Kiedy to wreszcie się skończy?

1.7K 88 10
                                    

Ten rozdział jest bez sensu. Ostrzegałam. Myślę, że to już powoli będzie dobiegało ku końcowi.


Mężczyzna spakował swoje rzeczy do torby, po czym odbierając zapłatę, wyszedł z domu. Słyszałam głośne westchnięcie Judith, która usiadła na fotelu naprzeciw mnie. 

- Idioci. - warknął Louis przechodząc obok nas.

Poszedł do kuchni, by prawdopodobnie zrobić kolację. Dziewczyna spojrzała na mnie i się skrzywiła. Wyglądałam aż tak źle? Odruchowo przeczesałam palcami włosy. Przeniosłam wzrok na blondyna, który przejął pilota i włączył telewizor. Wzięłam opakowanie leków przeciwbólowych, po czym wstałam i ruszyłam do kuchni. W pomieszczeniu był młodszy z rodzeństwa, który robił kanapki. Słysząc kroki, spojrzał w moją stronę.

- Mogę trochę wody? - spytałam pokazując mu tabletki.

Bez słowa wziął szklankę z blatu i nalał do niej przeźroczystą ciecz. Posłał mi podejrzliwe spojrzenie i kiedy już chciałam odebrać od niego naczynie, ten odsunął je ode mnie i wyciągnął otwartą dłoń. 

- Co? - zdziwiłam się.

- Opakowanie. - mruknął w końcu wyrywając mi przedmiot. - Nie będziesz miała ich przy sobie, zapomnij. 

- Nawet to mi zabierzesz? - warknęłam biorąc od niego jedną tabletkę i szklankę. 

Chłopak nie odpowiedział, tylko z westchnieniem kontynuował przygotowywanie kolacji. Połknęłam lek i go popiłam, po czym odstawiłam szkło na blat. Już chciałam skierować się w stronę wyjścia do przedpokoju, jednak poczułam ścisk na nadgarstku. Przeniosłam wzrok na właściciela, trzymającej mnie dłoni.

- Jak do tego doszło? - spytał puszczając. 

Podeszłam bliżej i oparłam się biodrami o blat. Nie wiedząc czemu wiedziałam, że Louisowi mogłam się zwierzyć. On był tym mniej szkodliwym i weselszym, lecz w tym momencie był na nas wściekły. Spojrzałam w jego niebieskie oczy skupione na krojeniu pomidora. Były identyczne co jego brata, jednak też całkiem inne. Tych się nie bałam, nie widziałam w nich tego okropnego błysku, gdy byłam przerażona. Te były uspakajające, pokazywały, że można im zaufać. Gdy się w nie patrzyło nie można było skłamać, ponieważ było to po prostu za ciężkie. Zacisnęłam dłonie na marmurze i zaczęłam szczegółowo opowiadać o zdarzeniu sprzed paru godzin. Widziałam jak blondyn mocniej zaciskał rękojeść noża, gdy wspominałam o czynach Patryka. Poczułam się dziwnie widząc w nim zawiedzenie. 

- ... i wtedy przyszedłeś ty. - skończyłam. 

- On mógł cię naprawdę skrzywdzić. - szepnął zakrywając swoją twarz w dłoniach. - Mógł zrobić ci coś bardzo złego.

Zagryzłam mocno dolną wargę. Byłam skołowana, nie wiedziałam co mam zrobić. Pocieszyć go? Powiedzieć, że wszystko jest w porządku? Banał. Nie umiałam kogoś wspierać, a co dopiero kogoś takiego. Patrzyłam na niego niepewnie, aż postanowiłam zostawić go samego. Musiał sobie wszystko przemyśleć i nieco uspokoić. Wychodząc z pomieszczenia, ostatni raz na niego zerknęłam, po czym skierowałam w stronę schodów. Chciałam pójść na górę do swojego pokoju, jednak zrezygnowałam z tego pomysłu słysząc rozmowę dochodzącą z salonu. Udałam się więc do tego pokoju.

- Może on jest ślepy, ale ja nie. - warknął Patryk wpatrując się w dziewczynę.

- Ale ja nie chcę go wykorzystać. - powiedziała zdenerwowana Judith. - Naprawdę go polubiłam i... - urwała widząc mnie. - Nieważne. 

- Nie no, proszę dokończ. - posłałam jej fałszywy uśmiech. - Z chęcią posłucham, o tym co masz do powiedzenia.

Usiadłam na swoim poprzednim miejscu i patrzyłam na nią wkurzona. Bardzo zbliżyła się do Louisa, co naprawdę zaczęło mnie niepokoić. Nie mogłam zrozumieć, jak można zakochać się w kimś, kto cię krzywdzi i więzi w domu. Pierwsze co przyszło mi na myśl to syndrom sztokholmski, lecz nie wiedziałam, czy ona czuje do niego coś więcej, niż po prostu przyjaźń. Dziewczyna spojrzała na mnie prosząco, jednak nic nie powiedziała. Czułam na sobie również wzrok starszego z rodzeństwa, ale w tamtym momencie miałam go kompletnie gdzieś. 

- No co chciałaś powiedzieć? - spytałam pochylając się lekko do przodu. 

- Stacy, proszę... - powiedziała cicho, powoli panikując.

Jej przerażony wzrok skakał po naszej dwójce. Wiedziałam, że nie powinnam tak na nią naciskać, jednak byłam naprawdę zła. Nie myślałam o konsekwencjach, ani o niczym innym. Chciałam po prostu znać prawdę i powód jej nagłego zbliżenia się do Louisa. Dziewczyna pokręciła ledwo zauważalnie głową, a dłonią wykonała taki sam ruch następnie wskazując kciukiem na Patryka. Nie zrozumiałam tego gestu, jednak postanowiłam jej odpuścić. O szczegóły dopytam się jak będziemy w swoim pokoju. Westchnęłam ciężko i opuściłam wzrok na szklany stolik. Naszły mnie pewnie wątpliwości. Może ona coś tak naprawdę knuła? Postanowiłam, że będę jej się uważniej przyglądała. 

- Zrobiłem jedzenie! - zawołał Louis. 

Judith wstała i ruszyła w stronę jadalni. Spojrzałam na Patryka, który patrzył prosto w moje oczy. Szybko odwróciłam wzrok. Byliśmy sami, przez co trochę się bałam. Wstał dopiero, gdy ja to zrobiłam. Pośpiesznie dołączyłam do pozostałej dwójki i usiadłam przy stole naprzeciwko dziewczyny, a blondyn zajął miejsce obok mnie. Niechętnie wzięłam pierwszą kanapkę w dłonie. Jedząc nieco się krzywiłam, czując ból na rozciętej wardze. Pomiędzy nami panowała niezręczna cisza. Nie przeszkadzała mi, ale chciałam zobaczyć reakcję Jud.

- Jak było na mieście? - spytałam patrząc na nią.

Dziewczyna drgnęła i mocniej ścisnęła trzymaną kanapkę. Louis wyszczerzył zęby zadowolony z pytania. Zaczął opowiadać wszystko ze szczegółami. Widziałam jak dziewczyna wymuszała uśmiech i czasem dodawała coś od siebie. Ona naprawdę udaje? Zmarszczyłam brwi, a ona skierowała swój wzrok na mnie. Dopiero wtedy w jej oczach ujrzałam coś dziwnego. Nie było to coś czego się spodziewałam. Nagle poczułam jej delikatne kopnięcie w moją lewą łydkę. Widząc, że nie rozumiem o co jej chodzi, przesunęła moją nogę w również lewą stronę. Otworzyłam szerzej oczy i niepewnie spojrzałam na Patryka, który skanował ją wzrokiem. Zagryzłam dolną wargę. Wtedy zrozumiałam, że zjebałam po całej linii. 

- Mam nadzieję, że to powtórzymy. - powiedział radosny Louis. - Tylko tym razem nie zostawimy dwójki idiotów samych w domu. - mruknął patrząc na nas.

Otworzyłam usta, by coś odpowiedzieć, jednak zrezygnowałam. To nie była moja wina, że Patryk mnie sprowokował. 

- I kto to kurwa mówi? - warknął starszy. - Pamiętaj, że mieszkasz w moim domu.

- Pamiętaj, że zaraz się wyprowadzamy. - mruknął wywracając oczy. 

- Jak to wyprowadzamy? - wtrąciłam nie rozumiejąc. 

Nie odpowiedzieli mi tylko posłali sobie znaczące spojrzenia. Wypuściłam głośno powietrze, po czym wstałam i ruszyłam w stronę schodów. Wbiegłam na górę, po czym weszłam do swojego pokoju. Miałam tego wszystkiego szczerze dość. Kiedy to wreszcie się skończy?

They Dont' Know 2 [W KOLEJCE DO POPRAWY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz