Nie wytrzymałam

1.7K 85 9
                                    

Ostatnie uderzenie było najmocniejsze. Przyciskałam poduszkę do swojej twarzy próbując tłumić krzyki. To tak bardzo bolało! Słyszałam jak z powrotem zakładał swój pasek, a następnie poprawia moje spodnie wraz z bielizną. Po chwili złapał mnie za bluzkę i szarpnął do góry. Z niemałym trudem stanęłam na drżących nogach. Tym razem podniosłam głowę, by z obrzydzeniem spojrzeć w jego oczy. Te okropne, niebieskie oczy. Mężczyzna lekko się zdziwił widząc, że nie odwracam wzroku, jednak po chwili jego usta wykrzywiły się w delikatnym uśmiechu.

- Może następnym razem zastanowisz się dwa razy zanim-

- Gardzę tobą. - przerwałam mu.

Zmarszczył brwi i lekko zmrużył oczy. Miałam już dość tego jak mnie traktował. Byłam niczym szmaciana lalka, która tańczy tak jak jej zagrają. Mogłam wręcz poczuć ostre sznury związane na moich nadgarstkach, poruszające moje ręce tak jak tylko oni zechcą, lecz gdy się sprzeciwiam, sznury te mocniej się zaciskają i boleśnie ranią moją skórę. Zacisnęłam szczękę i wzięłam głęboki wdech. Niedługo pozbędę się tych sznurów, ale... jeszcze nie wiem kiedy. 

Patrzyliśmy w swoje oczy wyczekując kolejnego ruchu. Wiedziałam, że chciał mnie w ten sposób wystraszyć, zabrać całą pewność siebie, lecz nie tym razem. Moje ciało drżało z przerażenia, a łzy znów napływały do moich oczu. Między nami panowała straszna cisza. Słyszałam jedynie głośne i szybkie bicie mojego serca oraz nasze oddechy. Drgnęłam zauważalnie, lecz udawałam, że nic takiego się nie wydarzyło. Chciałam pokazać mu, że się nie boje, choć w środku wręcz umierałam ze strachu. Zacisnęłam dłonie w pięści, przypominając sobie wszystko co mi zrobił. Nigdy nie pomyślałabym, że można aż tak bardzo kogoś nienawidzić. 

Nagle blondyn złapał za zapięcie swojego paska i je odpiął. Otworzyłam na chwilę usta, lecz od razu je zamknęłam. Nie może mi tego jeszcze raz zrobić. Przełknęłam głośno ślinę, po czym schowałam resztki mojej godności.

- Przepraszam. - wymamrotałam, dzięki czemu blondyn zaprzestał swoim działaniom. 

- Już myślałem, że tego nie powiesz. - parsknął. - A może to polubiłaś? - uśmiechnął się chytrze, a ja poczułam rosnącą złość. - Kiedy dostajesz paskiem, hm? Lubisz to, prawda?

Paznokcie wbijały się w moją wewnętrzną stronę dłoni. Brałam głębsze oddechy, próbując się uspokoić, jednak on nie przestawał mówić. Nie wytrzymałam. Uniosłam rękę do góry i krzycząc ze złości, najmocniej jak tylko mogłam uderzyłam w jego twarz.

Pov. Judith

Wraz z Louisem chodziliśmy po centrum handlowym już od dłuższego czasu. Gdy chłopak złapał moją dłoń i splótł nasze palce razem, zacisnęłam szczękę. Wymusiłam uśmiech i posłałam mu krótkie spojrzenie. Blondyn był szczęśliwy, co nie można było powiedzieć o mnie. Specjalnie się do niego zbliżałam, chciałam zyskać jego zaufanie, by móc to wykorzystać. Sama podsunęłam mu pomysł na wypad na miasto, a on wziął to za coś genialnego. Chciałam przedstawić Stacy swój plan, jednak ona postanowiła tak po prostu wyjść z jadalni. Nie rozumiałam jej, jednak tego nie komentowałam. 

- Co ty na to abyśmy poszli do kina? - spytał wyszczerzając zęby w uśmiechu.

- Możemy. - mruknęłam patrząc na przechodzących ludzi.

Miałam wrażenie, że ich spojrzenia w moją stronę były pogardliwe. Jakby wiedzieli kim jestem i co dzieje się w naszym domu. Mężczyzna ścisnął mocniej moją dłoń czując, że coś jest nie tak. Zacisnęłam szczękę, po czym znów wymusiłam uśmiech. By nie nabrał podejrzeń przyśpieszyłam pociągając go do przodu. Gdy usłyszałam cichy śmiech, odetchnęłam z ulgą. Podeszliśmy do tablicy z repertuarem. Wstrzymałam na chwilę oddech, gdy położył swoją rękę na moim biodrze, a następnie pocałował lekko w polik. Zacisnęłam szczękę, lecz uśmiech na mojej twarzy pozostał. Nie wiedziałam jak długo tak wytrzymam, ale zaszłam stanowczo za daleko, by teraz zrezygnować. 

- Co myślisz o tym? - spytał mało entuzjastycznie wskazując palcem na komedie.

- No nie wiem. - mruknęłam.

Nie chciałam iść na film, na którym chłopak by się nudził, ponieważ mógłby zacząć robić coś niezbyt mądrego. Na szczęście po kilku minutach wybraliśmy inny. Podeszliśmy do kasy, by kupić bilety, jednak okazało się, że wszystkie zostały wykupione. Postanowiliśmy więc pójść coś zjeść. Udaliśmy się do restauracji z sushi. Usiedliśmy na miękkich fotelach naprzeciwko siebie. Jedną dłonią ściskałam swoje kolana, a drugą szklankę z wodą. Wzrok wbijałam w przechodzących obok ludzi. Siedzieliśmy obok dużego okna co było trochę niekomfortowe, jednak blondyn uparł się na to miejsce. Czując na sobie jego wzrok czułam się jeszcze bardziej niezręcznie. Niezręczną ciszę przerwał kelner podający nam nasze jedzenie. Zmarszczyłam brwi nie widząc nigdzie widelca, czy noża, a zamiast tego pałeczki. Nigdy nie jadłam sushi, przez co byłam nieco zdezorientowana. Śledząc ruchy Louisa wzięłam w dłoń drewniane "sztućce", jednak od razu upadły na stół. Usłyszałam cichy śmiech Lockwooda. 

- Pomóc ci? - spytał rozbawiony.

- Dam sobie radę. - mruknęłam zagryzając dolną wargę. 

Jednak nie dałam. Blondyn wstał i usiadł obok mnie, po czym pomógł poprawie chwycić pałeczki. Czułam jak kąciki moich ust zadrgały, lecz starałam się by nie zniknął. Z jego pomocą wzięłam jedno sushi do buzi. Pogryzłam i ledwo przełknęłam. Było dobre, jednak miałam ściśnięte gardło. Podziękowałam mając nadzieję, że wtedy wróci na swoje miejsce. Na moje szczęście to zrobił. Kontynuował jedzenie nie odrywając ode mnie wzroku. 

- Wiesz może co się dzieje ze Stacy?

Zacisnęłam usta. Nie wiedziałam, czy mogę mu to mówić, jednak wiedziałam, że mogę mu w tej sprawie zaufać. Nie był taki sam jak starszy brat. Spojrzałam na niego niepewnie, a on widząc moje wahania kiwnął lekko głową i uśmiechnął zachęcająco. Odchrząknęłam i się wyprostowałam.

- To przez Patryka. - mruknęłam nie mówiąc całej prawdy. - I... przez nas.

- Dlatego rano uciekła? - spytał, a ja kiwnęłam głową. - Moim zdaniem powinna to zaakceptować. Jeżeli... my, coś no wiesz.... uch, nieważne. Po prostu powinna to zaakceptować. 

- Nie rozumiesz. - zmarszczyłam brwi. - Ufała mi, bo wiedziała, że ja też w tym siedzę. Miała we mnie jakby podparcie. My obie cierpiałyśmy i planowałyśmy ucieczki, a teraz... ja się do ciebie zbliżyłam. - słowa ledwo wychodziły z moich ust. - I ona po prostu straciła jakiekolwiek wsparcie. Nie ma komu się wygadać.

- Przecież spotyka się z psychologiem.

- Nie chodzi o takie wsparcie. - westchnęłam. - Zresztą... zmieńmy temat. 

- No dobrze...

Zaczęliśmy rozmawiać na jakieś luźniejsze tematy. Głównie o tym co się działo jak chodziliśmy do szkoły. Tęskniłam za tym budynkiem oraz za moimi znajomymi, jednak pogodziłam się z tym, że nie mogę już tam wrócić. Nawet jeśli bym to zrobiła to wszyscy by się ode mnie odsunęli. Przecież jestem chora psychicznie, prawda? Nikt mi nie uwierzy. 

Po naszym obiedzie postanowiliśmy wracać do domu. Cholernie się bałam tego co tam spotkamy, ale może nic złego się nie stało? Patryk zapewne dał Stacy karę, a potem pewnie poszli do salonu, albo zajęli się sobą. Mimo, że nie przepadałam za Louisem mogłam śmiało stwierdzić, że miło spędziłam z nim czas. Pomijając oczywiście momenty, gdy mnie dotykał lub był zbyt blisko. Po kilkunastu minutach byliśmy już pod budynkiem. Wysiedliśmy z auta i skierowaliśmy do drzwi głównych. Gdy tylko przekroczyliśmy próg usłyszeliśmy głośną kłótnię, która dobiegała z salonu. Jako pierwsza ruszyłam w tamtą stronę. Poczułam się słabo mijając porozbijane szkło oraz okropny bałagan.

Co oni zrobili...

They Dont' Know 2 [W KOLEJCE DO POPRAWY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz