A może jednak?

1.7K 88 21
                                    

Nie myślałam, że bracia mówili poważnie. Dopiero w dniu, gdy zszedłszy na dół zauważyłam masę pudeł zrozumiałam, że nie kłamali. Wyprowadzamy się. Stałam wraz z Judith w drzwiach do salonu i patrzyłyśmy na rozmawiające rodzeństwo. Przez kilka ostatnich dni zdążyłam pogodzić się z dziewczyną, lecz postanowiłyśmy udawać, że wciąż za sobą nie przepadamy. Plan czarnowłosej polegał na zbliżeniu się do Louisa i zdobycie jego zaufania, lecz by nie budzić podejrzeń miałam udawać przed blondynami, że przez to jej nie znoszę. 

- To się dzieje, Jud. - szepnęłam nie odrywając wzroku od pudeł. 

Usłyszałam ciche westchnięcie dziewczyny. Kątem oka widziałam jak wymusza uśmiech i podchodzi do młodszego z braci. Wita się z nim radośnie, ale znając jej plan, dostrzegłam w jej oczach smutek i niechęć. W tamtej chwili zaczęłam ją naprawdę podziwiać. Musiała dużo znosić, by po prostu mieć choć cień szansy na ucieczkę. Louis wyszczerzając zęby położył dłoń na dole jej pleców i popchnął lekko w stronę tarasu. Odprowadziłam ich wzrokiem, lecz szybko go odwróciłam widząc jak blondyn składa pocałunek na jej czole. 

- Gdzie się wyprowadzamy? - spytałam cicho, nerwowo bawiąc się swoimi palcami.

- Do Florydy. - odparł spokojnie Patryk. 

- C-co? - otworzyłam szerzej oczy. Nie mogłam uwierzyć w to co powiedział. Przecież to jest cholernie daleko stąd. - Ale... dlaczego?

- Znalazłem idealne miejsce niedaleko Three Lakes Wildlife Management Area. - uśmiechnął się delikatnie. - Kompletne odludzie. Nawet gdybyś spróbowała uciec to nigdzie nie dobiegniesz. Prędzej się zgubisz i jeszcze będziesz chciała do mnie wrócić. - widząc moją minę zaśmiał się cicho. - I nie myśl, że policja, czy ktokolwiek inny ci uwierzy. Mam wszystkie papiery, więc nie ważne co powiesz, to ja zawsze wygram.

Patrzyłam na niego powoli rozumiejąc co powiedział. Będziemy mieszkać ponad tysiąc mil stąd, z dala od wszystkich moich znajomych, od mojego domu. Będę w kompletnie obcym miejscu. Nawet jeśli ucieknę to nie będę miała gdzie pójść. Zostawię tu Frank i Rose... Jeśli tam pojadę to jest mała szansa, że jeszcze kiedykolwiek ich zobaczę.

- Nie możemy tam jechać. - mruknęłam kręcąc głową.

- Za późno. - wyszczerzył zęby. - Dom już kupiony. Wyruszamy jutro z samego rana. Jak chcesz to mogę dać ci jakieś książki do czytania, czy coś. Czeka nas długa droga, a samolotem polecieć nie możemy.

- Nie chcę tam jechać. - zagryzłam dolną wargę.

Mężczyzna wzruszył ramionami, po czym kontynuował pakowanie różnych drobiazgów. W pewnym momencie wziął walizkę stojącą pod ścianą i popchnął ją w moją stronę.

- Jak nie masz co robić to spakuj swoje ubrania. - powiedział nie patrząc w moją stronę. 

Złapałam przedmiot i ścisnęłam dłoń na rączce. Czując ścisk w gardle oraz piekące w oczach łzy, patrzyłam na mężczyznę. Wiedziałam, że jeśli się tam wyprowadzimy to... będzie koniec. Nie ucieknę, nie uratuję się od mojego prześladowcy i nigdy nie będę szczęśliwa. Odwróciłam się napięcie i ruszyłam w stronę mojego pokoju. Miałam wrażenie, jakby czas przeciekał przez moje palce. Jedynie czego teraz pragnęłam to wrócić do technikum i nie sprawiać nikomu problemów. Chciałam znów być w moim domu wraz z rodzicami i spędzać z nimi wspólne chwile. Wciąż dręczą mnie koszmary o tym przeklętym dniu, który planowałam od długiego czasu. Dopiero po tylu miesiącach zrozumiałam jaki błąd popełniłam. Mimo, że mnie irytowali i sprawiali, że czułam się okropnie to po prostu za nimi tęskniłam. Pojedyncza łza spłynęła po moim licu, gdy otwierałam dużą szafę. Za każdym razem, gdy się budziłam żywiłam nadzieję, że gdy otworzę oczy zobaczę mój stary pokój, a po chwili ciszę przerwie denerwujący budzik. Potem pójdę do szkoły spotkać się z moimi znajomymi, z którymi na przerwach gapiłybyśmy się na przystojnych chłopaków ze starszych klas. Na wspomnienie licznych, głupich sytuacji, przez które czułam niesamowite zażenowanie, uniosłam kącik ust do góry. 

Drgnęłam słysząc ciche trzaśnięcie drzwiami. Odwróciłam głowę w tamtą stronę i zobaczyłam podłamaną Judith. Miałam zamknięte oczy, a z jej ust wylatywało drżące powietrze. Dłonie przyciskała kurczowo do drewnianej powłoki. Gdy chciałam spytać co się stało, ta przetarła twarz rękawem, a następnie usiadła na ziemi obok mnie.

- Mam już dość. - mruknęła wyjmując swoje ubrania. - On chciał mnie pocałować, rozumiesz?

- W usta? - zniesmaczyłam się jego zachowaniem. 

- Tak. - szepnęła biorąc kolejny głęboki wdech. - Ale go powstrzymałam. Powiedziałam, że to za szybko jak dla mnie. Zjebałam, prawda? Na pewno zacznie coś podejrzewać.

- On nie jest taki... - zagryzłam dolną wargę. - A przynajmniej na takiego nie wygląda. 

- Speszył się i przeprosił. - westchnęła. - Najgorsze jest to, że to wszystko widział Patryk. On już wie, że coś knujemy. 

- Louis mu nie uwierzy. - położyłam niepewnie dłoń na jej ramieniu. - Dasz radę.

- Obie damy. - uśmiechnęła się lekko. - Lou zaraz przyniesie mi walizkę. 

Odwzajemniłam uśmiech, który lekko zadrgał słysząc zdrobnienie jego imienia. Po chwili drzwi znów się otworzyły, a do środka wszedł młodszy z braci z walizką oraz dużą torbą podróżną. Kąciki jego ust uniosły się lekko do góry. Nawet nie obdarzył mnie spojrzeniem tylko od razu podszedł do czarnowłosej. 

- Proszę. - położył przedmioty obok niej. - I jeszcze raz przepraszam.

- Nic się nie stało. - odparła cicho, wymuszając uśmiech. 

- Potrzebujesz jeszcze czegoś? - spytał przygryzając dolną wargę.

- Nie, dziękuje. 

Blondyn pokiwał głową, po czym odwrócił się i wyszedł z pomieszczenia. Twarz dziewczyny od razu posmutniała. Nic więcej nie mówiąc, kontynuowałyśmy pakowanie. Nie śpieszyło nam się, ponieważ nie chciałyśmy schodzić na dół. Poczułam ból brzucha przez ogromny stres oraz strach. Nie potrafiłam wyobrazić sobie naszego życia w kompletnie innym miejscu. Dzięki obecności dziewczyny czułam się nieco pewniej. Wiedziałam, że znów mogłam mieć w niej oparcie. Świadomość, że ktoś jest w takiej samej sytuacji trochę uspokaja. 

- Louis powiedział mi trochę o naszym nowym domu. - powiedziała zapinając swoją walizkę. 

- Opowiadaj. - mruknęłam mało podekscytowana. 

- Dom jest ogromny. - usiadła na walizce przodem do mnie. - Z dużym ogrodzeniem i sporym ogrodem. Jest tam huśtawka. Chociaż jedna miła rzecz. - prychnęła. - Pokoje będziemy miały oddzielnie, niestety. A z nami... zamieszkają dwie nowe osoby. - przymknęła oczy.

- Co? - zmarszczyłam brwi. - Kto do cholery?

- Ich kuzyn i jakaś dziewczyna. - przetarła twarz dłońmi. - Są w takiej samej "relacji" co my. - pokazała cudzysłów w powietrzu. - Ile jest jeszcze takich popierdolonych ludzi? Jara ich takie coś? Co oni mają w głowach? - zdenerwowała się. - Mówią, ej porwijmy jakąś laskę i przetrzymujmy w domu! Zniszczymy jej życie i psychikę, ale wyjebane! 

Parsknęłam śmiechem przyglądając się dziewczynie. Mimo wszystko miała rację. Chciałam wiedzieć co oni sobie myślą. Wzdychając odepchnęłam od siebie walizkę i rzuciłam się na łóżko. Nie wiedziałam, gdzie będę spała, więc na wszelki wypadek poleżeć jeszcze trochę na miękkim materacu.  

- Mamy przejebane. - jęknęła dziewczyna. 

- I to bardzo. - wymamrotałam przyciskając twarz do poduszki.  

- Ale jeszcze uciekniemy. - powiedziała pewnie. - I to szybciej niż się spodziewają.

Uśmiechnęłam się lekko, czego nie mogła widzieć. Chciałabym mieć znów taką pewność jak ona. Ale przeżyłam zbyt dużo, by myśleć, że nam się uda. 

A może jednak?

They Dont' Know 2 [W KOLEJCE DO POPRAWY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz