Rozdział 24

1.6K 133 43
                                    

  Obudziłem się lekko otumaniony, zastanawiając się, co się w ogóle ze mną przez ten czas działo. Byłem tu, tam i siam, ale w sumie, czy to ważne? Jestem, gdzie jestem i dobrze mi tu.. ciepło i tak rozkosznie błogo. Ciekawe, co to za miejsce. Może niebo, albo jakaś inna chmurka? Delikatnie podparłem się na łokciu i ku mojemu zdziwieniu leżałem na czymś niezwykle miękkim. Nadal mając zamknięte oczy i totalnie wyrąbane na to, co się wokół mnie dzieje, badałem fakturę aksamitnego materiału prześcieradła, pod nosem uśmiechając się szczerze. Ze spokojnym oddechem oraz błogim uśmiechem ponownie opadłem na łóżko i wtulając twarz w mięciutką poduszkę, rozkoszowałem się tym dawno nie zaznanym uczuciem. W końcu ostatni raz leżałem na czymś takim.. prawie rok temu, kiedy to pan Stark pozwalał mi zostawać dłużej w swojej wieży, ba, nawet nocować. Bez żadnego stresu zaciągnąłem się przyjemnie pachnącym powietrzem, które miało zapach mięty połączonej z cytryną. Ahh.. mój ulubiony odświeżać powietrza.
  Momentalnie cała błogość uleciała, a ja uświadamiając sobie, gdzie jestem, błyskawicznie podniosłem się do góry. Nie byłem zły, wkurzony, czy zestresowany, tylko zdziwiony swoim obecnym położeniem. Normalnie jakby w tym jednym momencie żadne negatywne emocje nie istniały.. nieźle. Ale w takim razie, tak z czystej ciekawości..
-.. gdzie ja jestem..? -dokończyłem nieświadomie myśl na głos.
  Nie liczyłem na żadną odpowiedź, więc chciałem ponownie się położyć i wygrzać przemarznięte kości, gdy nagle ktoś postanowił ujawnić swoją obecność.
-W tym samym miejscu, co ostatnio, Młody. -odezwał się łagodnym tonem głos, który pojawił się znikąd.
  Od razu odwróciłem się w jego stronę, w zdumieniu szeroko otwierając oczy.
-Stój, stój, stój! -krzyknął, kładąc mi szybko dłoń na ramieniu, jakby chcąc zatrzymać w miejscu. -Spokojnie, bez paniki, nie uciekaj już nigdzie.
  Nieświadomie przechyliłem głowę w prawo, zastanawiając się o co temu typowi może chodzić. I jak szybko pomyślałem, tak szybko sobie wszyściutko już któryś raz z rzędu przypomniałem. Wiadomo, krew, dziwne dźwięki, bla, bla, bla i głos Tonego Starka.
-Tony? -zapytałem cicho, nie podnosząc głowy jeszcze bardziej do góry.
  Nie bałem się go, tylko wstydziłem swojej nad wyraz gwałtownej reakcji. W końcu to uderzenie może i nie było za mocne, ale jak najbardziej nie na miejscu. Z drugiej strony mógł się tam nie pojawiać, w końcu po co ma siedzieć we własnej wieży! Bez sensu.
-Dlaczego miałbym uciekać? -zapytałem lekko skruszony.
  Usłyszałem, jak mężczyzna podnosi rękę i przeczesuje swoje, jak zwykle pewnie nieułożone włosy. Ponownie przekrzywiłem głowę, ale tym razem w drugą stronę i uśmiechnąłem się do niego głupkowato, nie czując nawet, jak mięśnie na twarzy rozciągają się.
-Ja.. eee.. kazałem ci podać całkiem sporo środków przeciwbólowych i na uspokojenie. -powiedział mi przyciszonym głosem, głośno przy tym pocierając swój kark.
  Wzruszyłem tylko ramionami i jak gdyby nigdy nic, odwróciłem się do niego dupą, naciągając  ślicznie pachnącą kołdrę pod samą brodę i przypadkowo pociągając za jakiś kabelek. Jednak nie przejąłem się tym za bardzo i po raz pierwszy od bardzo dawna leżałem zrelaksowany, a wszelkie zwątpienia czy poczucia winy odeszły w las. Nawet nie zawracałem sobie głowy tym, że Stark tu siedzi, tuż za mną i najprawdopodobniej czegoś ode mnie oczekuje. Wyjebane po całości.
  Moje myśli na dobre opanowały latające kozy i dziko biegające po trawie ryby, który żuły gumę i robiły różowe balony, gdy nagle usłyszałem szelest i skrzypnięcie jakiegoś drewnianego krzesła. Moim prawidłowym odruchem byłoby odwrócenie się w stronę tego dźwięku, ale w sumie i tak nic bym nie zobaczył, więc co mi po tym? Zignorowałem tego fagasa i zająłem się moimi jednorożcami, dziko przy tym ruszając jedną nogą, gdy nagle, nawet nie po sekundzie poczułem, jak materac lekko ugina się pod ciężarem miliardera, a on sam jakby przygarbia się delikatnie.
-Pamiętasz coś? -zapytał, najprawdopodobniej odwracając głowę w moją stronę, bo dźwięk leciał idealnie do moich uszu.
-Tak. -odpowiedziałem troszkę głośniej niż zwykle, bo mój głos był lekko tłumiony przez cieplutkie nakrycie. -Wszyściuteńko! -dodałem z chichotem.
  Odwróciłem się na plecy i jakoś tak dziwnie posłałem uśmiech do miejsca, gdzie powinien być sufit, po czym się wesoło, na cały głos się roześmiałem. Tak o, bez konkretnego powodu.
-Czy na pewno wszyst.. kurwa, za dużo tych prochów.. -usłyszałem gdzieś z tyłu głowy, ale to zignorowałem.
  Nagle moje ciało ponownie ogarnęła dziwna senność oraz zmęczenie, więc czując się bezpiecznie, postanowiłem oddać się w objęcia kochanego i upragnionego w tej chwili snu. Bo czemu nie.
  Tym razem pobudka nie była tak przyjemna, jak jakiś czas temu. Czemu? Bo obudził mnie kurwa potworny ból w lewej dłoni i niemiłosiernie pulsująca głowa, pomijając już resztę ciała, która w upierdliwy sposób również dawała o sobie znać. Dodatkowo, w powietrzu unosił się metaliczny zapach krwi, a nie, tak jak poprzednio cudna mięta i smakowita cytrynka. Powoli, aby nie otworzyć jakiś ran na brzuchu, czy gdzie to one tam są, bo już się pogubiłem, podniosłem się do siadu i głęboko oddychając, starałem się uspokoić swoje coraz to szybciej z nerwów bijące serce.
  Nie ukrywam, bardzo nie podoba mi się obecna sytuacja. Jestem w wieży Starka, w pokoju, który Stark robił i do tego nie wiadomo, czy nagle nie wejdzie tutaj, zupełnie jak gdyby nigdy nic i nie zacznie krzyczeć. Nie ufam mu, tym bardziej, że pod wpływem jakiś dziwnych substancji gadałem nie wiadomo co. Chociaż.. w sumie to przepraszał mnie wtedy i obiecywał coś, ale.. przecież zawsze krzyczał, gdy misja mi nie wychodziła.. i.. i ja mu dałem z liścia. Na pewno mnie nienawidzi i gadał tak tylko pod wpływem emocji. To wszystko to moja wina! Znów niepotrzebnie ingeruję we własne życie. A było trzymać się tej jebanej pracy, zarabiać grosze, żyć z dnia na dzień, zamienić co jakiś czas parę słów z Ash i w spokoju umrzeć.. to nie, musiałem odebrać jaki jebany telefon. No musiałem! Agr!
  Złapałem się gwałtownie za głowę i mocno pociągnąłem za włosy, wyrywając przy tym kilka.
-Uspokój się! -krzyknąłem na cały pokój, odrzucając gdzieś na bok kołdrę. -Uspokój, uspokój, uspokój!
  To nie pomaga. To wcale nie pomaga!
  Nie patrząc na nic, na żaden ból czy przeszkody, wstałem i pamięciowo skierowałem się w stronę, gdzie powinny być drzwi. Wydaje mi się, że ich położenie w ciągu tych miesięcy się nie zmieniło. No chyba, że był tu jakiś ogromny remont, w co wątpię. Tak więc ruszyłem śmiałym, choć chwiejnym krokiem w stronę drzwi, chcąc wyjść stąd jak najszybciej, ale jak zwykle nie było mi to dane. Już po zrobieniu trzech kroków coś mnie zatrzymało. A mianowicie czyjaś rozgrzana, delikatna i mała dłoń. Wiedziałem, że ten głupek tu zostanie.
-Odwal się, Stark. -powiedziałem odruchowo z nienawiścią w głosie, gwałtownie wyrywając swoje ramię.
  I to był jeden z gorszych ruchów, jakie kiedykolwiek zrobiłem. Straciłem równowagę i dodatkowo zahaczając nogą o jakąś rurkę, która pociągnęła mocno coś przy mojej dłoni, poleciałem w stronę dobrze znanej mi podłogi. Głęboko w środku miałem nadzieję, że to właśnie to miejsce, w którym jest ten wspaniale mięciutki, błękitny dywan, jednak moje bardziej urealnione myśli podsuwały mi obraz zimnych i twardych paneli, dzięki którym zyskam parę dodatkowych siniaków tu i ówdzie. Wziąłem płytki wdech i w mroku oczekiwałem ponownego spotkania z parterem.
  Byłem tuż przy ziemi, gdy nagle objęły mnie czyjeś silne ramiona, ściskając mocno moje osłabione ciało, po czym powoli, razem ze mną tajemnicza postać opadła na podłogę. Na mojej twarzy malowało się czyste zdumienie, bo dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że te ramiona w żadnym wypadku nie przypominają męskich ramion.. tylko kobiece.
-Oh, Peter, co się z tobą stało? -zapytała głucho kobieta, przytulając mnie do siebie jeszcze mocniej i głaszcząc mnie jednocześnie po głowie.
  To było tak przyjemne uczucie.. ahh, ciocia May często tak myziała mnie po główce, abym szybciej usnął lub się uspokoił.
-Na-natasha? -zapytałem głupio, nie wiedząc w ogóle skąd ona się tutaj wzięła.
  Kobieta odgarnęła włosy ze swojego czoła, po czym delikatnie odsunęła mnie na kilkanaście centymetrów od siebie. Czułem, że intensywnie wpatrywała się w moją twarz przez dobrą minutę, by następnie ponownie mocno mnie przytulić.
-Nawet nie wiesz, jak bardzo się przestraszyłam! Wtedy, gdy widziałam twoje ciało.. całe.. w-we kr-rwi.. -szeptała łkając tuż nad moim uchem. -Tak ba-ardzo się bałam, że już cię nie odzyskamy! Co się stało? Dlaczego nic nikomu nie powiedziałeś?
  Skuliłem się jeszcze bardziej, o ile było to możliwe w mocnym uścisku rudowłosej i spuściłem głowę.
-Wiedziałam, no po prostu wiedziałam! -krzyknęła nagle, wstając niczym armagedon z podłogi i zaczęła głośno chodzić wokół mnie. -To wszystko wina Starka! To musi być wina tego skurwiela, nikt inny tobą tak nie gardził, w końcu..
-To tylko i wyłącznie moja wina. -ośmieliłem się jej przerwać, podnosząc głowę do góry i patrząc tam, gdzie najprawdopodobniej się znajdowała. -Sam to na siebie sprowadziłem. Gdybym.. gdybym nie był tak lekko myślny, trochę bardziej uważny i.. po prostu lepszy, to to by się nie wydarzyło. Oni by nie zginęli. Ja..
  Momentalnie umilkłem, zdając sobie sprawę, że powiedziałem za dużo. O wiele za dużo.
-Peter, kto zginął? -zapytała Natasha, kucając tuż naprzeciwko mnie. -Proszę, wiesz, że zależy mi..
  Szybko pokręciłem głową, a z w och oczu wydobyła się jedna, pojedyncza łza.
-Pozwolisz mi stąd wyjść? -zapytałem lekko spłoszonym tonem. -Proszę..
  W odpowiedzi usłyszałem ciche westchnięcie. Zrezygnowany chciałem wstawać i podjąć próbę wyjścia stąd samemu, gdy nagle poczułem coś w dłoni. Coś prostokątnego.
-Możesz wyjść, ale tylko pod warunkiem, że weźmiesz ten telefon i będziesz codziennie dzwonił na jedyny zapisany tam numer. Że będziesz rozmawiał.. minimum pięć minut z każdą osobą, która odbierze.. że.. ehh, proszę, Peter.
  Spojrzałem w miejsce, gdzie teoretycznie powinna być twarz Natashy i posłałem jej lekki uśmiech. Ona jako jedna z nielicznych rozumiała, że nie lubię być zamykany w jednym pokoju, że ciężko mi się zwierza z tajemnic oraz problemów i że nienawidzę siedzieć bezczynnie.. a raczej nienawidziłem.
  Tak więc pokiwałem delikatnie głową, zgadzając się na jej propozycję, która tak na marginesie i tak mocno zmodyfikuję.
-Wszystko, byleby tylko stąd wyjść i więcej nie wracać. -szepnąłem.
  Kobieta łagodnie złapała mnie za dłoń i delikatnie podnosząc do góry, wyjęła jakąś igłę, po czym kładąc mi dłoń na barku, zaczęła prowadzić do wyjścia.
  Szkoda tylko, że nie wiedziałem, że to dopiero początek ich zainteresowania moją osobą.

~1639~

  Lekko przyćpany Peter, opiekuńcza Natasha i jedna, wielka niewiadoma. Ah, piękny początek dnia xD
  A tak na poważnie, jak myślicie, Nat naprawdę pozwoli mu tak o, wyjść? Ta niepewność xD
  Co tu dużo mówić, udanego Sylwestra i Szczęśliwego Nowego Roku ❤️❤️❤️
  Do zobaczenia w 2020!

I'm so tiredOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz