...

1.6K 82 14
                                    

- Co się tutaj dzieje? - spytał zdezorientowany chłopak.

- Zabierz mnie stąd. - szepnęłam podchodząc do niego i odwracając się przodem do blondyna. 

Patryk był zdenerwowany, a w jego oczach dojrzałam cień niepewności, co podniosło mnie na duchu. Wiedział, że za moment wszystko może wyjść na jaw. 

- Znam was skądś. - mruknął przyglądając nam się.

- Jestem Patryk, a to jest moja żona, którą niedawno udało nam się odnaleźć. - mężczyzna od razu podłapał temat. - Jak już pan pewnie wie, nie jest ona całkowicie zdrowa.

- Jeżeli nie jestem zdrowa to czemu do kurwy nędzy nigdy nie pojechałam do jakiegoś psychiatry? - spytałam zaciskając dłonie w pięści. 

- Psycholog przyjeżdża do naszego domu. - uśmiechnął się troskliwie. 

- Chwila, chwila. - leśniczy zmarszczył brwi nie rozumiejąc co się dzieje. - Czemu ona jest tak ubrana?

Kąciki ust Lockwooda lekko drgnęły. Nie wiedział co powiedzieć.

- On mnie w to ubiera. - odparłam. - Pójdźmy do jego domu. - spojrzałam na chłopaka. - Zobaczysz jaka jest prawda. 

Zauważyłam błysk w jego oku.

- Dobrze. - wzruszył ramionami. - Możemy iść. Zobaczy pan jak jest w środku.

Kiwnął głową, a gdy leśniczy ruszył w jego stronę, wyciągnął do mnie rękę. Ogarnął mnie strach, który powoli przeradzał się w panikę. W ułamku sekundy dotarło do mnie, że Patryk jest w stanie zrobić wszystko by prawda nie wyszła na jaw.

- Nie! - krzyknęłam wycofując się. - Nie możesz tam iść! - powiedziałam do młodego chłopaka. 

- Co tu się kurwa dzieje? - spytał coraz bardziej zniecierpliwiony czarnowłosy. - Dzwonię na policję. - wyjął z kieszeni telefon i zaczął wystukiwać numer, jednak blondyn wyrwał mu przedmiot z ręki. - Co to ma być? Oddawaj!

To była chwila gdy chłopak upadł na ziemię pod wpływem mocnego uderzenia pięścią w jego twarz. Z szeroko otwartymi oczami patrzyłam jak Lockwood potrząsa lekko dłonią chcąc pozbyć się lekkiego bólu. Nie zastanawiając się ani sekundy dłużej rzuciłam się do ucieczki, lecz po kilku krokach zostałam mocno złapana w pasie i uniesiona do góry. Starałam się wyszarpać. Serce waliło mi jak szalone i obawiałam się, że zaraz dostanę ataku paniki. Gdy odwróciliśmy się by iść w stronę domu, chłopaka już nie było. Ciszę w lesie rozdzierały moje krzyki, które błagały o pomoc. Miałam nadzieję, a wręcz modliłam się w duchu by nieznajomy zareagował i mnie uratował. Po moich policzkach pociekły słone łzy. Mimo bolącego gardła dalej wołałam o ratunek. W oddali usłyszałam pękające gałęzie. Chciałam krzyknąć głośniej, jednak mężczyzna również to usłyszał i zasłonił moje usta dłonią przez co musiał odstawić mnie na ziemię. Dotknęłam gołymi stopami o zimne i nieprzyjemne podłoże przez co wzdrygnęłam. Czułam lekkie szczypanie na skórze co świadczyło o tym, że mam rany. Wcześniej nie zwróciłam na to uwagi. Chciałam na nie spojrzeć, lecz gdy tylko spróbowałam opuścił głowę on przycisnął ją do swojej klatki piersiowej. Zabrał dłoń dopiero po kilku minutach. Kątem oka dojrzałam, że wytarł ją o spodnie. 

- Zostaw mnie. - powiedziałam drżącym głosem.

- Zamknij się. - warknął szarpiąc mnie za rękę. - Jeśli piśniesz choć słówko to ci przyjebie.

Zacisnęłam wargi idąc za człowiekiem, którego nienawidziłam. Nie miałam już siły by próbować uciec, bo wiedziałam, że i tak by mi się nie udało. Przetarłam oczy zewnętrzną stroną dłoni i pociągnęłam nosem. Patryk wyjął swój telefon i do kogoś zadzwonił. Moje serce wciąż szybko biło. Chciałam skupić się na tym, co mówił, jednak jego słowa dochodziły do mnie jak przez ścianę. Przed moimi oczami pojawiły się mroczki, a w głowie zaczęło się kręcić przez co zwolniłam, a on mnie szarpnął. 

- Chwila. - wymamrotałam. starając się nie zamknąć oczu. - Źle się czuję.

- Serio kurwa? - spytał zirytowany i się zatrzymał. - Żartujesz sobie.

Nie odpowiedziałam. Chciałam się nachylić i oprzeć o dłonie o kolana, jednak on wciąż trzymał wysoko moje ramie. Oddychałam głęboko przez usta. 

- Pu-puść. - spojrzałam na niego zmęczonymi oczami. 

Po chwili zastanowienia zrobił to o co prosiłam. Oblał mnie zimny pot, a powietrze coraz ciężej docierało do moich płuc. Nie miałam pojęcia co się działo, co sprawiało, że bałam się jeszcze bardziej.

- Musisz się uspokoić. - mruknął łapiąc za moje łokcie. - Usiądź. Do domu jest kawałek, a nie mam zamiaru cię nieść.

Z jego pomocą usiadłam na ziemi po turecku. Zamknęłam usta i zaczęłam oddychać przez nos. Zacisnęłam dłonie na głowie próbując się opanować. Nagle poczułam dłoń na plecach przez co odruchowo się wyprostowałam. 

- Co ci jest? - spytał przesuwając dłoń na moje ramię. 

Otworzyłam usta by odpowiedzieć, jednak skończyło się na wypuszczeniu powietrza. Zastanawiałam się dlaczego źle się czułam. Moje ciało zaczęło lekko drżeć. Mężczyzna głośno westchnął. 

- Długo? - warknął. 

Poruszyłam nogą, przez co poczułam ból. Syknęłam cicho prostując ją. Spojrzałam na swoje brudne i zakrwawione stopy. Usłyszałam przekleństwo skierowane w moją stronę. W mojej głowie wciąż krążyła jedna myśl On mnie uratuje. Położyłam dłonie na ziemi by spróbować powoli wstać, jednak nie było mi to dane. Mężczyzna złapał mnie pod pachami pociągnął do góry. W tamtej chwili pożałowałam, że nie grałam na czasie. Gdy już chciałam postawić pierwszy krok, ten wciął mnie na ręce. Wciąż się źle czułam przez co niekontrolowanie oparłam głowę o jego ramię. Przez kilka chwil patrzyłam na jego twarz... na tą odrażającą twarz. Zrobiło mi się niedobrze, gdy pomyślałam, że gdyby nie sposób w jaki się poznaliśmy to może bylibyśmy razem. Zwyzywałam się w myślach i nieświadomie zamknęłam oczy. Nie wiedziałam dlaczego chciało mi się aż tak bardzo spać. Byłam jednak świadoma, że bliżej mi było do omdlenia niż do zaśnięcia. 

Poczułam, że zaczynam zasypiać i stawać się nieświadoma. Przed odpłynięciem niekontrolowanie coś mu wyszeptałam.

- Nienawidzę cię.




They Dont' Know 2 [W KOLEJCE DO POPRAWY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz