Byłem świadomy.
Byłem świadomy każdej czynności, jaką mi oraz przy mnie robili. Wiedziałem, że ktoś przy mnie czuwa, dzień i noc, że ktoś przychodzi i siedzi ze mną godzinami, po czym wchodzi ktoś inny, tak jakby zmieniając go. Wiedziałem to, bo mieli zupełnie odmienny styl chodzenia oraz stawiania kroków. Raz cięższe, raz lżejsze, po czym ktoś inny szurał kapciami po podłodze. Wiedziałem, że ludzie mnie otaczają, że się martwią i robią wszystko, aby utrzymać mnie przy życiu, jednak.. tak naprawdę wszystko to było nie potrzebne. Bo tak naprawdę nie odchodziłem.
Czułem wszystko.
Czułem każdy, nawet najdelikatniejszy dotyk na mojej powoli już stygnącej skórze. Każdy, nawet najmniejszy ciężar był dla mnie niczym mocne uderzenie rozpędzonego samochodu. Wiedziałem, że ktoś dotyka mojej dłoni, ktoś ją gładzi lub delikatnie ściska, jakby szukając wsparcia. Czułem, że dzień w dzień podpinali do mojego ciała różne, najpewniej co rusz nowe, lepsze rurki, kabelki i inne rzeczy, które tylko teoretycznie miały podtrzymywać moje życie. Bo tak naprawdę wcale nie odchodziłem.
Słyszałem wszystko.
Słyszałem wszystko, co do mnie ci ludzie mówili, mimo że słowa co jakiś czas się zlewały, w rezultacie dając ciężką do rozszyfrowania paplaninę. Słyszałem ich płaczliwe, smutne, załamane i momentami nawet pozbawione nadziei tony, jakich używali do rozmów między sobą, jak i w monologu prowadzonym chyba w moim kierunku. Słyszałem, jak pocieszają się nawzajem oraz płaczą cicho. Słyszałem ciche, jakby odległe trzaskanie garów, monotonne, rzekłbym nawet irytujące pikanie i oddech. Płytkie wdechy oraz wydechy osoby, która non stop była przy mnie, która nie spuszczała mnie nawet na moment ze swoich, zapewne podkrążonych i mocno zaczerwienionych oczu. Martwili się o mnie, nie wiedząc, że tak naprawdę ich słyszę i marzę o tym, by im powiedzieć, że to było zupełnie niepotrzebne. Bo tak naprawdę wcale nie odchodziłem.. ale skąd oni mogli to wiedzieć?
Mimo, że tak naprawdę moja świadomość była na wysokim poziomie, wszystko czułem i słyszałem, to za cholerę nie mogłem otworzyć oczu, nie mogłem ruszyć nawet najmniejszym palcem u stopy, by pokazać tym wszystkim ludziom, których znam, bądź też nie, że tak naprawdę wszystko to jest bezcelowe. Moje samopoczucie było.. dobre. Wszechogarniający moje ciało ból z każdą godziną się zmniejszał, przynosząc wspaniałe uczucie ulgi i.. takiej dziwnej, jakby dawno utraconej siły. Zupełnie, jakby to, co się stało właśnie tak miało się potoczyć, właśnie tak miało się skończyć.
Bo po deszczu zawsze wychodzi słońce.
I tak też było w moim przypadku. Wolno upływające godziny, w których to mój organizm, jak dobrze naoliwiona maszyna, sam się naprawiał, regenerował, leciały jedna za drugą. Na początku chciałem je policzyć, jednak zgubiłem się po około dziesięciu tysiącach sekund. Jedyne, co już wtedy mogłem zrobić, to czekać, aż nadejdzie ta chwila i nie zaprzątać sobie umysłu zbędnymi rzeczami.
Czas leciał i leciał, i leciał, aż w końcu nastała ta godzina, ta minuta, ta sekunda, w której to poczułem się zupełnie jak za dawnych czasów. Nie wiem, skąd to wiedziałem.. może intuicja, a może każda budząca się osoba to wie, ale nastał czas na ostateczną próbę, by wyrwać się z tych ciemności, otaczających już i tak zbyt długo moje ciało. Powoli, niepewnie ruszyłem palcem wskazującym prawej dłoni, następnie środkowym, a potem zacisnąłem całą pięść. Ah, pierwszy sukces! Następnym moim celem było otworzenie tych ociężałych powiek, które zasłaniają mi ten wiecznie kolorowy i pasjonujący świat.
Pierwsza próba skończyła się na lekkim zmarszczeniu czoła i mocniejszym zaciśnięciu powiek. Nosz szlak, dlaczego wyszło odwrotnie? Agr. Kolejna próba.. która zakończyła się dosłownie minimalnym uchyleniem powiek. O nie, nie, nie, tak się bawić nie będziemy. Jestem Peter Parker i ja się nie poddaje! Nigdy! Trzecia próba.. ahh.. delikatnie rozszczelniłem jakby przyciągane nad wyraz mocnym magnesem powieki, ale biel, która mnie w tym momencie poraziła, wywołała u mnie niewyobrażalny ból w skroniach. Cichy jęk wydobył się z mojego zaschniętego gardła, co jeszcze bardziej spotęgowało niemiłe uczucie. Dosłownie w tym samym momencie usłyszałem, jak ktoś zrywa się z chyba drewnianego stołka, gwałtownie przewracając go na podłogę.
-Peter?
Po sekundzie rozległ się huk. Głośny, jakby nie z tego świata huk, wywołany kontaktem stołka z podłogą podrażnił moje uszy w taki sposób, że przez chwilę nie byłem w stanie się ruszyć. Jednak po sekundzie ciało zareagowało w obronny sposób, przez co nie myśląc nawet o przymocowanych do mnie rurkach, szybko skuliłem się na o dziwo miękkim łóżku i ignorując wszystko, co mnie otacza, nakryłem szczelnie dłonie na uszy, chcąc w jakikolwiek sposób złagodzić pożerający mnie ból. Bo przecież to zawsze działa. Pamiętam, jak na początku swojej kariery jako superbohater zostałem porządnie kopnięty w żebra. Tylko dzięki adrenalinie i wyłączonemu mózgowi wykonałem potężnego kopniaka z półobrotu i charakterystyczną dla mnie siecią przyszpiliłem rabusia do ściany. Następnie, jak w amoku udałem się na najbliższy dach i skuliłem się, czując, że właśnie ta pozycja pozwala mi jak najlepiej znieść różnego rodzaju obrażenia czy boleści.
Dopiero po długich jak diabli minutach pulsacyjnie rozchodzący się ból zelżał, a ja mogłem swobodnie odetchnąć z niewyobrażalną ulgą. Nie takiego powitania się spodziewałem, ale kto wie, jaka jest pora dnia. Może ten ktoś spał? Nagle, nie wiadomo skąd poczułem delikatny powiew czyjegoś oddechu na skórze, więc automatycznie podniosłem delikatnie głowę do góry i ponownie, ale tym razem delikatniej uchyliłem powieki. Przez ułamek sekundy zdołałem ujrzeć lekko zamazaną, czarną postać na białym tle..
-Kurwa.. -wyszeptałem, czując bolesne konsekwencje popełnienia kolejny raz tego samego błędu.
Tym razem nakryłem dłonią oczy i w ciszy, oddychając ciut szybciej, czekałem, aż ponownie nadejdzie ten błogi stan ulgi. Jednak nie wiedziałem, że reakcja obecnego tu mężczyzny będzie o wiele szybsza, niż moja regeneracja.
-J.A.R.V.I.S, zredukuj światło do najniższego poziomu. -wyszeptał mężczyzna znajdujący się tuż obok mnie.
Przez dłoń oraz powieki widziałem, jak światło powoli gaśnie, więc bez zbędnego pierdolenia się, kuszony oczywiście ciekawością, uchyliłem przez dłoń jedną, a zaraz potem drugą powiekę. Nie odczuwając żadnych negatywnych konsekwencji zdjąłem dłoń z twarzy i podpierając się na łokciach, rozejrzałem się dookoła. To było.. jakieś pomieszczenie, w którym dominowała wręcz sterylna biel. Nade mną zawieszone były lampy, które dawały ledwo co widoczną, ale ciepłą poświatę. Dzięki temu panował tutaj półmrok, który nie drażnił mnie zbyt mocno, a dzięki któremu widziałem wszystko, każdy, nawet maciupki, o żywych kolorach obraz, każdą, działającą lub też nie maszynę i inne mniej ważne przedmioty, które służą ratowaniu ludzkiego życia. Chwila, chwila.. to szpital? Ale.. dlaczego ja tu w ogóle jestem? Niepewnie rozejrzałem się jeszcze raz dookoła, aż w końcu spojrzałem na niezbyt wysokiego mężczyznę o podobnych do mnie włosach, który cały czas patrzył na mnie z lekko otwartą buzią. Bez skrępowania przyjrzałem się jego lekko opuchniętej i naprawdę zmęczonej twarzy, na której aktualnie gościło zdziwienie. Musiał tu już naprawdę od bardzo dawna siedzieć. Z tą myślą w mojej głowie zakłębiło się pytanie, a mianowicie po co. Przecież ja go nie znam.
-Emm.. wszystko dobrze? -zapytałem spokojnie, lekko zachrypniętym głosem.
Przecież wypada zainteresować się tą osobą, nawet jeśli jej nie kojarzę. Poświęciła mi zapewne wiele swojego cennego czasu, którego jak wiadomo, nie odzyska. Mężczyzna jednak nie odpowiedział, więc bez skrupułów patrzyłem na niego dalej. Miał takie.. nie wiem.. dziwnie znajome rysy, charakterystycznie ułożoną i przyciętą brodę oraz duże, brązowe oczy, w których czaiło się niewyobrażalne szczęście i radość, mimo że nie wykonał jeszcze żadnego ruchu. Niby nic takiego, ale.. ale ta broda wydaje mi się być znajoma.
Po sekundzie poczułem ogromny ucisk w skroniach, jakby ktoś przyłożył mi tam rozgrzany do czerwoności, stalowy drut. Uczucie to trwało dosłownie chwilę, przynosząc ze sobą wszystkie wspomnienia. Wszystkie.. dosłownie wszystkie.
Śmierć, cierpienie, ból, strach, pogarda. Wszystko to przeleciało przez mój umysł, jak przyspieszony film, dając mi dosadnie znać, że nie zasłużyłem na to, by się obudzić. Z cichym sapnięciem nieświadomie spojrzałem na swoje odkryte przedramiona, na których wręcz nie było widać kawałka czystej, nieprzeciętej skóry. Natychmiastowo poczułem do siebie obrzydzenie oraz.. na krótko zapomniane poczucie winy. Ale chwila.. to.. co się wtedy stało? Dlaczego mój organizm tak zareagował? Z lekko zmarszczonymi brwiami spojrzałem na miliardera i czując, jak wszelka radość ze mnie ulatuje, przerwałem tą ciszę.
-Tony..? -wyszeptałem cichutko, nie patrząc mu w oczy oraz nadal nie wierząc w to, co przeszedłem. -Jak.. jak długo spałem?
Doskonale pamiętam ten wszechogarniający ból, który wziął się nie wiadomo skąd i w połączeniu z atakiem paniki wywołał wręcz wybuchową mieszankę. Szkoda tylko, że nie wiem dlaczego przez niego przeszedłem, dlaczego był taki dziwny, nietypowy i wręcz podejrzany.
-Peter.
Ciche słowa ledwo co doleciały do moich czułych uszu, a jego ramiona niepewnie oplotły mnie na tyle szczelnie, na ile pozwalała cała ta podpięta do mnie aparatura.
-Peter.. o Jezu, tak bardzo się cieszę!
Mężczyzna zaczął łkać cicho w moje ramię, a ja, jak ten ostatni kretyn myślałem, o co może mu chodzić. No bo chyba nie było tak źle, co?
-Tak się bałem.. że już nigdy się nie obudzisz. -wyszeptał, nadal mając twarz ukrytą w mojej szyi.
Delikatnie i bądź co bądź, nadal słabo, położyłem dłonie na jego plecach, odwzajemniając tym samym przytulasa. No bo kto ich nie lubi? I mimo że bardzo bym chciał, to nie zaprzeczę, że bardzo brakuje mi po prostu zwykłego, rodzinnego życia.
-Niepotrzebnie. -stwierdziłem, odruchowo wzruszając ramionami. -Słyszałem każde wasze słowo, czułem każdy dotyk, ale nie..
Stark momentalnie oderwał się ode mnie, patrząc mi głęboko w oczy i wyciągając przed siebie palec wskazujący.
-To dlaczego się nie obudziłeś?! -krzyknął, mając już niemal całkowicie szklane oczy.
Przestraszyłem się, a wszystkie wspomnienia z udziałem jego obelg i wyzwisk przeleciały przez mój umysł jak strzała. Jak mogłem nawet przez chwilę pomyśleć, że to.. ten uścisk.. rodzina.. nie. Nie, nie, nie! Niemal natychmiast skuliłem się w jedwabiście gładkiej i równie białej, co całe to pomieszczenie, pościeli, patrząc na niego nie lada wystraszonym wzrokiem.
-Przepraszam, przepraszam, przepraszam! -krzyknąłem złamanym głosem. -Ja nie chciałem, naprawdę, ja..
Pip, pip,pip, pip, pip..
Naszą ostrą wymianę zdań przerwało coraz to szybsze i głośniejsze piknie aparatury monitorującej pracę mojego serca. Krzyk Tonego, wspomnienia oraz coraz to głośniejsze pikanie nakręcało moją wyobraźnię do tego stopnia, że widziałem już swoje zakrwawione zwłoki gdzieś w końcu tej sali. Przecież.. ja podniosłem na niego głos! I do tego.. nie obudziłem się szybciej.. zasłużyłem na karę, zasłużyłem na kolejne cięcie. Wszystko robię źle.
Z moich oczu spłynęła jedna, samotna łza, która pokazała, jak bardzo rozbity i słaby jestem w środku.
-Boże.. -wyszeptał brązowooki. -Spokojnie Peter, nie chciałem się unieść, po prostu.. leżałeś tutaj siedemnaście dni. Siedemnaście jebanych dni, w czasie których nic nie mówiło, że w ogóle się obudzisz. Bruce wykonał szereg badań i.. to wszystko na nic.
Spojrzałem na niego zdumionym wzrokiem. Tony Stark martwił się o mnie, co więcej, z mojego powodu aktualnie płakał. Odważyłem się delikatnie podnieść do góry i z duszą na ramieniu zbliżyłem się do pochylającego się nade mną miliardera. Jego blade dłonie mocno zaciskały się na metalowej poręczy, która z jednej strony otaczała moje łóżko. Niepewnie podniosłem rękę i starłem jego łzę z policzka, zwracając tym samym na siebie całą uwagę.
-Może po prostu oboje cieszmy się z tego, co jest, nie obwiniając się za to, co było. -wyszeptałem wiedząc, że kłamię mu prosto w oczy.
Bo przecież nie tak łatwo pozbyć się myśli, ze zawodzę wszystkich dookoła.
Tony pokiwał tylko głową, ponownie zamykając mnie w szczelnym uścisku, jednak jak szybko to zrobił, tak szybko przestał.
-J.A.R.V.I.S, podkręć trochę światło.
Nie za bardzo wiedziałem, o co może mu chodzić. Gdy światło zwiększyło ociupinkę swoją intensywność, a Stark był w stanie zobaczyć o wiele więcej, to w ciągu sekundy złapał moją brodę i zmusił mnie, abym spojrzał mu prosto w oczy. Chwilę patrzył na mnie, po czym zadał mi jedno z najgłupszych w tej chwili pytać.
-Co widzisz?
Faceta z tłustymi włosami, od którego śmierdzi na kilometr, i któremu przydałoby się sporo snu.
-Że od dawna nie spałeś. Masz wory większe niż ja, kiedy to była akcja z tym całym gangiem.
Szybko puścił moją twarz i wziął jeden, głęboki wdech.
-Odzyskałeś wzrok.
I właśnie w tej chwili uświadomiłem sobie, co tak naprawdę się zmieniło.
Widziałem. Widziałem każdy cholerny szczegół na jego twarzy, jak i za nią.. i wokół. Z lekko rozchylonymi ustami zacząłem kręcić dookoła głową, lekko podnosząc się do góry.
-Łaał.. -wymsknęło mi się.
Niby biel, ale gdzieś na ścianie wisiał kolorowy obrazek, gdzieś tam były stalowe maszyny i.. o mój Boże moje dłonie! Zacząłem je z niemałym zachwytem oglądać, uśmiechając się jak małe dziecko na widok lizaka. W milczeniu badałem fakturę gładkich dłoni oraz pociętą, wręcz chropowatą fakturę przedramion, które w tej chwili również napawały mnie zachwytem. W końcu byłem w stanie zobaczyć biel, małe siniaki i ciemnoczerwone strupy. O mój Boże, to takie piękne.
Nie wiem ile czasu na tym spędziłem, ale w końcu ciszę przerwały ciche, pełne radości słowa.
-Naprawdę tęskniłem.
Posłałem mu z deczka niepewny uśmiech, starając się nie rozdrapywać starych ran. Jak gdyby nie patrzeć, obiecałem coś sobie oraz Ash.
-Można uznać, że regeneracja znów działa i to na pełnych obrotach. -zaśmiałem się cicho, chcąc nadać jakiś temat i nie patrzeć mu w te szklane oczy.
-Mogę cię o coś zapytać?
-Pewnie. -odparłem, kładąc się ponownie na poduszkach.
-Dlaczego.. dlaczego masz tyle blizn, tyle świeżych cięć? Dlaczego nic nie mówiłeś? Przecież.. ja.. myślałem, że jest coraz to lepiej.
Jego pytanie totalnie mnie zaskoczyło i jednocześnie.. nie wiem ucieszyło? Czyżbym skrycie pragnął uwagi i jakiejś chęci pomocy? Czyżby jedyna osoba, która najbardziej mi szkodziła.. była mną? Agr.. nie wiem już, co mam myśleć, jestem taki zagubiony, taki zmęczony tym wszystkim. Dlaczego po prostu nie mogę odciąć się od przeszłości i żyć normalnie, szczęśliwie? Dlaczego, ty pierdolony mózgu, nie pozwalasz mi się uwolnić od wyrzutów sumienia!? Dlaczego to zawsze ja jestem źródłem wszelkich problemów..?
-Ja.. ja jestem taki zmęczony, Tony, już od jakiegoś czasu.. -wyznałem w przypływie ledwo co odczuwalnej odwagi. -To wszystko mnie po prostu przerosło.. wiesz, tyle się ostatnio działo, że ja.. że moja psychika nie wiedzieć kiedy zaczęła się po prostu sypać. Ja..
-Nie mów nic więcej, wiem doskonale o co chodzi. -odrzekł, posyłając mi delikatny uśmiech. -Obiecuję, że od teraz poczujesz się naprawdę kochany, poczujesz się, jak w normalnej, choć dużej rodzinie. Tylko musisz zrobić jedno..
-.. dać sobie szansę i nie myśleć o tym wszystkim. -przerwałem mu. -Tylko nie wiem, czy potrafię.
-Potrafisz, pomogę ci, całą drużyna ci pomoże, a na czele z nią będzie..
Nagle jego komórka zawibrowała, oznajmiając, że dostał nową wiadomość.
-Ha, ha, ha, o wilku mowa. Zaraz ktoś tu do ciebie przyjdzie. -wyszeptał. -Nie chcę wam przeszkadzać więc..
I w tym momencie drzwi gwałtownie otworzyły się, a w nich stanęła.. dziewczyna ubrana w zwykłe, czarne spodnie i ciut za dużą, czerwoną bluzkę z jakimś zespołem. Była ona nie za wysoką nastolatką z długą burzą blond włosów na głowie oraz najprawdziwszym i najszczerszym uśmiechem, który gościł na jej pełnych, malinowych ustach. Dziewczyna patrzyła na mnie dużymi, niebieskimi oczami z zachwytem i.. chyba niemą miłością. Ona.. ja ją chyba znam. Ten opis pasuje tylko do..
-Ash..? -szepnąłem, a uśmiech na jej twarzy powiększył się jeszcze bardziej.
Ruszyła biegiem w moją stronę, w trymiga przemierzając dzielącą nas odległość i niemal rzuciła się na mnie, oczywiście ostrożnie obejmując moje ciało.
-Nie wierzę, że się obudziłeś.. -czule powiedziała prosto do mojego ucha.
Odwzajemniłem uśmiech z łzami w oczach, bo dopiero teraz poczułem, jakiego w życiu mam farta.~2473~
Agr.. nie jestem zbyt zadowolona z tego rozdziału, nawet nie wiem dlaczego XD jakiś taki.. za mało depresyjny i nic się nie dzieje (pewnie dlatego taki długi mi wyszedł xD). No ale cóż, Peterek się obudził (co chyba było do przewidzenia.. chociaż poprzedni rozdział byłby dobrym zakończeniem tej książki xD), Tony zaczyna wdawać się w ojca, a Ash wbiła.
Bardzo chętnie poznam Wasze opinie i co tu dużo mówić, do następnego poniedziałku! <3
CZYTASZ
I'm so tired
Fanfiction"Wszedłem do pokoju i chwiejnym krokiem skierowałem się w stronę pożółkłego materacu, który kuł nie wiadomo czym w plecy, gdy się na nim leżało. Jak tak dalej pójdzie, to po prostu się wykończę, chociaż.. może dla świata oraz dla mnie to i lepiej? N...