodź. - uśmiech nie znikał z jej twarzy. - Pójdziemy na spacer i może zjemy lody. Co ty na to?

Otworzyłam lekko usta. Ona im uwierzyła. 

- Nie jestem chora idiotko! - krzyknęłam. - Tak trudno to zrozumieć?! Przypomnij sobie jak on mnie traktował do kurwy nędzy! To on jest chory, nie ja! 

Eliza drgnęła. W jej pozie zauważyłam odrobinę niepewności.

- On traktował cię normalnie... - powiedziała po chwili.

- Sama nie wierzysz w to co mówisz! - byłam wściekła. - Myślałam, że ty jesteś mądrzejsza! Pierdolona debilka! 

Wsiadłam do auta i trzasnęłam drzwiami. Brunet od razu ruszył wymijając dziewczynę. Wtedy rozległ się głośny dźwięk sygnału policyjnego. Starałam się nie tupać nogą, lecz mi nie wychodziło. Dłonie miałam mocno ze sobą złączone.

- Dlaczego ona im uwierzyła? - spytałam. - Była przy tym wszystkim. Widziała jak mnie traktował i co do mnie mówił. Ten psychopata wszystkich przeprowadza na swoją stronę. 

Zakryłam twarz dłońmi. Nie mogłam się na niczym skupić. Nagle coś uderzyło w nasz samochód z tyłu. Przerażona spojrzałam za siebie. Zauważyłam radiowóz. Odwróciłam od niego wzrok. Rose kompletnie się załamała. Płakała skulona na fotelu i się trzęsła. Frank próbował ukryć swoje emocje, jednak mu się nie udawało. Widziałam przerażenie i złość. Chciałam ich pocieszyć, jednak nie mogłam.

Chciałam obiecać, że wszystko będzie dobrze, lecz nie będzie.

Nie! Nie mogę się teraz poddać. Wzięłam telefon. Wahałam się, czy to zrobić.

- Zadzwonię na policję i wszystko im wytłumaczę. - powiedziałam z nadzieją, że powiedzą co o tym sądzą.

- Dzwoń. - odparł Frank. - Nie mamy innego wyboru.

Wzięłam głęboki oddech, po czym wystukałam numer. Powiedziałam kim jestem i że chcę rozmawiać z osobą, której zostało przydzielone to "śledztwo". Trzęsącą się ręką trzymałam przy uchu telefon i czekałam. Po chwili rozległ się czyjś głos.

- Witaj Stacy. Mówi sierżant Vincent Lunilan. 

- Musisz mnie wysłuchać.

W takiej sytuacji nie miałam ochoty na "pan" i "pani". Moje serce biło strasznie szybko.

- Oni mnie nie porwali. - warknęłam.

- Uspokój się, proszę. - mówił łagodnym tonem. - Chcemy ci tylko pomóc.

- Nie wierzcie Patrykowi! - podniosłam głos. - Nie jestem na nic chora i nigdy nie byłam! Nie jestem nawet jego żoną! Uwierzcie mi!

- Wierzymy ci. - powiedział spokojnie. - Chcemy ci pomóc. Wiemy, że nie jesteś chora. 

- Chcesz wiedzieć jaka jest prawda? - trzeba to rozegrać inaczej. - Rodzice sprzedali mnie temu psycholowi. Pojedźcie do jego domu i go przeszukajcie! Znajdziecie całą prawdę. - coś mi przyszło do głowy. - Podobno szukacie Jack'a. Jest przyjacielem Patryka, czyli na pewno jest w jego domu! Przeszukajcie go!

- Przeszukaliśmy. - odparł. - Nie znaleźliśmy żadnych rzeczy, które mogłyby źle wpłynąć na pani męża.

- On nie jest moim mężem! - krzyknęłam. - Nikt mnie kurwa nie porwał! Frank uratował mi życie i razem z nim uciekłam od niego! 

- W takim razie dlaczego teraz uciekacie? 

- Bo wiem, że mi nie wierzycie. - łzy zaczęły spływać po moich policzkach. - Wpakujecie ich do więzienia, a mnie oddacie Patrykowi. Niech Eliza powie wszystko co się tam działo. Ona mówi prawdę. Nie jestem na nic chora...

- Twoi rodzice to potwierdzili. Dlaczego uciekasz od siostry?

Zamarłam. Siostry? Przecież ja nie mam siostry...

- Kogo? - spytałam cicho. - Jestem jedynaczką.

- Judith, nie pamiętasz jej.

- Sprawdź pieprzone dokumenty! - warknęłam. - Sprawdź je bardzo dokładnie! Są nieprawdziwe. Tak samo jak wszystkie historyjki, które opowiedział wam Patryk.

- Wszystkie dokumenty zostały sprawdzone.

Rozpłakałam się. Byłam bezradna. Nikt mi nie wierzył... nic nie mogłam zrobić. Odsunęłam telefon od ucha. Policjant coś mówił, jednak nie słyszałam go dobrze. Ktoś mi wyrwał przedmiot z dłoni. Nie zwracałam na to uwagi.

- Halo? - spytała Rose. - To kim jestem nie jest ważne. - odparła, niestety nie słyszałam co mówił sierżant. - Niech mnie pan posłucha... - mówiła bardzo spokojnie co mnie zdziwiło. - Znam Stacy i Franka od niedawna, lecz wiem, że ona nie jest na nic chora. Wystarczy ją lepiej poznać. - próbowała go jakoś podejść. - Czy ma pan dzieci? - słuchała co mówi. - Byłby pan w stanie oddać swoją córkę do kogoś nieznajomego, który znęcałby się nad nią? - przygryzała paznokieć u kciuka ze stresu. - To niech pan sobie wyobrazi, że to zrobili rodzice Stacy. Sprzedali ją mu. - widziałam jak głęboko oddychała.

Po kilku minutach zaczęła się z nim kłócić, aż coś wymyśliła. Uspokoiła się, po czym przygotowała żeby zabrzmieć przekonująco. 

- Niech pan pomyśli i skupi się na tym co zaraz powiem. Stacy uciekła w okolicach jej osiemnastki, więc kiedy do jasnej cholery mieli wziąć ślub? - spytała, a po chwili wytrzeszczyła oczy i spojrzała na mnie. - Podał wam nieprawdziwą datę urodzin. Ona nie ma dwudziestu jeden lat. 

Zakryłam usta dłonią. Wolałabym się zabić niż do niego wrócić. Jeśli był w stanie posunąć się do takich kłamstw to do czego jest jeszcze zdolny? Zabrałam jej telefon i zaczęłam z nim rozmawiać. Starałam się go przekonać, ale był nieugięty. 

- On naprawdę kłamie. - przetarłam oczy.

- To koniec Stacy. - powiedział spokojnie.

- Słucham? - wyprostowałam się.

- To koniec.

Nagle dwa radiowozy pojawiły się po obu stronach naszego auta. Jeden był również za nami. Mój strach był ogromny. Wszystkie dźwięki dochodziły do mnie jakby za ściany. Słyszałam mój głośny oddech. Zamknęłam oczy.

- To nie jest koniec. - powiedziałam słabo do telefonu.

They Dont' Know 2 [W KOLEJCE DO POPRAWY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz