Rozdział 17

1.6K 154 37
                                    

Pov. Tony

  Wszedłem do najbliższego baru tuż po burzliwej.. rozmowie w samochodzie z Pepper, która jak gdyby nigdy nic odjechała z piskiem opon.
  Baby.. tego nawet tak wybitny umysł, jak mój nie pojmie.
  No bo nie rozumiem, jak ona może się czepiać o walające się wszędzie części, śrubki, kable i tym podobne, przecież to wcale nie przeszkadza w życiu codziennym! Nie ważne, że w kuchni od tygodnia leży ponad dwieście metrów grubego kabla.. mogła na to po prostu nie patrzeć. Poza tym, powinna mnie docenić, przecież tylko prawdziwy geniusz potrafi zapanować nad chaosem i ja jestem tego świetnym przykładem. No ale cóż, moja kobieta najwidoczniej tego nie rozumie i woli sobie jechać na lotnisko, by lecieć gdzieś tam w chuj daleko na jakąś niby ważna konferencje. Klasyk klasyków.
  Tak więc wszedłem niemal od razu do najbliższego, całkiem klimatycznego baru, który jako jeden z nielicznych był otwarty przed osiemnastą. Na moje szczęście, bo pogoda dzisiaj nie rozpieszcza, a przez jakiś pierdolony deszcz nie zamierzam chodzić z zatkanym nosem. Pewnie otworzyłem masywne, drewniane drzwi, a po chwili uderzył mnie intensywny zapach.. mięty? Uhu, coś nowego. Przeważnie w takich barach próbują zakamuflować zapach taniej wódy czymś drażniącym, a tu proszę. Muszą mieć albo dobrego barmana, albo niezłą wentylacje. Rozejrzałem się uważnie, uprzednio zdejmując przeciwsłoneczne okulary z nosa. W końcu mogłoby to być zbyt podejrzane.. brak słońca, bo na niebie wręcz burzowe chmury, w lokalu też klimatyczne oświetlenie.. bluza z kapturem i czapka z daszkiem muszą wystarczyć, a jak nie, to lokal będzie miał niezłą reklamę. Trudno, co ja będę się na zapas przejmował.
  Bar ten nie był jakoś przesadnie duży, mieściło się tu kilka mniejszych oraz większych stolików z pięknymi, żółtymi chryzantemami na środku i subtelnym, czerwonym obrusem położonym w poprzek stołu. Ściany były z wyłożone ciemnym drewnem, a co jakiś czas na środku pojawiała się kolumna, na której od góry wisiały.. paprotki? Pomysłowo, nie powiem i jak na razie wygląda zachęcająco oraz wyróżnia się spośród wszystkich, w jakich byłem. W końcu ma również klimatyczne, czerwonożółte oświetlenie, idealnie widoczne w półmroku spowodowanym roletami i wszędzie jest pełno roślin oraz ciemnego drewna dębowego. Z każdą chwilą zdaje mi się coraz bardziej, że nie jest to miejscówka dla byle plebsów chcących się najebać czymkolwiek i zgonować potem przez tydzień, tylko dla ludzi na poziomie. Może nawet częściej będę tu przychodził, kto wie.
  Zadowolony z przypadkowego wyboru miejsca, udałem się w stronę szerokiego, udekorowanego różnymi kwiatami oraz kartami dań i drinków baru. Bez przeszkód wziąłem pierwsza z brzegu kartę i na stojąco zacząłem przeglądać, co tu mają ciekawego. Ku mojemu zdziwieniu wiele drinków było mi nieznanych, więc zdając się na.. zaraz, zaraz, a gdzie jest barman?
-Jest tu ktoś? -zapytałem niepewnie.
  W jednej chwili załączył mi się tryb podwojonej czujności. A co jeśli to pułapka? Ostrożnie spojrzałem w lewo, gdzie beztrosko siedziała dwójka elegancko ubranych ludzi, tak dokładnie to kobieta i mężczyzna, którzy zawzięcie o czymś rozmawiali, w ogóle nie zwracając uwagi na resztę świata. Ej, a może są na randce? W sumie żarcie mają, wino musi też.. drogo pewnie nie jest, więc może Pepper w końcu przestanie mi truć dupę, że tak tanie prezenty, jak na przykład wyspa jej kupuję? Warto zaryzykować, najwyżej znowu się obrazi, a po kilku tygodniach jej przejdzie. Kurwa, Stark, ty przystojniaku skup się. Dyskretnie obróciłem głowę w drugą stronę, gdzie był jeden mężczyzna, zdaje się jakiś biznesmen, który prowadził pewnie nudna rozmowę przez bezprzewodową słuchawkę. Może już naprawdę jestem przewrażliwiony?
  Nagle pod barem coś głośno stuknęło i w jednej chwili spod lady wyłonił się dziwnie znajomy chłopak w dużych okularach przeciwsłonecznych.
-Tak, tak, przepraszam. -powiedział szybko lekko zachrypniętym głosem, zupełnie jakby jeszcze niedawno.. płakał? -Co dla pana?
  Nic nie odpowiedziałem, tylko uważnie przyglądałem się jego wychudzonej, potwornie  zmęczonej i niemal trupiobladej twarzy, która miała w sobie.. jakieś takie znajome rysy. Ten nos, kształt kości policzkowych.. nawet ten wyblakły kolor przerzedzonych włosów strasznie mi się z kimś kojarzył. No i okulary.. po co barmanowi okulary przeciwsłoneczne? Ma jakieś wrażliwe oczy, czy coś?
  Już miałem się go o to zapytać, ale uprzedził lekko zirytowanym tonem.
-Jeśli pan coś pokazuje na karcie, to niestety nie widzę tego, więc proszę powiedzieć.
  Zmarszczyłem brwi i jakoś automatycznie przeniosłem wzrok na plakietkę przyczepioną do jego koszuli, która ku mojemu zdziwieniu głosiła:
"Peter Parker, barman Strong Corner"
  Wręcz nie wierzyłem własnym oczom. Błyskawicznie spojrzałem na jego twarz i nagle wszystko stało się jasne.
-Peter? -zapytałem zdziwiony do granic możliwości.
  Chłopak co prawda nie odzywał się do mnie przez ponad pół roku, ale.. nie, w końcu nie ma się co dziwić, sam mu kazałem nie dzwonić.
  Nie odzywać się. Ja.. zostawiłem go na pastwę losu, zamiast pomóc, wspierać czy chociażby zrozumieć. Ale.. do cholery, co się z nim stało przez ten czas, po co mu okulary, dlaczego w ogóle jest tutaj, w środku tygodnia, a nie z May czy w szkole?!
  W mojej głowie pojawiło się z milion pytań, a dosłownie przede mną była odpowiedź na nie wszystkie. Tylko.. czy on w ogóle będzie chciał ze mną rozmawiać? Nie no musi przecież, w końcu od zawsze byłem jego autorytetem, wzorem do naśladowania i w ogóle.. a poza tym jestem Tony Stark.
-Peter! -krzyknął, wychodząc zza drzwi jakiś szatyn z dredami, możliwe że jego kolega z pracy. -Na kuchni chcieliby twój spe.. -przerwał na chwilkę, zerkając na mnie. -cjał.. ale to bez pośpiechu, jak tylko obsłużysz tego klienta.
  Chłopak, co dziwne nawet nie obrócił głowy, by spojrzeć na swojego rozmówcę. Czy to nie oznaką braku kultury? Tępe patrzenie się przed siebie nic nie daje, a poza tym to taki odruch.
-Nie ma problemu. -odparł.. bez uczuciowo? -Tyle co zawsze?
  Mężczyzna pokiwał głową i gdy już miał odchodzić, uderzył się w czoło i cicho powiedział.
-Tak, tylko John prosił o mniejszą ilość alkoholu.
  Peter jakby wybudzony z transu, nadal oczywiście patrząc przed siebie zaczął przygotowywać nieznane mi kombinacje alkoholi.
-Jeśli pan się na coś zdecydujesz, to proszę mi powiedzieć. -odparł ponownie w taki.. nietypowy dla niego sposób.
  Już po tym mogę stwierdzić, że coś jest mocno nie tak. Gdzie się podział ten pełen życia nastolatek, ten skaczący po ścianach w czerwonych rajstopach dzieciak z ADHD? Wiecznie wypisujący do Happiego oraz z milionem pytań na ustach Peter, którego poznałem?
  Przyglądałem mu się, z każdą chwilą dostrzegając coraz więcej smutnych szczegółów. Z tego co pamiętam, to nie był taki chudy, poruszał się z większą gracją, a jego ruchy były pewne. Ze zdziwieniem patrzyłem jak przez jego twarz przechodzi grymas bólu, gdy podnosił półlitrową butelkę z płynem. Jednak bardziej zszokowała mnie ponownie ubrana maska obojętności.. te zastygnięte w jednej pozycji usta, mocno uwydatnione kości policzkowe.. nie, nie mogę patrzeć na jego zmarnowane ciało. W pewnym momencie chłopak wolno schylił się po coś pod ladę, a tuż na wprost mnie pojawiła się dużą, kolorowa tabliczka z napisem:
"W kadrze jest ten oto niewidomy barman, proszę głośno i wyraźnie do niego mówić oraz czekać przy barze na swoje zamówienie. Dziękujemy!"
  Teraz to już całkowicie nic nie rozumiem. Niewidomy? Peter? Od kiedy? Przecież..
-Dzyń, dzyń!
  Jak wybudzony z jakiegoś transu, z przerażeniem spojrzałem na chłopaka przede mną, który od momentu mojego wejścia nie przestawał patrzeć się w to samo miejsce.
  Po sekundzie od zadzwonienia dzwonkiem, zza drzwi prowadzących najprawdopodobniej do kuchni wyłonił się ten sam mężczyzna, który z uśmiechem podszedł do nas.
-Świetnie, dziękujemy ci bardzo! -powiedział, po czym spojrzał na mnie, ale tym razem z mniejszą tolerancją niż poprzednio i niemal natychmiast pochylił się w stronę Petera. -A ten tu nie naprzykrza ci się?
  Jego pytanie pomimo grającej w lokalu muzyki było dla mnie doskonale słyszalne. Na moje szczęście Peter pokręcił głową.
-W takim razie zmywaj się, już i tak za długo dzisiaj siedzisz. -głos tego mężczyzny był ciepły, przyjazny, jakby faktycznie miał wobec chłopaka jak najczystsze intencje. -Przyniosłem ci także twoje rzeczy, żebyś nie musiał się ponownie konfrontować z Ash.
  Chłopak ponownie pokiwał głową i delikatnie wziął swoje rzeczy. Cichym, lekko złamanym głosem zapytał jeszcze na koniec.
-Wszystko z nią dobrze?
  Mężczyzna zerknął na mnie niepewnie, po czym wyszeptał coś jeszcze do Petera, ale tym razem o wiele ciszej. Głupio mi było tak podsłuchiwać ich rozmowę, no ale jak gdyby nie patrzeć.. to mój podopieczny. Może i były ale nadal mój.
-Przyjdę jutro na siedemnastą. -odpowiedział tylko i wraz z bluzą oraz jakimś malutkim kijkiem ruszył wolno w stronę wyjścia z baru.
  Całą drogę podpierał się o blat, aż w końcu ten się skończył. To był chyba dla niego jakiś znak, bo zatrzymał się i założył spłowiałą bluzę. Następnie bez skrępowania złapał mały kijek i pociągnął za oba jego końce, rozkładając go. A więc to była laska dla niewidomych! Ostatecznie skleiłem wszystkie fakty i gdy już chciałem za nim ruszyć, ktoś złapał mnie za rękę.
-A pan dokąd?
  Obróciłem się w jego stronę, pierwszy raz ze strachem w oczach. Ale żeby było jasne, nie boję się jego, tylko tego, że nie odnajdę ponownie Petera. Przecież jak tylko stąd wyjdzie, to zgubię go w tłumie!
-Ja.. -już chciałem skłąmać, gdy nagle jego mina spoważniała.
-Bardzo dbam o swoich pracowników, a o tego chłopca najbardziej, więc lepiej niech pan się trzyma z daleka od niego.
  W tym momencie wkurzyłem się. Bez cienia obawy złapałem za czubek swojego kaptura, ściągając go płynnym ruchem.
-A ja jestem Tony Stark i zapewniam cię, że nie skrzywdzę go. -odparłem, wyrywając swoją rękę z jego uścisku.
  Mężczyzna patrzył na mnie z szokiem, a ja bez chwili wahania wybiegłem z lokalu. Na zewnątrz było lodowato, a deszcz mocno zacinał. Wzdrygnąłem się z zimna, wyobrażając sobie jaki chłód musi czuć Peter w tej cienkiej bluzie. Szybko rozejrzałem się, wytężając najbardziej jak tylko się da wzrok, by móc znaleźć tą jedną, małą istotkę. Jednak wszystko to poszło na marne, kurtyna deszczu już dawno go pochłonęła. Nie wiedząc, w którą stronę mam iść, oparłem się plecami o drewniane drzwi i wzdychając głośno, szepnąłem.
-Potrzebujesz mnie, Peter.. zrobię wszystko, by cię znaleźć. Tym razem to ja obiecuję.
  A zacznę od jutra, od godziny siedemnastej w tym tutaj barze.

~1632~

  Ciut dłuższy rozdział z perspektywy Tonego. Co o nim myślicie, czy w ogóle Tony da radę przekonać do siebie Petera?
  No i najważniejsze pytanie, z jakiej perspektywy chcielibyście kolejny rozdział?
  Pozdrawiam i do następnego poniedziałku <3

I'm so tiredOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz