Rozdział 6

2.2K 165 8
                                    

  Drżącymi dłońmi wyjąłem klucze z kieszenie spodni, które jakimś niebywałym cudem nie wypadły mi nigdzie po drodze. Dopiero za trzecim razem klucz trafił w zamek, dzięki czemu powoli pchnąłem drewniane drzwi pomalowane na biało z numerem czterdzieści dziewięć i chwiejnym krokiem wszedłem do środka. Najszybciej jak tylko mogłem, położyłem siatkę z zakupami na podniszczonym już blacie w kuchni i nie patrząc na nic, rzuciłem się na lekko zapadającą się kanapę. Mój oddech powoli zaczął się uspokajać, a kołaczące serce delikatnie zwalniało. Jedyne, co ze mną pozostało, to nad wyraz pobudzone zmysły, które nie dawały nawet na chwilę odpocząć pulsującej z bólu głowie.
  Zapamiętać, po całej tabletce mdleje, a serce bije mi prawie dwieście razy na minutę, po czym następne pięć dni chodzę jak naćpany.
  Po połówce mam jakieś rozstrojenie emocjonalne, a moje zmysły są sto razy bardziej wyczulone niż zawsze.
  No i dzisiejszy test, po ćwiartce jestem strasznie otumaniony, trochę zmęczony, a moje zmysły szaleją, tyle że nie aż tak bardzo, jak po połówce.
  Z jękiem nałożyłem sobie poduszkę na głowę, odcinając tym samym światło od moich oczu i tłumiąc dźwięki dochodzące z zewnątrz do uszu. Cisza i spokój, w tym momencie właśnie tego pragnę, a w zamian dostaję tylko większą liczbę bodźców.. i do tego pieprzone rany.
-Głupie kończyny. -szepnąłem cichutko, starając się nie drażnić delikatnych uszu, gdy tylko moim ciałem wstrząsnął dreszcz.
  Leżałbym tak dalej jak kłoda na kanapie, gdyby nie nagle nad wyraz bolesny dźwięk wibracji telefonu nie zaczął docierać do mojego lewego ucha.
-Co znów..
  Wyjąłem z tylnej kieszeni to niemiłosiernie brzęczące urządzenie i nawet nie patrząc kto dzwoni, odebrałem.
-Haloo..? -zapytałem lekko zagłuszonym i zachrypniętym głosem.
-Jesteś w domu? -usłyszałem z drugiej strony zasapany głos przyjaciela.
-Mhm. -mruknąłem, odsuwając jednocześnie urządzenie jak najdalej od głowy.
-Będę za pięć minut. -oznajmił Ned, po czym jak gdyby nigdy nic rozłączył się.
  Nieprzytomnym wzrokiem spojrzałem na cholernie jasny ekran, zauważając, że jest już chwilę po czternastej, a to oznacza, że zajęcia w szkole się już skończyły. Może to nawet lepiej jak prędzej przyjdzie.. może pomoże mi załatać kostium. Wiem, że wręcz uwielbia wszystko, co związane z panem Starkiem, więc podziwianie kostiumu jego autorstwa jest dla niego jak prezent. Prezent, do którego zadaje milion pytań.
  Zmęczony nie wiadomo czym, położyłem lekko zniszczone urządzenie na stojącym niedaleko stoliku kawowym, by znów w śnie przez przypadek go nie upuścić. Po paru sekundach moje oczy ponownie same się zamknęły, a ja pogrążyłem się w błogim śnie, odcinając od siebie wszelkie dolegliwości bólowe.
  Najgorsza pobudka w moim życiu? Gwałtowne wejście z przysłowiowego buta przez mojego najlepszego przyjaciela, które spowodowało, że moim ciałem wstrząsnął niewyobrażalny ból. Chyba powinienem do niego już się powoli przyzwyczajać.
-Siema Stary.. -zaczął wesoło Ned, ale szybko ostudziłem jego zapał.
-Ryj. -szepnąłem przez poduszkę, nawet na niego nie patrząc. -Zapomniałeś? Wrażliwe zmysły..
  Chłopak nic nie odpowiedział, za to starał się robić jak najcichsze kroki, co jakiś czas szeleszcząc trzymaną przez siebie reklamówką. Ciekawe co tam ma? Może te wczoraj kupione ciastka?
-Jak się trzymasz? -szepnął najciszej jak potrafił, siadając obok pożółkłej kanapy, na której to leżałem.
  Odwróciłem się tyłem do oparcia i lekko poniosłem do góry dużą, ciemnoczerwoną i przyjemnie puchatą poduszkę. W pierwszej chwili oślepiły mnie promienie słońca wpadające przez zasłony, ale po chwili już się do nich przyzwyczaiłem. Może powoli lek przestaje działać? A może słońce zaszło za chmury..
-Nie jest źle. -szepnąłem, a tykanie zegarka w pokoju May zaczęło mnie powoli irytować. -Lepiej niż jak brałem połówkę.
  Zaśmiałem się cicho, na co mój przyjaciel tylko wywrócił oczami. Bez słowa sięgnął w stronę reklamówki i wyjął z niej białe, kartonowe pudełeczko najprawdopodobniej z ciastkami oraz jakieś dwie tubki. Zmarszczyłem lekko brwi i spojrzałem na niego przymrużonymi oczami.
-Jedna na poparzenia, a druga przeciwbólowa. Specjalnie szukałem takiej z małą ilością substancji aktywnej, żeby nie wywołała u Ciebie podobnych reakcji, jak tabletki. -zaczął mi tłumaczyć wręcz konspiracyjnym szeptem.
  Posłałem mu wdzięczny uśmiech i zacząłem powoli podnosić się do góry.
-Chcesz coś do picia? -zapytałem standardowo, lekko kołysząc się na boki.
  Co jak co, ale pozory dobrego gospodarza trzeba w pewien sposób zachować.
-Peter, nie jestem tu pierwszy raz. -westchnął. -Będę chciał, to sobie wezmę.
-Mhm..
  Powoli zaczynałem dosłownie usypiać na siedząco, aż w końcu nie wiedzieć kiedy poczułem, że lecę w bok i spotykam się z czymś mięciutkim. Potem już urwał mi się film.
  Po jakimś czasie obudziłem się i o dziwo byłem przykryty jakimś kocem. To pewnie dlatego czułem tak przyjemnie ciepło rozchodzące się po moim ciele, które niesamowicie relaksowało i pozwoliło odpocząć zmęczonym mięśniom. Nie zwlekając zbyt długo, powoli zacząłem otwierać oczy uświadamiając sobie, że chyba mój organizm całkowicie zniwelował wziętą koło siódmej rano tabletkę.
-Ooo, śpiąca królewna się już obudziła? -zapytał ze śmiechem Ned, siadając obok mnie.
  Chwila.. zasnąłem przy nim?! Kurde, ale wstyd. Niemal od razu poczułem jak moje policzki robią się czerwone, a atmosfera między nami zaczyna gęstnieć, bynajmniej w moim odczuciu. Rany, przecież on nie po to do mnie przychodzi, aby siedzieć samemu!
-Jaa.. -chciałem go przeprosić, ale od razu stanowczo mi przerwał.
-Wyluzuj Peter.- uśmiechnął się do mnie, odkładając trzymany w prawej ręce talerz z górą kanapek, którego prędzej nie zauważyłem. -Znam cię nie od dziś. Poza tym, kto cię ratował, jak po głupich eksperymentach z tabletkami w ogóle nie kontaktowałeś? No właśnie. Bynajmniej, lepiej się już czujesz?
  Taki przyjaciel to skarb zwłaszcza, kiedy to nie ma się przed nim żadnych sekretów. Można powiedzieć, że przeżył ze mną każdą złą chwilę. Nie tylko, kiedy brałem leki, ale też kiedy o drugiej w nocy, ranny przychodziłem do niego.
-Ned. -spoważniałem, a ciemnoskóry chłopak spojrzał na mnie zaskoczony. -Oficjalnie witam w rodzinie Parkerów, bracie.
  Po moich słowach oboje wybuchliśmy głośnym śmiechem, który nie powodował już u mnie skrajnego bólu.
-A to nie jestem nim odkąd wiem, kim jesteś? -zapytał ze śmiechem.
-No w sumie. -odpowiedziałem zamyślony, po czym ponownie wybuchnąłem cichszym już śmiechem.
  Ned spojrzał na mnie niedowierzająco i pokręcił tylko głową. No w sumie nie dziwię mu się, w jednej chwili leżę umierający, a po krótkiej drzemce wręcz wariuję.
-Dobra ziom, wstawaj, zrobiłem kanapki. Tylko połowa jest moja, bo obiadu nie jadłem.
  Usiadłem tuż obok niego, ściągając z siebie koc i rzucając go na oparcie łóżka, chwyciłem pierwszą z brzegu kanapkę z szynką i pomidorem. Oboje zaczęliśmy w ciszy jeść, jednak po chwili Leeds zaczął mi opowiadać cały spędzony w szkole dzień. Obyło się bez niezapowiedzianych kartkówek i ustalania nowych sprawdzianów, a same tematy do nadrobienia były wręcz banalne, więc bez stresu mogę nadrobić wszystko na przerwie przed lekcją. Z uśmiechem również mówił mi, że MJ zauważyła mój brak, a moje policzki znów się zaczerwieniły.
-Poważnie? -zapytałem, chcąc się upewnić.
  Chociaż w sumie to kto jak kto, ale Ned nie robiłby sobie ze mnie żartów. Zwłaszcza w tym temacie. Chłopak pokiwał głową, a ja niemal zakrztusiłem się przełykanym właśnie kęsem ostatniej kanapki. Natychmiast zacząłem gwałtownie kaszleć w akompaniamencie głośnego śmiechu przyjaciela.
-Wielki Peter Parker, nieustraszony bohater, który bez wahania wskoczy między samochód a autobus, podniesie się z zawalonego na głowę budynku oraz wskoczy do płonącego hotelu został zabity przez kanapkę. -stwierdził Leeds, po czym ponownie wybuchł niekontrolowanym śmiechem, spadając przy tym z kanapy.
  W końcu udało mi się pozbyć fragmentu kanapki z gardła i biorąc głębokie wdechy, zerknąłem na leżącego na podłodze Neda.
-Ja tu umierałem, a ty się tylko śmiejesz. -stwierdziłem, chichocząc pod nosem.
  Wstałem i przeciągnąłem się niczym jakiś rasowy kot, po czym wyciągnąłem rękę w stronę nadal śmiejącego się kolegi.
-Wstawaj, wykorzystam twoją obecność tutaj. -oznajmiłem mu z chytrym uśmiechem.
  Chłopak złapał moją dłoń i zdając sobie sprawę, że jako Spiderman mam dużo siły, już po chwili stał na równych nogach. Może i wyglądam na jakąś chudzinkę, ale krzepę mam i lekko otyłego przyjaciela jestem w stanie podnieść bez trudu.. tak samo jak samochód.
  Bez większych wyjaśnień ruszyłem do swojego pokoju, zabierając gdzieś prędzej rzucony plecak ze strojem, a lekko zdezorientowany gość bez słowa podążył za mną. Przez chwilę przeszło mi przez myśl, aby sprzątnąć ten pusty talerz.. ale szczerze mówiąc i tak dużo cennego czasu straciłem na sen, a May może wrócić już niedługo.
  Po chwili oboje znaleźliśmy się w moim nie za dużym, ale bardzo zagraconym pokoju. Nie zamykałem drzwi, bo to byłoby bez sensu, skoro i tak jesteśmy sami w domu. Obrzuciłem szybkim spojrzeniem pokój z szarymi, lekko pobrudzonymi od smaru ścianami i niezliczoną ilością półek, na których to walały się książki, wszelkiego rodzaju narzędzia oraz płyty główne i procesory z znalezionych przeze mnie sprzętów. Koło szafy leżał tydzień temu przytargany ze śmietnika telewizor, który to już niedługo doczeka się drugiego życia.. no albo będzie rozebrany na części, zależy co będzie miał fajnego w sobie.
  Z małym uśmiechem złapałem znajdujący się na komodzie zestaw do szycia oraz parę przydatnych w tej chwili narzędzi, rzucając je razem z plecakiem na środek drewnianych, niezmiernie porysowanych paneli. Następnie udałem się w stronę łóżka i zgarnąłem z niego brudny strój i położyłem go tuż obok narzędzi oraz plecaka.
-Czy to.. -zaczął mój przyjaciel z iskierkami w oczach.
  Niemal od razu mu przerwałem, siadając przy tym na podłodze.
-Tak, strój Spidermana od pana Starka, a teraz cichosza. Pomożesz mi go naprawić?
  Chłopak od razu rzucił się w moją stronę, wręcz padając na podłogę. Potem wszystko już zaczęło iść z górki. W ciszy i na pełnym skupieniu naprawiliśmy przerwane lub uszkodzone mikroprocesory umieszczone w moim kostiumie. Spawanie delikatnych obwodów wymagało niezmiernej precyzji oraz dobrego oka, więc Ned trzymał mi tylko latarkę. Na szczęście układy na ramieniu i klatce piersiowej były tak zamontowane, że przy samoistnym rozdarciu nie ulegają uszkodzeniu, więc niesamowicie ułatwiło nam to pracę. Na przyniesionym z biurka przez Neda laptopie wyświetlała się lista szkód, które to kumulowały się na poparzonej łydce. Szybka wymiana, lekka naprawa i po problemie.
  W końcu złapałem za igłę i odpowiadając oczywiście na pytania przyjaciela, zszywałem materiał na klatce piersiowej oraz lewym ramieniu odpowiednio wypracowanym ściegiem. Następnie z dumą wziąłem mokrą ściereczkę z łazienki i zacząłem go dokładnie wycierać z wierzchu, nie chcąc uszkodzić całej elektroniki w pralce i wodzie. Raz tak zrobiłem.. i pan Stark nie był zbyt zadowolony. Po chwili namysłu Ned stwierdził, że mi pomoże, po czym również udał się do łazienki po ścierkę i z przyjemnymi tematami naukowymi wspólnie zaczęliśmy go oczyszczać.
  W swoim nowym modelu nie chcę dawać za dużo elektroniki.. jeśli w ogóle jakąś dodam, bo to ogranicza mój pajęczy zmysł.. w ogóle ogranicza moje zdolności i nie pozwala na żaden rozwój. A poza tym szybciej jest go wyprać w pralce na jakimś krótkim programie niż tak czyścić bite dwie godziny.
  W końcu przed osiemnastą skończyliśmy wszystko, a ja na koniec jeszcze pokazałem swój nowy, w pełni zrobiony przez siebie kostium. Ned z zafascynowaniem podziwiał fakturę oraz wszelkie dokładne wykończenia czerwononiebieskiego spandexu zastanawiając się na głos, jak w ogóle można coś takiego samemu zrobić. Nie da się zaprzeczyć, zaimponowałem mu i teraz chce, abym zdradził swoją wszelką, tajemną wiedzę. Więc bez skrępowania zacząłem mu opowiadać co i jak z tym robiłem, czując wewnętrzną dumę z każdym zdziwionym spojrzeniem przyjaciela. Pół roku ciężkiej pracy zaowocowało.
  Po piętnastu minutach usłyszeliśmy, jak ciocia May głośno otwiera drzwi. W panice wrzuciłem wszystko do szafy, powodując tym jeden z większych huków. No tak.. narzędzia są w miarę ciężkie, zestaw do szycia również. Mam tylko nadzieję, że nie uszkodziło to mojego stroju, jednego i drugiego.
  Zaalarmowana dziwnym dźwiękiem ciocia przyszła od razu do nas, a ja szybko i bez zająknięcia usprawiedliwiłem się potknięciem o fragment wspólnego projektu na fizykę. Tak, tworzenie wymówek idzie mi coraz szybciej i zaczyna mnie to przerażać.
  Po chwili oboje wyszliśmy z mojego pokoju i resztę wieczoru spędziliśmy z May w salonie jedząc ciastka i kupioną przez długowłosą kobietę chińszczyznę oraz słuchając jej ciekawych opowieści. 

~1912~

I'm so tiredOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz