- Dobrze zrozumiałem? Bił cię?
Trener spytał.
- Tak...
- Ale wszystko w porządku? Kiedy to się skończyło?
- Z... Dwa miesiące temu? Trzy?
- On cię nie bije, prawda?
Spojrzał na Xandra.
- Nie, on nie. Chociaż ma strasznego psa... Bulteriera.
- Uwielbiam te psy.
- Leczcie się.
- Ale się za tobą stęskniłem. Wiesz kogo mam teraz w drużynie?
- Słucham.
- Plastiki. Dosłownie same plastiki, które myślą że mają super dupy, a tak naprawdę są płaskie. I są łatwe. Jedna się nawet na mnie rzuciła.
- O Jezu.
- No właśnie.
- Ale u nas w drużynie też takie były.
- Nie aż tak. Możesz raz przyjść na trening i zobaczysz co tu się dzieje.
- A z chęcią przyjdę. O której są i kiedy?
- Codziennie o szesnastej.
- Dlaczego codziennie?
U nas były trzy razy w tygodniu. By mi się nie chciało codziennie.
- Bo one nic nie robią. Zobaczysz.
- Coraz gorzej.
- Oj tak.
Zobaczyłam Bena, tak samo on spojrzał w naszą stronę. Powiedział coś do osoby, z którą rozmawiał i do nas podszedł.
- Hej. Jak tam?
Przytulił mnie, a z Xandrem przybił piątkę.
- Dobrze... Leo ci coś mówił?
- Nie odzywa się. Szczerze mówiąc, nie wiem po co tu przyszedł, może żeby po prostu cię zobaczyć.
- Zobaczyć mnie?
- Kocha cię. - wzruszył ramionami - od zawsze cię kochał.
- Ben...
- Wiem. Doskonale o tym wiem, co ci zrobił i nic go nie usprawiedliwia. Po prostu też dobrze wiem co do ciebie czuje.
- On nie...
- Wiem swoje. Jesteś z Xandrem?
- No...
- Tak.
Xander się uśmiechnął, a Ben pokiwał głową.
- On też cię kocha. Cóż, miłej zabawy i życzę szczęścia.
- Dzięki... A ty? Masz dzieci?
- W drodze synka.
- Naprawdę? Uwielbiam dzieci.
- Planujesz? Wiesz, nie mamy osiemnastu lat i wydaje mi się że to pytanie jest na miejscu.
- Xander nie chce dzieci.
- Ale się na nie zgodziłem. Nie przeinaczaj moich słów.
- A chcesz dzieci?
- Nie.
Zaśmiałam się, tak samo i on.
- No właśnie. Nie no, może tak za rok będziemy się starać, jeśli razem wytrzymamy.